Badanie: Nauczyciele robią, co mogą, ale nie mają wsparcia MEN

Prawie 2/3 nauczycieli prowadzi zdalne lekcje, a ponad 90 proc. – indywidualne konsultacje on-line z uczniami. Jedynie 5 proc. nauczycieli czuje, że ma wsparcie ze strony MEN. Tak wynika z drugiej edycji raportu „Edukacja zdalna w czasie pandemii” przygotowanego przez Projekt Centrum Cyfrowego

Badanie przeprowadzono od sierpnia do początku października wraz z partnerami – Centrum Edukacji Obywatelskiej i Fundacją Szkoła z Klasą. Wśród ponad 700 respondentów znaleźli się nauczyciele ze szkół podstawowych, ponadpodstawowych oraz branżowych.

Prowadzenie lekcji zdalnych zadeklarowało 64 proc. uczestniczących w badaniu nauczycieli. Nauczyciele najczęściej wysyłają uczniom linki lub materiały edukacyjne (93 proc.) oraz komunikują się z uczniami oraz rodzicami przy pomocy dziennika elektronicznego (93 proc.). 91 proc. prowadzi indywidualne konsultacje on-line z uczniami, a 87 proc. przesyła uczniom informacje o zadaniach do wykonania.

Nauczyciele korzystają przy tym z wielu narzędzi do komunikacji. 68 proc. ankietowanych przyznało się do korzystania z 6 lub więcej metod pracy zdalnej. „Było tak przede wszystkim dlatego, że różne sposoby/narzędzia pracy zdalnej nadają się lepiej do danych istotnych w nauce zdalnej celów” – czytamy w raporcie.

„Cała szkoła przeszła na Teamsy, na początku rodzice musieli pomagać, ale potem dzieci same obsługiwali. Robiłam odpytywania online i kartkówki na Formsach, albo gotowce z Genially. Przy pomocy strony AppWriteRate tworzyli pamiętnik. LerningApps, WordWall, Coadable, CodeOrg to na stałe zostawiam w mojej pracy. Poznałam też Pixabay (wiem teraz co można legalnie pobrać)” – to wypowiedź jednej z nauczycielek w szkole podstawowej w woj. śląskim.

Według autorów badania, pandemia odsłoniła problem niskich kompetencji cyfrowych nauczycieli, które są konsekwencją braku szkoleń i wsparcia merytorycznego w tym zakresie. Przejście na edukację zdalną sprawiło jednak, że nauczyciele błyskawicznie zdobyli nowe umiejętności. W raporcie przytoczono wypowiedź jednej z nauczycielek: „Są tacy co maila założyli w lutym, a w kwietniu prowadzili lekcje online i zebranie z rodzicami a mowa o Pani 60 plus”.

Specjalistów zaskoczyły natomiast „rażąco niskie kompetencje cyfrowe uczennic i uczniów”. „Dzieci i młodzież biegła w obsłudze mediów społecznościowych oraz komunikatorów nie potrafi odebrać maila, wejść we wskazany link, wysłać załącznik, ani skorzystać z narzędzi pakietu Office. Zwracając uwagę na ten problem warto pamiętać, że większość z powyższych umiejętności uczennice i uczniowie powinni wynieść z lekcji informatyki” – podkreślono w raporcie.

„Jak już rozwiązałam różne problemy, zaprosiłam dzieci na platformę na konkretną godzinę. Czekam – nikt nie wszedł. Co się stało? Okazało się że nie umieli się zalogować” – wyjaśniła jedna z nauczycielek technikum z woj. mazowieckiego. „Kompetencje cyfrowe moich uczniów są ekstremalnie niskie (ja uczę w technikum i liceum integracyjnym). Moim zdaniem uczniowie są mniej otwarci na technologie cyfrowe, myślę, że nawet mniej niż kiedyś pokolenie rodziców na telefony komórkowe. To jest jak z moim synem i nauką szlaczków, mu nie idzie, to on tego unika. I tak jest z moimi uczniami i cyfrowymi kwestiami”.

