Kondycja obecnego Sejmu Dzieci i Młodzieży wpisuje się w szerszy kryzys kultury demokratycznej i poszanowania dla instytucji dialogu społecznego i obywatelskiego. Kryzys wymusza myślenie o potrzebie przewartościowania i nadania im nowego sensu – pisze w Głosie Nauczycielskim dr Konrad Ciesiołkiewicz.
Dzięki zaproszeniu Moniki Rosy, przewodniczącej Parlamentarnego Zespołu ds. Praw Dziecka, miałem możliwość wraz z dr. Markiem Michalakiem, rzecznikiem praw dziecka w latach 2008-2018, uczestniczyć w lipcu br. w posiedzeniu poświęconym tematowi Sejmu Dzieci i Młodzieży (SDiM). Było to wydarzenie unikalne o tyle, że prowadzenie przekazano młodym posłankom i posłom.
Nie wchodząc w szczegółową analizę wszystkich wystąpień, można z nich wyciągnąć trzy zasadnicze wnioski. Po pierwsze, bardzo wyraźnie wybrzmiało poczucie lekceważenia ze strony kierownictwa Ministerstwa Edukacji i Nauki oraz Rzecznika Praw Dziecka. Wyraża się to przede wszystkim brakiem jakiegokolwiek zainteresowania w ciągu roku wybranym na roczną kadencję gremium, nieobecnością wysokiej rangi urzędników podczas uroczystego posiedzenia Sejmu oraz całkowitym brakiem responsywności.
Po drugie, usłyszeć można było duży żal związany z brakiem możliwości kształtowania planu posiedzenia, projektów uchwał i silnym, odgórnym ograniczaniem czasu oraz możliwości podejmowania działań przez wybranych parlamentarzystów.
W końcu, co wydaje się najbardziej ważące, najgłośniej – ze względu na liczbę dotyczących tej kwestii wystąpień – wybrzmiała potrzeba i chęć dzielenia się i włączania w prace na rzecz poprawy zdrowia psychicznego młodych ludzi. Częściowo związane to było z doświadczeniami osobistymi, a częściowo z doświadczeniami pośrednimi, kiedy tego typu problemy dotyczyły znajomych i przyjaciół osób uczestniczących w spotkaniu.
Głosy te mówią bardzo wiele o problemie strukturalnym, z jakim mamy do czynienia w obszarze prac Sejmu Dzieci i Młodzieży. Nie sprowadza się on wyłącznie do tego gremium, ale dotyczy kultury politycznej oraz podejścia wielu polityczek, polityków i niektórych środowisk do instytucji dialogu społecznego i obywatelskiego.
Sejm nie zawsze był taki
Obecna kadencja SDiM skoncentrowana jest na następującym temacie: „Zginąć, ale z honorem (Krystyna Budnicka). Bohaterska walka zbrojna żydowskich organizacji bojowych z Niemcami z perspektywy osiemdziesięciu lat ‒ o ludzki, społeczny i narodowy honor oraz godność, na przykładzie powstania w getcie warszawskim”. Samo prześledzenie zagadnień podejmowanych przez Sejm w ostatnich latach mówi bardzo wiele o intencjach decydujących o formule SDiM: „Miejsca Pamięci” (2016 r.), „Przestrzeń publiczna jako miejsce wolne od symboli propagujących systemy totalitarne” (2017 r.), „Posłowie pierwszego Sejmu Niepodległej” (2018 r.), „Posłowie Sejmu II RP” (2019 r.), „W jaki sposób Bitwa Warszawska 1920 r., Zbrodnia Katyńska, Sierpień 1980 r., wpłynęły na dzieje lokalnych społeczności?” (2020 r.). Od kilku lat opiekunem merytorycznym SDiM jest Instytut Pamięci Narodowej (IPN), jednak wcześniej tak silna koncentracja na historii wcale nie była charakterystyczna dla tej inicjatywy. Od jej powstania w 1994 r. Kancelaria Sejmu współorganizowała to przedsięwzięcie razem z resortem edukacji narodowej, Ośrodkiem Rozwoju Edukacji (dzisiejsza nazwa), ale z ogromnym merytorycznym wkładem Centrum Edukacji Obywatelskiej. I znów wystarczy przywołać tematy podejmowane wówczas podczas sesji, by zauważyć, jak bardzo przyświecające inicjatywie założenia różniły się od obecnych: „Wojna zagrożeniem szczęśliwego dzieciństwa” (1994 r.), „Prawa dziecka zawarte w ratyfikowanej przez Polskę Konwencji o Prawach Dziecka” (1995 r.), „Jaka powinna być szkoła?” (1996 r.), „Reforma edukacji” (2000 r.), „Europa – dialog kultur” (2002 r.), „Moja Ojczyzna – państwem demokratycznym” (2003 r.).
