Staramy się o wypełnienie pewnych obietnic, które padły przy wprowadzaniu w życie ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym, zwanej ustawą 2.0. Bo nie wiem, czy jest jeszcze nazywana Konstytucją dla Nauki. Przed laty warunkiem wprowadzenia tej ustawy było podniesienie wynagrodzeń pracowników szkolnictwa wyższego i nauki. Upominamy się dziś o to, co nam kiedyś obiecano, a jednocześnie zwracamy uwagę na pogarszającą się sytuację finansową szkolnictwa wyższego i nauki w ogóle. Konieczny jest systemowy wzrost nakładów na nasz sektor, który od wielu lat jest marginalizowany.
Z Anetą Trojanowską, wiceprezeską Rady Szkolnictwa Wyższego i Nauki ZNP, przewodniczącą Ogólnopolskiego Komitetu Protestacyjnego, rozmawia Katarzyna Piotrowiak
Za Wami kolejne spotkanie zespołu, który ma zajmować się płacami w szkolnictwie wyższym. W jego skład wchodzą m.in. przedstawiciele MEiN, związków, w tym RSzWiN ZNP, a także reprezentanci Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich oraz Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego. Czy cokolwiek drgnęło?
– Tak jak można było się spodziewać, żadnego przełomu nie było. Niestety. W naszym przekonaniu rządzący nie do końca wykazują wolę zwiększenia nakładów na finansowanie szkolnictwa wyższego oraz na podwyżki wynagrodzeń. A dodam, że jeśli chodzi o finansowanie szkolnictwa wyższego i nauki w Polsce, to sytuacja jest bardzo zła.
Biorąc pod uwagę nakłady w odniesieniu do PKB, jesteśmy na jednym z ostatnich miejsc w Europie. Wynagrodzenia pracowników, w tym nienauczycieli, zaczynają wyglądać naprawdę tragicznie. Spora grupa zarabia na poziomie minimalnym, gdyby nie była wliczona w to premia, to byłoby jeszcze gorzej.
W grudniu ub.r. rozpoczął się protest pracowników szkolnictwa wyższego. Niedawno wystąpiliście do Senatu o wprowadzenie poprawki do budżetu na 2022 r. uwzględniającej Wasze podstawowe postulaty płacowe.
– Tak. Staramy się o wypełnienie pewnych obietnic, które padły przy wprowadzaniu w życie ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym, zwanej ustawą 2.0. Bo nie wiem, czy jest jeszcze nazywana Konstytucją dla Nauki. Przed laty warunkiem wprowadzenia tej ustawy było podniesienie wynagrodzeń pracowników szkolnictwa wyższego i nauki. Upominamy się dziś o to, co nam kiedyś obiecano, a jednocześnie zwracamy uwagę na pogarszającą się sytuację finansową szkolnictwa wyższego i nauki w ogóle. Konieczny jest systemowy wzrost nakładów na nasz sektor, który od wielu lat jest marginalizowany. Nie działa się w tym kierunku, żeby cokolwiek zmienić.
Po kilku latach od wdrożenia tzw. ustawy 2.0 należy powątpiewać, czy to jest Konstytucja dla Nauki.
– Rzeczywiście, część środowiska już tego tak nie widzi. To miała być przełomowa ustawa, która zmieniała podstawy funkcjonowania szkolnictwa wyższego. Nasze środowisko prawie dwa lata dyskutowało nad jej założeniami. To było plusem, bo „ustawa 2.0” była wprowadzona nieco inaczej niż reforma w szkołach, gdzie nie było tak powszechnej dyskusji.
A że miała to być rewolucja, to wymagała też szerokiego poparcia i zgody. Związki zawodowe uczestniczyły w tych przygotowaniach i zakładaliśmy, że zmiany wiązać się będą także ze wzrostem nakładów na szkolnictwo wyższe i ze wzrostem wynagrodzeń.
To jest rewolucja czy jej nie ma?