Nauczyciele zwracali też uwagę na fakt, że dla wielu uczennic i uczniów pod względem sprzętowym edukacja zdalna oznacza w rzeczywistości naukę za pośrednictwem telefonu. A to sprzęt, na którym edukację zdalną można prowadzić tylko w bardzo ograniczonym zakresie.

„Kolejną zmianą w myśleniu, którą zapoczątkował czas zdalnej edukacji jest kwestia oceniania. Nauczycielki/le zdali sobie sprawę, że tradycyjny sposób sprawdzania wiedzy i oceniania w rzeczywistości lockdownu nie ma racji bytu. Niektórzy sprawdzali każdą pracę domową, ustawiali krótki czas na Testportalach, albo straszyli antyplagiatem. Ale byli też tacy, którzy zmienili swoje podejście do oceniania zakładając, że skoro uczennica lub uczeń posiłkuje się wiedzą z internetu to dobrze, bo jest szansa, że zapamięta gdzie i jak ją znalazł” – czytamy w raporcie.

Ministerstwo edukacji chwali się portalem epodreczniki.pl, który ma kompleksowo wspomagać nauczycieli w zdalnej edukacji. Okazuje się, że korzysta z niego jedynie 49 proc. ankietowanych, serwis służy właściwie jedynie jako źródło materiałów do ściągnięcia i wykorzystania na lekcji. Z rządowego portalu korzystają głównie starsi nauczyciele.

Natomiast najwięcej, bo 84 proc. nauczycieli korzysta z portalu YouTube, a 55 proc. – z wersji elektronicznych podręczników oraz innych materiałów komercyjnych wydawnictw. Nauczyciele chętniej też korzystają z materiałów, blogów i stron przygotowanych przez innych nauczycieli – to 51 proc. ankietowanych. 34 proc. sięga natomiast po e-zasoby edukacyjne przygotowane przez różne instytucje kultury.

Nauczyciele przyznawali, że to właśnie na wyszukiwanie i selekcjonowanie materiałów potrzebnych do zdalnej edukacji poświęcali najwięcej czasu. Czasochłonność procesu zdalnej nauki była najważniejszym problemem dla 59 proc. nauczycieli. Tylko 10 proc. nie narzekało na ten wymiar e-nauki. Dla co trzeciego nauczyciela kluczowym problemem był stres i zmęczenie oraz braki sprzętowe uczniów. Dla co czwartego – stres i zmęczenie u uczniów.

„Dużym zaskoczeniem było dla nas, że specyfika przedmiotu wcale nie miała znaczącego wpływu na realizację edukacji zdalnej. Okazało się, że kluczowy jest w tym przypadku czynnik ludzki – motywacja i poziom kompetencji cyfrowych nauczyciela oraz oczywiście dostępność sprzętu wśród uczniów. Były nauczycielki/le w-f, muzyki czy plastyki, którzy twierdzili, że nie są w stanie uczyć zdalnie i tacy, którzy organizowali dzieciom (a często całym rodzinom) w-f online, uczyli grać na pianinie przez aplikacje albo organizowali zwiedzanie wystaw w wirtualnych muzeach z całego świata. Podobnie było w przypadku nauczycielek/li przedmiotów zawodowych” – czytamy w raporcie.

Badanie ujawniło też złą praktykę nierównego traktowania klas, czyli prowadzenia zdalnych lekcji tylko w niektórych klasach, uważanych za „łatwe”. W pozostałych uczniowie otrzymywali jedynie zadania wysłane przez e-dzienniki czy maila. W niektórych szkołach podobny podział istniał w przypadku przedmiotów uważanych za „ważniejsze” i „mniej ważne”. Czasami o takich formach pracy decydowali nauczyciele, ale czasami spotykali się oni z decyzjami narzuconymi przez dyrekcję.

