Jak rozwinąć cyfrowe skrzydła? To już działa! Maciej Danieluk: Nauczyciele się sieciują i zyskują pomoce do pracy z uczniami

Nauczyciele próbują zdobyć nowe umiejętności. W dużej mierze są świadomi, jakie to niesie korzyści. Wiedzą, że skoro uczniowie ogarniają technologię lepiej od nich, to muszą się postarać o atrakcyjny przekaz. Jeśli nie chcemy wyjść na boomerów, musimy technologię stosować w swojej pracy. Poza tym, powtórzę – to ułatwia nam życie. Rozwój narzędzi w ostatnich dwóch – trzech latach spowodował skok w edukacji. Z pomocą AI mogę tworzyć dowolne materiały dla uczniów.

Z Maciejem Danielukiem*, nauczycielem informatyki oraz przedmiotów zawodowych i informatycznych w Zespole Szkół Powszechnych w Damasławku, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Wiele rozmów na temat technologii cyfrowych w szkole kończy się zwykle wnioskiem, że ciągle próbujemy nadążać za ich rozwojem. Nadążamy?

– Myślę, że się staramy. Warto. Nauczyciel, który aktywnie się rozwija w tym kierunku, korzystając z umiejętności cyfrowych, buduje własną markę. To przekłada się na nowe możliwości. Aktywność w sieci, dzielenie się wiedzą też jest jakąś formą oddziaływania na system edukacji. Świeże i otwarte spojrzenie jest każdemu bardzo potrzebne, zwłaszcza w edukacji. To pomaga. Poza tym, technologia ułatwia życie.

 „Widzę wyraźnie, że technologia cyfrowa nie jest już wyborem, to konieczność. Nie chodzi o technologię samą w sobie, ale o zmianę sposobu myślenia o edukacji” – pisze Pan na swoim blogu. W czasach niesamowitego rozwoju AI nie wszyscy jeszcze zdają sobie z tego sprawę?

Od razu powiem, że tu nie chodzi tylko o AI, tylko o to, że szkoła zmienia się na naszych oczach. Kilkanaście lat temu technologia wchodziła do szkół na zasadzie każdy sobie rzepkę skrobie. Nie było na to jakiegoś specjalnego planu, po prostu kto miał sponsora, ten kupował najpierw projektor multimedialny i rzutnik, potem tablicę interaktywną i drukarkę 3D.

Tworzone były pracownie, ale nigdy nikt nie powiedział wprost – włączmy tę technologię w metodykę nauczania. Zróbmy to z głową. I do dzisiejszego dnia jest problem z tym, jak to wszystko ze sobą łączyć. Ze szkołą, z pracą nauczyciela.

Coraz bliżej do awatarowej rodziny i awatarowej klasy? Dr Konrad Maj: Dla młodych AI jest jak wyrocznia

Jak to? Pandemia pokazała, że nauczyciele wdrażają rozmaite cyfrowe narzędzia edukacyjne, aplikacje, programy, korzystają z różnorodnych platform. Doceniono ich wkład.

Tak, tylko obecnie to już za mało. Nie chodzi o to, żeby od czasu do czasu pojawiał się jakiś quiz do rozwiązania na tablecie albo od czasu do czasu  jakaś aplikacja pomagała sprawdzić umiejętności uczniów. Dziś jest najwyższy czas na świadome wykorzystanie technologii na lekcjach. Te potrzeby edukacyjne uczniów zmieniają się jeszcze szybciej, niż to obserwowaliśmy przed trzema laty, podczas gdy tego ciągle nie uczy się na studiach.

Nadal nie pokazuje się przyszłym nauczycielom, jak pracować z technologią i jak ta technologia może się stać elementem lekcji, a nie wyłącznie ciekawostką mającą zainteresować uczniów jednym wybranym zagadnieniem.

Taki efekt jak zainteresowanie lekcją to już za mało?

