Warto, aby szkoła i nauczyciele byli otwarci na to, co uczniowie czytają, co ich interesuje. Dzięki temu łatwiej będzie wspólnie decydować, jakie tytuły, jakich autorów, co ciekawego można do tego współczesnego kanonu wprowadzić. Często jest przecież tak, że uczniowie czytają książki, o których istnieniu nie mamy w ogóle pojęcia. Warto o to pytać, być w kontakcie z biblioteką szkolną, a może nawet publiczną. Powinniśmy zerkać na nowości, na rankingi czytelnicze i dać uczniom możliwość, by sami proponowali, co chcą czytać.
Z Irminą Warmiak, przewodniczącą Zarządu Głównego Stowarzyszenia Nauczycieli Polonistów, rozmawia Katarzyna Piotrowiak
Stowarzyszenie Nauczycieli Polonistów, które Pani reprezentuje, ma pomysł, aby dzieci razem z nauczycielami miały możliwość wyboru lektur uzupełniających, natomiast lista lektur obowiązkowych powinna obejmować minimalną liczbę tytułów. Przedstawiliście go w MEN?
– Podczas spotkania 15 stycznia br. z panią wiceminister Katarzyną Lubnauer przedstawiliśmy tę propozycję. Po tylu latach pracy w szkole wiemy, że jakiekolwiek lektury uzupełniające szybko się dezaktualizują. Już po kilku latach są mało atrakcyjne dla uczniów. Warto je wymieniać co pewien czas, zwłaszcza że na egzaminie ósmoklasisty praca opierać się musi na jakiejś lekturze obowiązkowej oraz innej dowolnej czytanej przez ucznia.
Każda szkoła miałaby pracować nad własną listą lektur uzupełniających?
– Jeśli chodzi o szkoły ponadpodstawowe, to proponowane tytuły mogą być związane np. z profilem danej klasy. W szkołach podstawowych przede wszystkim musimy zachęcić do czytania. Bo przychodzą dzieci, które coraz mniej czytają w domach, coraz rzadziej wychodzą z rodzicami do teatru, a nawet kina. Często jest tak, że to nauczyciel jest tą jedyną osobą, która dba o rozwój kulturalny swoich uczniów. Dlatego dobrze byłoby, aby te listy lektur uzupełniających były tworzone wspólnie z uczniami, bez narzucania czegokolwiek. Będzie to lepiej wpływało na czytelnictwo. W szkołach ponadpodstawowych warto zahaczać o lektury współczesne dotykające różnorodnych problemów. Wiele zależy od tego, w czym dobrze będzie się czuł nauczyciel. Ale na pewno przyda się coś z Olgi Tokarczuk, jakieś fragmenty jej twórczości, żeby uczniowie wiedzieli, dlaczego akurat ta pisarka dostała tak ważną nagrodę, jaką jest literacki Nobel.
Uczniowie tego nie wiedzą?
– Patrzą i widzą kobietę oryginalną, mającą bardzo wyraziste poglądy, bardzo często odmienne od poglądów innych osób, ale w ogóle nie orientują się, co Olga Tokarczuk napisała, jaka to jest literatura i dlaczego dostała Nobla.
Czytelnictwo lektur obowiązkowych i tak jest słabe, nasuwa się więc pytanie, czy uczniowie w ogóle będą sięgać po lektury uzupełniające?
– W mojej szkole staramy się, by tych lektur uzupełniających było jak najwięcej. Oprócz czterech – pięciu obowiązkowych dokładamy po dwie – trzy uzupełniające. Natomiast widzimy, że uczniowie szybko się nimi nudzą, dlatego warto, aby szkoła i nauczyciele byli otwarci na to, co uczniowie czytają, co ich interesuje. Dzięki temu łatwiej będzie wspólnie decydować, jakie tytuły, jakich autorów, co ciekawego można do tego współczesnego kanonu wprowadzić.
Często jest przecież tak, że uczniowie czytają książki, o których istnieniu nie mamy w ogóle pojęcia. Warto o to pytać, być w kontakcie z biblioteką szkolną, a może nawet publiczną. Powinniśmy zerkać na nowości, na rankingi czytelnicze i dać uczniom możliwość, by sami proponowali, co chcą czytać.
Jest więc szansa, że zmiana w podejściu do układania listy lektur uzupełniających miałaby ich zachęcić do czytania?
– Tak, bo „lektura szkolna” to nie brzmi zachęcająco. Uczeń zwykle staje okoniem, niekoniecznie zgadza się z tą listą lektur, która w danym momencie obowiązuje. Myślę, że jeśli damy uczniom wpływ na to, co ciekawego można przeczytać, co ciekawego oni sami mogliby zaproponować nauczycielowi, mogłoby to zmienić ich podejście do czytania.
Do jakich lektur chcielibyście ograniczyć listę pozycji obowiązkowych i co to oznacza, że miałaby zawierać minimalną liczbę tytułów?
