Dr n. med. Ewelina Lulińska: Mądrość polega na odpowiednim wyborze ścieżki edukacyjnej

Uważam, że można i trzeba włączać osoby niepełnosprawne do społeczeństwa, ale prawdziwej integracji nie da się osiągnąć ani deklaracjami, ani zmianami organizacyjnymi nieuwzględniającymi potrzeb dzieci, ani odgórnym nakazem.

Z dr n. med. Eweliną Lulińską, dyrektor Ośrodka Szkolno-Wychowawczego nr 2 dla Niesłyszących i Słabosłyszących im. Jana Siestrzyńskiego w Wejherowie, rozmawia Halina Drachal

Jak najkrócej określić trudności, z którymi mierzy się niesłyszące dziecko?

– Dziecko z wadą słuchu ma problem w komunikacji z otoczeniem. Przyjmuje się, że mniej więcej 20 proc. wiedzy zdobywamy w ławce szkolnej, 80 proc. stanowi wiedza przyswajana mimochodem podczas obserwacji otoczenia, w którym żyjemy. Dziecko słyszące szybko zauważa, że mowa jest skutecznym narzędziem wyrażania potrzeb, emocji, zdobywania informacji. Uczy się mowy z wewnętrznej potrzeby w sposób naturalny przez naśladowanie. Dziecko niesłyszące samo sobie z opanowaniem mowy nie poradzi: widzi swoje otoczenie, naśladuje, ale go nie rozumie. Pojawia się problem z uporządkowaniem i pojmowaniem otaczającego świata, ze zrozumieniem pojęć abstrakcyjnych. Jeśli dziecko z wadą słuchu nie otrzyma odpowiednich narzędzi, którymi są język i mowa, funkcjonuje w chaosie informacyjnym, poznawczym i emocjonalnym. Z tego powodu dzieci głuche, których rodzice nie słyszą, są w nieco lepszej sytuacji niż dzieci z wadą słuchu, które rodzą się w rodzinach słyszących. Te pierwsze uczą się od rodziców języka migowego, co daje im poczucie bezpieczeństwa, te drugie często odczuwają wyobcowanie.

Szanse edukacyjne jednych i drugich są duże, o ile otrzymają odpowiednie wsparcie i pójdą zindywidualizowaną ścieżką rozwoju. Każde dziecko z wadą słuchu powinno ją mieć.

Jako motto OSW nr 2 w Wejherowie przyjęliście słowa Jana Siestrzyńskiego, lekarza, fizjologa mowy i pedagoga: „Mowa jest czymś naturalnym dla każdego człowieka, w tym i niesłyszącego”. Jesteście placówką, w której uczy się dzieci mówić, a język migowy traktujecie jako wspomagający. Jaka jest skuteczność tej metody?

– Historycznie obowiązywały dwa systemy edukacji głuchych: francuski, w którym uczono migania, i niemiecki, który stawiał na naukę mowy dźwiękowej. Nasz ośrodek powstał równo 100 lat temu, w 1921 r., i korzystał z wzorca niemieckiego. Efekty edukacji za pomocą mowy dźwiękowej były tak dobre, że prawie 50 lat temu (mimo sceptycznej postawy ówczesnych władz oświatowych) otworzyliśmy pierwsze w Polsce technikum kreślarskie, a pierwszym niesłyszącym maturzystom wskazaliśmy kolejny cel – studia wyższe. Ośrodek w Wejherowie słynął z jakości kształcenia, toteż przyjeżdżała tu młodzież z całej Polski. Mieliśmy wychowanków z Krakowa, Zakopanego, Przemyśla, Ełku. Wielu z nich ukończyło studia, czworo pracuje w ośrodku na stanowisku nauczyciela. Nasze metody były od zawsze nastawione na uczenie języka mówionego. Przez wiele lat była to jedyna metoda pracy. Od pewnego czasu wspomagamy się językiem migowym, by ułatwić naukę dzieciom mającym problemy z odczytywaniem wypowiedzi z ust oraz opanowaniem mowy dźwiękowej. Każdy nauczyciel oprócz znajomości metod pracy z niesłyszącym dzieckiem, musi znać przynajmniej podstawy języka migowego.

(…)

Jakie są granice procesu włączania w przypadku tych uczniów?

– Granicą są możliwości i emocje dziecka, a także akceptacja przez rodziców jego niepełnosprawności. Dzieci niesłyszące, jak każdy, potrzebują sukcesu i w szkole ogólnodostępnej często go osiągają. Ale jest też grupa dzieci z wadą słuchu, które nie odnajdują się w nawet najbardziej życzliwej szkole masowej. Są one wycofane, zazwyczaj mają niskie poczucie wartości, trudności z samoakceptacją.

Do naszego ośrodka przychodzą uczniowie obarczeni takim trudnym doświadczeniem. I nawet jeśli nie mają kłopotów z komunikacją, zauważamy ogromne problemy emocjonalne, o których sami mówią dopiero wtedy, kiedy odkrywają, że szkoła może być miejscem radosnym i bezpiecznym.

Jak one tam przetrwały?