Wciąż metody podawcze
Na stronach SDiM przeczytać można, że jest to „wyjątkowy projekt edukacyjny” i „porusza tematy ważne dla kształtowania postaw młodych Polaków”. Posłanki i posłowie podczas posiedzenia zespołu parlamentarnego przywoływali też inny fragment ze stron sejmowych: „Od początku istnienia Sejm Dzieci i Młodzieży był niezwykle popularny, a zainteresowanie nim nie słabnie do dzisiaj. Być może dlatego, że jego formuła stale ewoluuje, odpowiadając na zmieniające się potrzeby edukacyjne jego uczestników”.
W ostatnich zdaniach ujęta została prawdopodobnie kwintesencja problemu, co do samego pomysłu na SDiM. Jest to projekt edukacyjny, który według opinii wyrażanych przez młodych ludzi przybiera formę pewnego rodzaju przedstawienia – reżyser zawczasu zaplanował każdą z ról, przy czym do tworzenia scenariusza nie potrzebował uczestników pokazu i oczekuje tylko, że role zostaną przez nich odegrane zgodnie ze skryptem. W pewnym uproszczeniu można powiedzieć, że jak na dłoni kolejny raz mamy do czynienia z nauczaniem, które słynny brazylijski pedagog Paulo Freire nazywał „depozytowym” (lub bankowym) – wszystkowiedzący nauczyciel przelewa swoją wiedzę i wypełnia braki uczących się osób. Ich rola ogranicza się do posłusznej adaptacji. Ten uhonorowany nagrodą UNESCO za wychowanie dla pokoju badacz wykazywał, jak niewiele tego rodzaju edukacja ma wspólnego z poszanowaniem autonomii oraz wzmacnianiem podmiotowości obywatelskiej, i przeciwstawiał jej dialog.
Ten zaś wiąże się – nawet jeśli zabrzmi to górnolotnie, to wskazuje właściwy azymut dla debaty o edukacji obywatelskiej – z traktowaniem edukacji jako elementu kształtowania życzliwego podejścia do ludzi i świata, pokory, siły relacji owocującej zaufaniem społecznym oraz nadzieją, bez której trudno oczekiwać od kogokolwiek zaangażowania.
Podawcze metody nauczania niewiele też mają wspólnego z potrzebami młodych posłów i posłanek. Nie dziwi to o tyle, że sama idea demokratycznego parlamentu wiąże się nieodzownie z decyzyjnością, odpowiedzialnością i zdolnością do współpracy. Kluczem do tych umiejętności jest oczywiście partycypacja – jedna z najważniejszych miar jakości ustroju i kultury demokratycznej, a także kompetencji obywatelskich. Według tzw. drabiny partycypacji autorstwa Sherry Arnstein w praktyce publicznej istnieje osiem jej poziomów. Pierwsze dwa – „manipulacja” i „terapia” – są faktycznym zaprzeczeniem partycypacji. Ich istotą jest „kształcenie”, formowanie i „leczenie” uczestników inicjatywy. Na podstawie analizy opisów z oficjalnych stron SDiM oraz wystąpień kilkudziesięcioosobowej grupy młodych ludzi łatwo dojść do wniosku, że przedsięwzięcie to mimo nazwy i odwoływania się do idei parlamentaryzmu wpisuje się bardziej w dwa pierwsze szczeble drabiny Arnstein, a w najlepszym razie można je ulokować na kolejnym poziomie nazwanym „działaniami pozornymi”.
Podano temat XXIX sesji Sejmu Dzieci i Młodzieży. Dotyczy powstania w getcie warszawskim
Wszyscy mają podobny problem
Kondycja obecnego SDiM wpisuje się w szerszy kryzys kultury demokratycznej i poszanowania dla instytucji dialogu społecznego i obywatelskiego. Takie podmioty, jak np. Rada Dialogu Społecznego (RDS), złożona z przedstawicieli organizacji związkowych, przedsiębiorców i rządu, są świadomie marginalizowane. Pozbawiona realnego zaplecza RDS zmaga się z poważnym kryzysem własnej tożsamości w odniesieniu do misji i pełnienia roli moderatora wielu napięć społecznych. Praktyka ostatnich lat pokazuje, że choć zmienia się dynamika społeczna i powstaje wiele formalnych organizacji oraz nieformalnych ruchów społecznych, nie ma woli do włączania nowych aktorów w prace tej instytucji. Nie są w niej obecne głosy organizacji konsumenckich, rolniczych czy ekologicznych. Pomimo bardzo ambitnych celów ustawowych (np. zapewnienie warunków rozwoju społeczno-gospodarczego, dbanie o spójność i pokój społeczny, budowanie społecznego porozumienia wokół strategii społeczno-gospodarczych, doskonalenie jakości polityk publicznych) dotychczasowe obserwacje pozwalają jednoznacznie stwierdzić, że rząd nie tylko nie chce dzielić się władzą z tego rodzaju instytucjami, ale ją raczej odbiera. Same uczestniczące w niej organizacje sprawiają też wrażenie, jakby wobec takich warunków wolały przybierać formę ekskluzywnych klubów, niezbyt chętnie włączających innych aktorów.