Badanie pokazało ponadto problem, o którym ZNP, eksperci edukacyjni, nauczyciele oraz rodzice alarmują od początku pandemii, czyli na przeładowaną podstawę programową. „Podstawy programowe większości przedmiotów są bardzo obszerne. Ich pełna realizacja jest bardzo trudna, a w realiach edukacji zdalnej wielokrotnie niemożliwa. Oczywiście zakładając rzetelne podejście do jej realizacji, zakładające jej przyswojenie przez uczniów, a nie tylko >>zadanie<< kolejnych tematów. Na szczęście w wielu szkołach dyrekcje mające świadomość tego problemu dawały jasny sygnał z góry – >>wyluzujmy<<. Kluczowe jest uzyskanie zaangażowania uczennic i uczniów, a nie >>przerobienie” wszystkiego<<” – podkreślono w raporcie.

„Nie da się na lekcjach zdalnych całej podstawy programowej zrobić. Możesz ją zadać, ale jej nie nauczysz” – przyznała jedna z nauczycielek szkoły podstawowej w woj. mazowieckim.

Autorzy badania zapytali też nauczycieli o to, skąd czerpią wsparcie merytoryczne dla pracy zdalnej. 56 proc. zadeklarowało, że źródłem wsparcia są inni nauczyciele z ich szkoły, 50 proc. wskazało na dyrekcję, 40 proc. – na nauczycieli, z którymi kontaktują się za pośrednictwem portali społecznościowych, a 11 proc. – na rodziców.

Jedynie 5 proc. nauczycieli otrzymało wsparcie ze strony Ministerstwa Edukacji Narodowej!

„W tej kwestii nauczycielki/le są jednogłośni. Ubiegłoroczny strajk i zamknięcie szkół wywołane pandemią koronawirusa obnażyły to, o czym nauczycielki/le mówią od dawna – brak systemowego wsparcia i zaangażowania Ministerstwa Edukacji Narodowej w problemy środowiska nauczycielskiego. Zaledwie 5 proc. nauczycielek/li ma poczucie, że otrzymało od MEN wsparcie merytoryczne w trakcie edukacji zdalnej. Otrzymanie wsparcia psychologicznego zadeklarowało 1 proc. badanych. Nauczycielki/le, o czym pisałyśmy w raporcie z pierwszej edycji badania – mieli poczucie, że zostali kompletnie sami. Większość nauczycielek/li liczyła na stworzenie państwowej platformy do edukacji zdalnej, umożliwiającej standaryzację tego procesu i wyrównanie szans uczniów. Byli gotowi szkolić się z nowych, rekomendowanych przez MEN narzędzi. Oczekiwali jasnych wytycznych co do procedur związanych z edukacją po wakacjach. Tymczasem mają poczucie, że nie zapewniono im nawet niezbędnego minimum informacji w tym zakresie” – ocenili specjaliści.

„Czas, kiedy musiałam pracować zdalnie, to był najgorszy czas w moim życiu zawodowym. My nauczyciele zostaliśmy postawieni w b.trudnej sytuacji. Ministerstwo ogłaszało kolejne swoje sukcesy, a my ciężko pracowaliśmy, pozostawieni sami sobie” – opisała to zjawisko nauczycielka liceum z woj. mazowieckiego. „Pandemia pokazała, że edukacja w Polsce jest traktowana absolutnie po macoszemu. Szkoda, że minister zamiast jeździć z prezydentem nie zrobił dla nauczycieli w tym czasie szkoleń online. Szkoły zostały pozostawione same sobie” – dodała nauczycielka technikum z Wielkopolski.

