Dlaczego rząd w swoich decyzjach dotyczących obostrzeń pominął 400 tys. nauczycieli i pracowników oświaty oraz prawie 4 mln uczniów z przedszkoli i szkół podstawowych? – zaalarmował ZNP. Według Związku, prawo do przejścia na tryb kształcenia zdalny lub hybrydowy powinny mieć także szkoły i placówki, w których kształcą się najmłodsze dzieci
Wczorajsze decyzje rządu w sprawie nowych obostrzeń sanitarnych wprowadzanych od 17 października br. wywołały wiele emocji. W strefie żółtej szkoły wyższe i średnie przejdą na nauczanie hybrydowe. To oznacza, że część uczniów będzie się uczyła zdalnie, a część stacjonarnie. Nie wiemy jeszcze, na jakich zasadach będzie się to odbywało i czy dyrektorzy otrzymają prawo do decydowania o regułach organizacji nauczania hybrydowego w swoich placówkach. Natomiast w strefie czerwonej – która obejmie już wkrótce 70 proc. ludności! – szkoły wyższe i średnie mają przejść w tryb nauczania zdalnego.
– W sposób absolutnie nieuzasadniony pan premier pominął całkowicie szkoły podstawowe i przedszkola, w których uczy się prawie 4 mln uczniów oraz pracuje 400 tys. nauczycieli i pracowników oświaty – ocenił prezes ZNP Sławomir Broniarz. – W żadnej mierze nie można uzasadnić decyzji premiera, które pomijają życie i zdrowie uczniów, nauczycieli pracowników w tych placówkach – dodał.
Jego zdaniem, „rząd pominął połowę systemu edukacji, jaką są podstawówki i przedszkola”.
Politykę rządu wobec szkół trudno logicznie uzasadnić także w świetle innych decyzji, jak np. zamknięcia siłowni i klubów fitness, czy wprowadzenia ograniczeń w liczbie klientów przebywających w tym samym czasie w sklepie. – Dlaczego nauczyciele mają opiekować się uczniami np. podczas zajęć wychowania fizycznego, gdy mają pod swoją opieką 36 wychowanków? Dlaczego nauczyciele szkół podstawowych, które są zagęszczone w efekcie reformy Anny Zalewskiej, mają prowadzić zajęcia mając pod opieką 30-osobwe klasy. Jakie są uzasadnienia tych decyzji? – pytał prezes ZNP.
Sytuacja oświaty jest wyjątkowo trudno, ponieważ resort edukacji nadal de facto nie ma swojego szefa. Obecny minister Dariusz Piontkowski ma wkrótce odejść, a wyznaczony na jego miejsce Przemysław Czarnek zaraził się koronawirusem. Nie wiadomo więc, kto będzie podejmował szczegółowe decyzje w sprawie regulacji dotyczących szkół i placówek oświatowych.
– Dlaczego rząd zostawia bez pomocy i wsparcia najmłodszych obywateli? Dlatego pomija 400 tys. nauczycieli i pracowników oświaty? To nie znajduje żadnego zrozumienia w środowisku nauczycielskim. Czy my nauczyciele szkół podstawowych i przedszkoli jesteśmy gorsi? Dlaczego rząd zajmuje się tylko szkołami średnimi i uniwersytetami? – pytał prezes ZNP. – Z dezaprobatą odnosimy się do tego, że premier pominął w swoim wystąpieniu 400 tys. nauczycieli i pracowników oświaty oraz 4 mln uczniów – dodał.
Premier pominął też placówki opiekuńczo-wychowawcze, choć pracujący tam nauczyciele muszą mieć bezpośredni, fizyczny kontakt z wychowankami.
Problemy czekają jednak także te placówki, które już wkrótce zaczną kształcić zdalnie lub hybrydowo. Chodzi o zaniedbania w przygotowaniu polskiej oświaty do kształcenia na odległość. – Co zrobiono przez ostatnie siedem miesięcy z edukacją zdalną? Już w marcu apelowaliśmy, by realnie wesprzeć nauczycieli i uczniów, którzy są skazani na pobyt w domach, muszą walczyć o komputer z rodzeństwem czy pracującą matką. Przez siedem miesięcy nie zrobiono nic – podkreślił Sławomir Broniarz. – MEN wydał 150 mln na zakup sprzętu. To 150 tys. komputerów. Czyli ułamek zapotrzebowania z punktu widzenia 4 mln uczniów i 600 tys. nauczycieli. MEN zapowiadał szkolenia. Co w tej sprawie zostało zrobione? Do dziś MEN nie wykonał najmniejszego kroku w tej sprawie – dodał.
Nadal nie została też udostępniona nauczycielom profesjonalna platforma edukacyjna, która umożliwiałaby prowadzenie zdalnych lekcji.
– Każde dziecko i nauczyciel powinien mieć komputer wypożyczony ze szkoły i każda szkoła powinna mieć dostęp do szybkiego internetu. Inaczej będzie się pogłębiała nierówność w dostępie do edukacji. To rzecz niebywała w XXI wieku, że dostęp do edukacji będzie zależał od zamożności rodziny – podkreślił prezes Związku.
ZNP domaga się więc „urealnienia uprawnień dyrektorów”, tak, by mogli decydować o przejściu ich placówek na edukację hybrydową lub zdalną bez konieczności uzyskania zgody sanepidu. – Sytuacja dotycząca relacji między szkołami a sanepidem jest bardzo zła – ocenił Sławomir Broniarz. – Nie może być tak, że szkoła ma ucznia i nauczyciela z objawami koronawirusa, a musi przez kilka dni czekać na decyzję sanepidu. To igranie ze zdrowiem uczniów, nauczycieli i pracowników oświaty – dodał.
Związek oczekuje, że premier nie tylko zobowiąże ministerstwo edukacji do ciężkiej pracy nad rozwiązaniem najbardziej palących problemów, ale także osobiście będzie nadzorował działania MEN. – Każde opóźnienie w pracy MEN rzutuje na funkcjonowanie całego systemu edukacji. Wszyscy nauczyciele chcą wrócić do szkoły i normalnie prowadzić zajęcia z kredą przy tablicy i uczniami w zasięgu wzroku, ale jednocześnie chcą mieć poczucie bezpieczeństwa. Żądamy wsparcia ze strony rządu, także co do spraw finansowych – podkreślił prezes ZNP. Chodzi o to, że samorządy nie mają pieniędzy, a np. podzielenie klas na grupy, czy zakup sprzętu niezbędnego do edukacji zdalnej wiąże się z ogromnymi kosztami.
– Edukacja będzie decydowała o przyszłości naszego kraju. W decyzjach nie można pomijać przedszkoli, szkół, placówek opiekuńczo-wychowawczych. Także tam uczniowie mają prawo czuć się bezpiecznie – podsumował szef Związku.
(PS, GN)