Piszę o RDS, bo to papierek lakmusowy stanu dialogu w Polsce. Jest też pewnym paradoksem, że prawie 20-procentowa grupa społeczna, jaką stanowią osoby poniżej 18. roku życia, jest praktycznie zupełnie wyłączona z krajowych instytucji dialogu oraz z procesu przygotowywania polityk, strategii państwowych i stanowienia prawa nawet wtedy, kiedy bezpośrednio dotyczy ono młodych ludzi. Wspomnieć należy, że według ratyfikowanej przez Polskę w 1991 r. Konwencji o prawach dziecka podjęliśmy zobowiązanie do kierowania się najlepiej pojętym dobrem dziecka (osób poniżej 18. roku życia) w pierwszej kolejności. Jedną z fundamentalnych zasad konwencji jest poważne traktowanie opinii dzieci oraz prawo do bycia wysłuchanym.
Nowe otwarcie
Właśnie dlatego wydaje mi się, że w okresie poprzedzającym wybory parlamentarne, które dają w wielu obszarach możliwość nowego otwarcia, należy wskazywać, jak bardzo obecne instytucje dialogu społecznego, Sejm i Senat Rzeczypospolitej Polskiej oraz Sejm Dzieci i Młodzieży wzajemnie się potrzebują. Kryzys, w jakim znalazł się nie tylko SDiM, ale też inne instytucje i organy konstytucyjne, wymusza myślenie o potrzebie przewartościowania i nadania im nowego sensu. Rozwiązaniem mogłoby być wykorzystanie doświadczeń organizacyjnych, podstawowych mechanizmów działania i wiedzy zbudowanej przez tę instytucję w ostatnich prawie trzydziestu latach i uczynienie z niej stałego forum konsultowania kluczowych polityk publicznych odnoszących się do dzieci i młodzieży zarówno na poziomie centralnym – przez Sejm i Senat, rząd, RDS, jak i na poziomie regionalnym – przez samorządy, wojewodów oraz wojewódzkie rady dialogu społecznego. Jest to rozwiązanie tak samo potrzebne jak wprowadzenie obowiązku oceny skutków regulacji na dobrostan dzieci i młodzieży. SDiM także w tym zakresie mógłby być bezcennym i stałym doradcą.
Po posiedzeniu zespołu parlamentarnego uczestniczący w nim urzędnik Ministerstwa Edukacji i Nauki wyglądał na wyraźnie skonfundowanego ostrością i formą sądów wypowiadanych pod adresem ministra. Faktycznie, forma niektórych wypowiedzi i gestów mogłaby wprawiać w zdziwienie. Mogłaby, gdyby nie świadomość, że są one naturalną konsekwencją zachowań samych polityków ustanawiających standardy debaty publicznej oraz perswazyjnej, jednostronnej formuły SDiM z IPN jako głównym, centralnym reżyserem. W tym teatrze odgrywanie ról jest jedynym, co młodym posłankom i posłom pozostaje. Swoimi autentycznymi świadectwami na temat obaw o stan zdrowia psychicznego pokolenia udowodnili oni, że zasługują na dużo więcej. Ich poważne potraktowanie uczyłoby nas wszystkich, czym jest dialog i kultura demokratyczna w praktyce, nie w teorii.
Dr Konrad Ciesiołkiewicz
Autor jest członkiem rady naukowej Instytutu Praw Dziecka im. Janusza Korczaka i laureatem tegorocznej Nagrody im. Janusza Korczaka, przewodniczącym Komitetu Dialogu Społecznego KIG
***
Artykuł publikujemy również w Głosie Nauczycielskim nr 33-34 z 16-23 sierpnia br.
Fot. Dreamstime
Dr Konrad Ciesiołkiewicz: Janusz Korczak – pedagog społeczeństwa informacyjnego