– Dobrym przykładem do omówienia tego problemu będzie „Pan Tadeusz”, który jest omawiany w całości w szkole ponadpodstawowej. Natomiast bardzo trudno się omawia tę epopeję w klasie siódmej bądź ósmej szkoły podstawowej. Bardzo rzadko jest przez dzieci czytana w całości. Omawiamy ją, oczywiście, ale proszę mi wierzyć, że do dzieci ze szkoły podstawowej „Pan Tadeusz” w ogóle nie trafia.
W szkole ponadpodstawowej jest już inaczej. Młodzież ma dużo większą wiedzę historyczno-literacką. Oczywiście jako polonistka muszę dodać, że nie ma się co oszukiwać, że wszyscy uczniowie poradzą sobie z „Panem Tadeuszem”, bo zarówno jego język, ale też to, że jest napisany wierszem, bardzo utrudnia uczniom zrozumienie tekstu.
Czy chcielibyście całkowicie zrezygnować z „Pana Tadeusza” w szkole podstawowej, czy pozostawić fragmenty utworu?
– W całości „Pan Tadeusz” się nie sprawdza. Dlatego chcemy pozostawić go we fragmentach, ale nie za długich. Tym bardziej że nie ma sensu powielać tego, co będzie po szkole podstawowej. Była okazja, żeby w MEN o tym wszystkim porozmawiać, także o proponowanych przez ekspertów wykreśleniach w przejściowej podstawie programowej. Skorzystaliśmy z tej okazji. Nie wiem, czy byliśmy pierwsi, czy nasze pomysły się spodobały, ale zanieśliśmy do MEN nasze propozycje – co usunąć, co pozostawić. W części nasze propozycje wykreśleń pokrywały się z tymi, które zaproponowali eksperci MEN.
Temat listy lektur zawsze wywołuje kontrowersje, nigdy nie ma pełnej zgody. Która ze zmian z ostatnich lat okazała się według Pani błędem?
– Ze szkoły podstawowej wyrzucono „Krzyżaków”, która się sprawdzała, była chętnie czytana, a wstawiono dużo trudniejsze „Quo vadis”.
Jak przyjęliście pomysł przejściowych zmian w podstawie programowej obowiązujących do wdrożenia zupełnie nowego dokumentu w 2026 r.?
– Pomysł wydaje się słuszny. Niczego nowego w kilka miesięcy nie stworzymy. Musimy to zrobić spokojnie. Zmiany są potrzebne, bo na skutek reformy z 2017 r., w wyniku której doszło do likwidacji gimnazjów, podstawy programowe nie są dostosowane do wieku uczniów. Do klasy I szkoły ponadpodstawowej trafiają młodsi uczniowie, niż przed reformą. Do tego materiał z trzech lat gimnazjum został skumulowany w klasach VII i VIII szkoły podstawowej, dlatego jest tak dużo powtórzeń w podstawach programowych.
Jakie propozycje zmian budzą największe kontrowersje wśród polonistów?
– Wielu polonistów zgodzi się ze mną, że zmiany nie powinny sięgać tak daleko, żeby wykreślać „Chłopów” z listy lektur obowiązkowych.
Zarówno „Chłopi”, jak i „Ferdydurke” to są książki, które mogą być bazą do ciekawych lekcji i rozmów o innych utworach. Przy okazji omawiania „Ferdydurke” przerabia się szereg elementów związanych z literaturą współczesną. Nie dziwię się natomiast, że z listy lektur wypadają „Kazania sejmowe” Piotra Skargi.
Archaiczny język utworu powinien być decydującym kryterium?
– Skądże. Pewne klasyki literatury polskiej i obcej powinny pozostać. Podczas prekonsultacji online pojawiła się propozycja wykreślenia z listy lektur „Romea i Julii”. Od razu zareagowałam. No bo dlaczego? Zrozumiałam jednak, że i takie życzenia nauczycieli się pojawiają. Dla mnie „Romeo i Julia” to ważna pozycja, ponieważ widzę w niej mnóstwo kontekstów, które można odnieść również do współczesności. Uważam, że nie można jej pominąć. Poza tym jest bardzo dobrym utworem.
To oczywiście nie jedyny problem, jaki wybrzmiał na prekonsultacjach. Wydaje się, że wielu z nas powinno się uderzyć w pierś, przyznając, że nie za dobrze śledzi, co nowego dzieje się w literaturze i kulturze. Sama praktyka szkolna to za mało.
(…)
O czym Pani marzy, myśląc o lekcjach języka polskiego po 2026 r.?
– O tym, żeby nowa podstawa programowa została tak napisana, by dzieci od najmłodszych lat nie musiały wkuwać… Marzy mi się również matura ustna z języka polskiego na nowych zasadach. Niech to nie będą pytania z jednej lektury, niech maturzysta ma szansę omówić problem na podstawie tego, co widział, co przeczytał. Dajmy uczniowi wykazać się szeroką wiedzą humanistyczną. Dajmy mu więcej swobody. Efekt będzie dużo lepszy.
Dziękuję za rozmowę.
Przedstawiamy fragmenty wywiadu opublikowanego w GN nr 12-13 z 20-27 marca br.
Fot. Archiwum prywatne
Polecamy Głos Nauczycielski w wydaniu papierowym i elektronicznym!