– Zależy w jakim zakresie, niestety, nie w kwestii zwiększenia finansowania. Bez wątpienia mamy rewolucję, jeśli np. chodzi o zmiany struktury szkolnictwa wyższego. Na mojej uczelni np. zmieniło się bardzo dużo, już nie mamy katedr i zakładów, są zespoły badawcze. Ale nie wszędzie aż tak radykalnie zmieniły się struktury. „Ustawa 2.0” pociągnęła też za sobą zmiany w sposobie finansowania uczelni. Wcześniej środki te pochodziły z różnych źródeł, obecnie mamy subwencję, czyli jeden strumień pieniędzy, przy czym sposób przekazywania subwencji zależy od tzw. ewaluacji, tzn. od oceny pracy badawczej uczelni.
Jak się czujecie w tej nowej strukturze?
– Oceny są bardzo różne. Niektóre rzeczy się sprawdziły, inne nie. Sprawą, która jest bardzo kontrowersyjna, są kryteria, według których oceniana jest działalność badawcza. Są one bardzo często nieakceptowane w środowisku. W tej chwili za publikację w określonym czasopiśmie otrzymuje się ustaloną liczbę punktów. A lista tych czasopism, a właściwie punktacja za opublikowanie w nich artykułu naukowego, była już kilka razy zmieniana.
To wszystko powoduje niepokój pracowników na uczelniach, gdyż od ewaluacji dyscyplin naukowych zależy nie tylko poziom finansowania badań na uczelniach, ale także uprawnienia do prowadzenia określonych kierunków studiów.
Jednocześnie na większości uczelni ewaluacja bezpośrednio lub pośrednio powiązana jest z oceną pracy nauczyciela akademickiego i ma duży wpływ na to, czy ta ocena będzie pozytywna, czy negatywna. To od niej zależy, czy naukowiec będzie nadal pracował na uczelni. Konsekwencją pierwszej oceny negatywnej może być zwolnienie z uczelni, przy drugiej zwolnienie pracownika jest obligatoryjne.
Jak wiele jest takich przypadków?
– Do tej pory nie było ich wiele, co nie znaczy, że to nie ma miejsca, bo pierwsze oceny według nowych zasad odbywają się teraz. Ocena nauczycieli akademickich to ciągły temat rozmów.
Rozmów czy konfliktów?
– Były zastrzeżenia z powodu ręcznego sterowania listą czasopism i punktacją przez ministra Czarnka. Wszystkie te sprawy w powszechnym odbiorze są słabo znane, tak jak myślenie o tym, kto jest pracownikiem nauki. A to nie tylko nauczyciele akademiccy. W szkołach wyższych zatrudnieni są także pracownicy, których ustawa nazywa pracownikami niebędącymi nauczycielami akademickimi. My, starając się pokazać ich znaczenie w systemie szkolnictwa wyższego i nauki, nazywamy ich pracownikami wsparcia. Ogromna rzesza ludzi kryje się pod tą nazwą. Na naszym uniwersytecie mamy ok. 1,8 tys. nauczycieli akademickich i 1,5 tys. nienauczycieli. O tych pracownikach i ich problemach z niskimi wynagrodzeniami mało się publicznie mówi.
O ile nauczyciel akademicki ma uregulowaną i zapisaną ustawowo minimalną wysokość wynagrodzenia, o tyle tu jest gorzej. W „ustawie 2.0” jest wpisane, że minimalne płace wszystkich grup nauczycieli akademickich są pochodną minimalnego wynagrodzenia profesora. Stanowią określony procent. Tak jest w przypadku adiunkta, asystenta czy lektora. Po kilku latach te minimalne stawki okazały się niewystarczające, bo wynagrodzenie minimalne asystenta to wciąż 3205 zł, profesora 6450 zł. Inaczej jest w przypadku nienauczycieli. Postulowaliśmy, żeby ich pensja była także powiązana z wynagrodzeniem profesora. Ale niestety, nie wprowadzono takiej zasady. Pracownicy niebędący nauczycielami są wynagradzani kodeksowo, czyli mają zapewnione minimalne wynagrodzenie adekwatne do tego w kraju. W tym roku jest to, jak wiemy, 3010 zł.
Ze smutkiem muszę powiedzieć, że wynagrodzenia większości nienauczycieli oscylują wokół wynagrodzenia minimalnego, tylko czasami niewiele je przewyższają. A chcę przypomnieć, że w zeszłym roku było to zaledwie 2,8 tys. zł. Tak niskie są płace wielu z nas.