– Póki nie sprawiały problemów, były niedostrzegane, nie pytano ich, nie sprawdzano rzetelnie nabywanej przez nie wiedzy. W efekcie zdarza się, że uczeń nie potrafi ani czytać, ani pisać. Pracę zaczynamy zatem od wyboru odpowiedniego planu edukacyjnego. Dzięki temu po pewnym czasie dzieci niesłyszące ujawniają talenty, wykorzystują swoje mocne strony, rozwijają uzdolnienia, zainteresowania. Stają się bardziej otwarte, uśmiechnięte, nawiązują przyjaźnie. Są po prostu szczęśliwe. Najpierw odkrywamy potencjał dziecka. W szkole ogólnodostępnej nie zawsze jest to możliwe.

Ale czy w ogóle jest możliwe? Czy nauczyciel, który nie jest przygotowany do pracy z dzieckiem z niepełnosprawnościami, da sobie radę?

– Moim zdaniem nie. Nawet formalnie przeszkolony nauczyciel potrzebuje praktycznych umiejętności, doświadczenia specjalistów, umiejętnego włączania rodziców w proces kształcenia. Jeżeli w dość licznej klasie ogólnodostępnej jest dziecko z: niedosłuchem, niedowidzeniem, autyzmem czy z niepełnosprawnością intelektualną, bardzo trudno nauczycielowi pogodzić ich potrzeby edukacyjne. Są dzieci słabosłyszące, które świetnie odnajdą się w klasie ogólnodostępnej, a ich charakter ułatwia nawiązywanie dobrych relacji rówieśniczych, rozwijanie swoich pasji, ale jeśli tak rozumiana integracja nie nastąpi, dziecko może stracić wiarę we własne siły i poczucie bezpieczeństwa.

Jakie środowisko najmniej ogranicza dzieci niesłyszące?

– Takie, które daje im szanse na nawiązanie dobrych relacji rówieśniczych i optymalny rozwój. Nie ma dwóch takich samych uczniów, każdy potrzebuje czegoś innego. U nas oddział klasowy zazwyczaj liczy sześcioro dzieci. Każde realizuje tę samą podstawę programową, ale metody i formy są zindywidualizowane. Dochodzimy do tego samego miejsca, ale różnymi ścieżkami, wygodnymi dla ucznia, a nie nauczyciela.

Mamy dzieci, które trafiają do nas bardzo wcześnie i pozostają z nami aż do pełnoletności. Zostają świetnymi pracownikami, często kończą studia wyższe, nawet robią doktoraty. Inne przychodzą tylko na terapię wczesnego wspomagania rozwoju, a po cyklu zajęć na tyle dobrze funkcjonują, że idą do szkół ogólnodostępnych.

Są też dzieci, które do nas wracają, bo nauka w dużym oddziale klasowym w szkole masowej je przerosła. W odpowiednich warunkach w sposób niewiarygodny rozkwitają, ujawniając ogromne zdolności, m.in. manualne. Świetnie dają sobie radę np. w gastronomii, florystyce, stolarce.

Jakie warunki muszą być spełnione, by można było mówić o edukacji włączającej dzieci niesłyszących lub słabosłyszących?

– Uczniowie niesłyszący potrzebują pracy w małych, przyjaznych zespołach, zaspokajających potrzebę bezpieczeństwa w sferze emocjonalnej i poznawczej. Potrzebują rzetelnej weryfikacji podstawy programowej, która obecnie jest taka sama dla wszystkich uczniów. Podstawa programowa np. z muzyki taka jak w szkole ogólnodostępnej nie uwzględnia możliwości osób z wadą słuchu, ale za to zawiera wymagania, których niesłyszący uczeń nie może spełnić z przyczyn od siebie niezależnych, np. nie nauczy się grać na flecie. A z tego rozliczany jest nauczyciel. Nic nie zmieni indywidualizacja nauczania, jeśli nie da się pominąć lub zmodyfikować niektórych treści podstawy programowej do rodzaju niepełnosprawności.

Istotna jest współpraca szkoły z rodzicami, nauczyciel musi bardzo dobrze znać metodykę nauczania osób niesłyszących, być surdopedagogiem z praktyki, a nie tylko z wykształcenia. Potrzebna jest analiza informacji zwrotnej: co się dzieje z dzieckiem, jak czuje się w zespole klasowym. Ale nawet najlepszy nauczyciel niewiele zrobi w zbyt licznej klasie, jeśli podstawa programowa nie będzie uwzględniała możliwości dziecka niesłyszącego, a liczba godzin, tempo pracy na lekcji i wymagania będą takie same dla ucznia pełnosprawnego i tego z niepełnosprawnością.

Uważam, że można i trzeba włączać osoby niepełnosprawne do społeczeństwa, ale prawdziwej integracji nie da się osiągnąć ani deklaracjami, ani zmianami organizacyjnymi nieuwzględniającymi potrzeb dzieci, ani odgórnym nakazem.

Dziękuję za rozmowę.

***

Przedstawiamy fragment wywiadu opublikowanego w GN nr 20-21 z 19-26 maja br. Całość – w wydaniu papierowym i elektronicznym (ewydanie.glos.pl)

Fot. Archiwum prywatne