W zwykłej klasie bywa głośno i dużo się dzieje. Dla ucznia niepełnosprawnego z nadwrażliwością słuchową – za głośno i za dużo. Trudno mu to znieść i zaczyna krzyczeć, zachowywać się w niekontrolowany sposób. To zadawanie mu cierpienia.
Z Katarzyną Bekier*, logopedką w Przedszkolu Miejskim nr 16 z Oddziałami Integracyjnymi i Specjalnymi oraz Szkole Podstawowej nr 8 z Oddziałami Integracyjnymi w Pabianicach, rozmawia Halina Drachal
Czy bliska jest Pani idea edukacji włączającej?
– Tak, jest mi bliska. Uważam, że kiedy to możliwe, dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi powinny uczyć się ze swoimi zdrowymi rówieśnikami.
Co ma Pani na myśli, mówiąc: „Kiedy to możliwe”?
– Myślę o dzieciach, których stopień i rodzaj niepełnosprawności umożliwiają poradzenie sobie w klasie masowej. Zarówno w przedszkolu, jak i w szkole pracuję z dziećmi z niepełnosprawnościami, ale one są w klasach integracyjnych. A włączanie uczniów z niepełnosprawnościami do klas integracyjnych jest ściśle określone w przepisach: klasy są mniej liczne, dzieci z orzeczeniami może być maksymalnie pięcioro, jest nauczyciel wspomagający, wsparcie terapeutyczne itd. Tymczasem w obecnie dyskutowanym projekcie „Edukacja dla wszystkich” wiele się mówi o potrzebie włączania wszystkich uczniów ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi do szkół ogólnodostępnych, ale bardzo niewiele o tym, jak w praktyce miałoby to wyglądać. Kluczowe jest tu słowo „wszystkich”.
Ankieta Głosu. Zapraszamy do głosowania
Dlaczego to jest tak ważne?
– Bo w projekcie mówi się o włączaniu do zwykłych klas także uczniów z niepełnosprawnościami w stopniu umiarkowanym i głębokim. A co z uczniami ze sprzężeniami, przecież jednorodne niepełnosprawności zdarzają się rzadko? Warto przyjrzeć się kilku aspektom masowego włączania. Pierwszy to klasa jako zespół. Obecnie w edukacji włączającej są dzieci z niepełnosprawnością intelektualną w stopniu lekkim, ale też w normie intelektualnej, w miarę samodzielne dzieci niedowidzące, niedosłyszące, z niepełnosprawnością ruchową, autyzmem, zespołem Aspergera. One przy wsparciu jakoś odnajdują się w zespole klasowym. Podczas prowadzonego przeze mnie tydzień temu szkolenia na temat pracy z dziećmi ze SPE, koledzy ze szkoły masowej opowiedzieli, że mają ucznia z niepełnosprawnością w stopniu umiarkowanym, który do klasy V jakoś sobie radził, ale teraz mimo starań nauczycielki i pobytu od zerówki z tą samą grupą rówieśniczą, zaczyna być izolowany przez kolegów, bo już nie jest w stanie ich dogonić. To się dzieje na poziomie emocji, mimo generalnej akceptacji tego chłopca. Jest sam, więc… szuka towarzystwa w młodszych klasach. Przerwy spędza z tymi, którzy są na podobnym poziomie co on. W swojej klasie czuje się intruzem. A co z uczniami z niepełnosprawnością intelektualną w stopniu głębokim? Zupełnie nie potrafię sobie tego wyobrazić.
Jak nauczyciel miałby sobie poradzić w takiej klasie?
– No właśnie. Już dla „umiarkowanych”, tych nieźle funkcjonujących społecznie, problemem jest dostosowanie podstawy programowej. To się jeszcze da zrobić w przedszkolu, bo program zawiera elementy nauki samodzielności, samoobsługi, z trudem można próbować to robić w klasach początkowych. Jak jednak miałoby wyglądać uczestnictwo ucznia z poważniejszą niepełnosprawnością intelektualną w klasie IV? Czy ktoś pomyślał, jak dziecko, które nie jest w stanie opanować wymaganego minimum, będzie się czuło w takiej klasie?
Projekt „Edukacja dla wszystkich” jest życzeniowy: tak i tak ma być, to i to ma się zmienić, powstaną nowe instytucje i… wszystko stanie się możliwe.
– W świecie wyobrażonym wszystko jest możliwe. W realnym już niekoniecznie.
W zwykłej klasie bywa głośno i dużo się dzieje. Dla ucznia niepełnosprawnego z nadwrażliwością słuchową – za głośno i za dużo. Trudno mu to znieść i zaczyna krzyczeć, zachowywać się w niekontrolowany sposób. To zadawanie mu cierpienia. Często osoby z niepełnosprawnościami w stopniu umiarkowanym i głębokim nie potrafią odnaleźć się w tłumie. Dla nich 25-osobowa klasa to już tłum, w czasie przerw na korytarzu jest on znacznie liczniejszy. Nadmiar bodźców jest dla nich nie do zniesienia. Rodzice jednego z moich uczniów mówią, że mogą zaprosić do domu jednocześnie maksimum dwie osoby, bo przy większym zgromadzeniu ich syn zaczyna potwornie krzyczeć. To tylko jedna z wielu trudnych sytuacji.
(…)
*Katarzyna Bekier jest wiceprezesem Zarządu Międzygminnego Oddziału ZNP w Pabianicach
***
Przedstawiamy fragment wywiadu opublikowanego w GN nr 11-12 z 17-24 marca 2021 r. Całość – w wydaniu papierowym i elektronicznym (ewydanie.glos.pl)
Fot. Archiwum prywatne