Chcecie zmiany dotychczasowych zapisów ustawowych?
– Zgłaszamy trzy postulaty. Pierwszy z nich zakłada 17-proc. wzrost wynagrodzeń w 2022 r. dla wszystkich pracowników szkolnictwa wyższego i nauki. Mówimy o wykładowcach i nienauczycielach. Kolejny nasz postulat to podwyżka minimalnego wynagrodzenia zasadniczego dla profesora do wysokości trzykrotnego minimalnego wynagrodzenia za pracę.
Czyli gdyby profesor otrzymał ponad 9 tys. zł, to nienauczyciele mogliby liczyć z automatu na wyższe płace?
– Tak, bo wynagrodzenie profesora wpływa na algorytm podziału subwencji dla poszczególnych uczelni, a w niej są uwzględnione pieniądze przeznaczane na wynagrodzenia dla pozostałych pracowników, w tym tych niebędących nauczycielami akademickimi. My staramy się o podwyżki dla wszystkich, stąd postulat wzrostu wynagrodzeń o 17 proc. Część osób tego nie zauważyła, pytali nas, dlaczego zajmujemy się tylko profesorami. A my przecież żądamy podwyżek dla wszystkich pracowników.
O jak dużej grupie pracowników wsparcia mówimy?
– Bardzo dużej grupie. Wśród nich są pracownicy badawczo- i inżynieryjnotechniczni, administracyjni, informatycy czy bibliotekarze. Chcę zaznaczyć, że często są to ludzie, którzy biorą bezpośredni udział w badaniach naukowych i wspomagają proces dydaktyczny, mają stopnie naukowe, publikują w czasopismach naukowych. Co to jest dla nich 3010 zł?
RSzWiN ZNP podjęła decyzję o kontynuowaniu działań protestacyjnych (komunikat)
Skąd wzięła się tak zła sytuacja płacowa tej grupy pracowników?
– Problem leży w niskich nakładach na szkolnictwo wyższe i naukę. Uczelnie dostają subwencję na pokrycie wszystkich kosztów związanych z działalnością dydaktyczną, w tym na wynagrodzenia. Subwencja ta od wielu lat nie pokrywa wszystkich kosztów, dlatego rektorzy, aby zbilansować budżet, z reguły oszczędzają na wynagrodzeniach. Z punktu widzenia zarządzania finansami uczelni dla rektorów jest to najłatwiejsze rozwiązanie, gdyż nie wiadomo, jaki będzie poziom finansowania w kolejnych latach, a wzrost wynagrodzeń powoduje skutki przechodzące na lata następne. Dlatego w art. 137 ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce wprowadzono ten bezpiecznik uzależniający pensje nauczycieli akademickich od wynagrodzenia profesora. Ale ten zapis chroni tylko ich. Dlatego wynagrodzenia nienauczycieli są tak żenująco niskie w odniesieniu do ich umiejętności i odpowiedzialności.
Na ostatnim posiedzeniu specjalnego zespołu przedstawiciele ministerstwa przekazali, że w zasadzie rozumieją nasze postulaty i trudną sytuację związaną z nakładami na szkolnictwo wyższe i naukę, ale stwierdzili, że należy jeszcze do tego przekonać rząd. Bo oni są już przekonani…
To ciekawe, bo kto ma przekonać rząd, jeśli nie MEiN?
– Ja to rozumiem jako deklarację, że MEiN będzie o to zabiegać. Może coś się wyjaśni, bo planowane są kolejne spotkania. Niech ktoś w MEiN zada sobie pytanie: jak pozyskać nowych pracowników z takimi wynagrodzeniami? W firmach prywatnych pensje są podnoszone przynajmniej o stopień inflacji, a my nie możemy się doprosić realizacji obietnic sprzed kilku lat. Ogólnopolski Komitet Protestacyjny poinformuje wkrótce o kolejnych działaniach, na pewno nie zaprzestaniemy walki. Podejmiemy kolejne kroki.
Dziękuję za rozmowę.
***
*Aneta Trojanowska jest starszym specjalistą badawczo-technicznym oraz prezeską Rady Uczelnianej ZNP na Uniwersytecie Śląskim
Fot. Archiwum prywatne
Wywiad ukazał się w GN nr 4 z 26 stycznia br.