Na odczucia nauczycieli wpływ miał też chaos informacyjny. „Wielu ma za złe ministerstwu, że o kolejnych decyzjach związanych ze swoją pracą dowiadywali się z mediów. Dotyczy to w szczególności tych, którzy przygotowywali uczniów do egzaminów ósmoklasisty i matur. Należy pamiętać, że z perspektywy rodziców i uczniów to nauczyciele i wychowawcy są pierwszym źródłem informacji i to oni byli głównymi odbiorcami niepokojów związanych z niewiadomą przyszłością. Zdaniem nauczycielek/li zabrakło dialogu i konsultacji, które w tak wyjątkowej sytuacji powinny mieć miejsce obligatoryjnie. W ich odczuciu przedstawiciele MEN nie traktowali nauczycielki/li jako strony, która w kwestii kryzysu polskiego szkolnictwa wywołanego pandemią ma cokolwiek do powiedzenia. Niektórzy badani mówili wprost, że >>potraktowano ich instrumentalnie<<, >>jak tanią siłę roboczą<<” – czytamy w raporcie.

Uczestniczący w badaniu podkreślali też, że szkoły nie zostały przygotowane na drugą falę pandemii – ani pod względem bezpieczeństwa ani pod względem merytorycznym. „Wielu nauczycielek/li zwyczajnie bało się idąc każdego dnia do pracy i >jak na szpilkach czekając kiedy dostanie informację, że mamy w szkole przypadek covid<<. Wbrew oczekiwaniom nauczycieli nie przygotowano ani narzędzi do nauki zdalnej ani podstawy programowej tak, aby mogła być realizowana zdalnie. Ponownie wszystko zależało od dyrektorów i ich relacji z samorządami – ci, którzy potrafili zawczasu zadbać o brakujący sprzęt byli w stanie płynnie przejść w tryb zdalny. Przygotowane były jedynie te placówki, których dyrekcja założyła, że podejmuje działania niezależnie od zaleceń MEN” – zauważono w raporcie.

Powrót do szkoły we wrześniu był dla wielu nauczycieli ogromnym stresem. Bali się oni o zdrowie i życie swoje oraz swoich najbliższych.

Ministerstwo edukacji obiecywało nauczycielom m.in. szkolenia z prowadzenia zdalnej edukacji. W rzeczywistości jednak żadnych szkoleń nie było, a nauczyciele musieli zdobywać umiejętności i wiedzę na ten temat własnym sumptem.

Blisko połowa badanych miała poczucie, że nie otrzymała wsparcia psychologicznego. „Z szacunku do nich trzeba mocno i wyraźnie przypominać o tym, że czas zdalnej edukacji to wielokrotnie – ekstremalne przemęczenie, stres o uczniów, niepokój o wyrobienie się z programem, poczucie osamotnienia, ale też wiele fizycznych wręcz dolegliwości związanych z brakiem higieny cyfrowej (np. problemy ze wzrokiem, problemy z kręgosłupem)” – możemy przeczytać w raporcie.

„Mam problemy z krążeniem i depresję społeczną, boję się wychodzić z domu, unikam kontaktu z ludźmi. Uzależniłam się od komputera i sieci, żyję w strachu, że coś przeoczę albo czegoś jeszcze nie umiem” – przyznała nauczycielka szkoły podstawowej z woj. opolskiego. „Pracowałam o ⅓ dłużej niż w edukacji tradycyjnej. Przy pracy zdalnej ja nie miałam ani jednej soboty i niedzieli. Mój mąż mi powiedział, że ja chyba pierdolca dostałam. A oczywiście nikt nam za to nie zapłacił. Ja jestem sfrustrowana tym, że nie docenia się naszej wiedzy i nie wynagradza nas godnie. Mój mąż mówi: oddajcie mi moją żonę!” – relacjonowała nauczycielka liceum z woj. śląskiego.

Do tego dochodziły problemy psychologiczne u uczniów i uczennic zamkniętych w domach. 48 proc. nauczycieli miało w swoim otoczeniu tzw. znikających uczniów, czyli dzieci, z którymi nie byli w stanie nawiązać kontaktu – nie pojawiali się na e-lekcjach, nie odbierali wiadomości, nie odpisywali na maile. Jednym z głównych powodów tego zjawiska, w ocenie nauczycieli, jest brak internetu i sprzętu w rodzinach. U starszych uczniów dochodził brak motywacji.

Więcej na temat badania – w następnym numerze „Głosu”.

(PS, GN)