Na szkoleniach powtarzam nauczycielom, że jeżeli stosuję technologię wyłącznie dla efektu, bo chcę przyciągnąć uwagę ucznia i zrobić coś na tabletach albo telefonach, popisać się przed kolegami i koleżankami, że znam jakąś nową aplikację, to jest to błędne podejście. Technologia powinna być niewidzialna na lekcji. Uczeń nie powinien jej zauważać.

Jeśli nie chodzi o efekt, to o co?

O to, żeby ta technologia była niewidoczną częścią zajęć, żeby dzięki niej można było realizować założone cele. Dane narzędzie technologiczne powinno być wmontowane w nasz plan już na etapie budowy scenariusza lekcyjnego. Czyli zastanawiam się, jakie chcę osiągnąć cele i do nich dobieram odpowiednie narzędzia cyfrowe. Technologia powinna być integralną częścią lekcji. Nie jakimś michałkiem, który ma ją tylko uatrakcyjnić. Nauczyciel powinien stać się projektantem doświadczeń edukacyjnych.

MEN: Do szkół trafią pracownie sztucznej inteligencji i zestawy do nauki zdalnej

Jak Pan pracuje z uczniami?

Metodą projektową. W sieci jest mnóstwo moich materiałów, gdzie pokazuję, jak łączyć ze sobą te wszystkie elementy w całość. Z uczniami pracuję m.in. na platformie Google Workspace, która jest wykorzystywana m.in. przez duże firmy. Kiedy tworzymy wspólnie stronę internetową, staram się w to wpleść nie tylko technologię, ale też powiązać to, co robimy, z innymi przedmiotami. Językiem polskim, historią, geografią, matematyką. Kiedy tworzymy wspólnie projekt „Podróż po Europie” z pomocą dostępnych map w sieci, planujemy również miejsca zwiedzania, hotele, transport, czytamy o atrakcjach.

Przy okazji uczniowie poznają prawa autorskie, regulacje związane z bezpieczeństwem cyfrowym i wiele innych informacji, o których nie ma mowy w podstawie programowej. Uczniom więcej z tego w głowach zostaje.

„W cyfrowej szkole nie wystarczy znać metodykę. Trzeba umieć działać w świecie narzędzi, danych, bezpieczeństwa i efektywnej komunikacji online”. Nauczyciel powinien nauczyć się tego sam?

Ja się uczę tylko samodzielnie.

Pan jest informatykiem.

Nie, ja jestem geografem, ale zrobiłem studia podyplomowe z informatyki. Jest mnóstwo szkoleń w ofercie publicznych i niepublicznych ODN, są regionalne programy. Sprzęt dla szkół można kupić z pieniędzy unijnych. Obecnie w ramach KPO realizowany jest rządowy program wyposażenia szkół w pracownie AI i STEM, można z tych pieniędzy zmodernizować szkolne sieci LAN, kupić laptopy dla uczniów. Jeśli chodzi o mentoring, to w social mediach mnóstwo jest grup, które pokazują, jak się pracuje z technologią. Wystarczy chcieć. Można to ogarnąć i wybrać dla siebie coś w ramach samorozwoju. Ja nie chcę nikogo obrażać, ale z tym chcieć czasem jest naprawdę trudno.

Rozumiem, że temat prestiżu w zawodzie nauczyciela i kwestia zarobków leżą odłogiem, że praca w czterech szkołach potrafi zmęczyć. Wiem, że to wszystko zabija edukację, ale ja się od tego odcinam i skupiam się na pracy. Pracy nauczyciela.

Od kogo powinno zależeć, czy szkoła jest na czasie?

To jest system naczyń połączonych. Dyrektor musi mieć wizję szkoły i dobrze byłoby, żeby szkoła, gmina lub powiat miały swojego koordynatora cyfrowego, kogoś, kto zajmuje się wdrażaniem technologii na poziomie organu prowadzącego. Organizuje, wyznacza kierunki, tłumaczy, po co czegoś się uczymy. Są nauczyciele zapaleńcy, którzy już to robią. Kiedy w 2019 r. wydałem książkę „TIK w pigułce” w nakładzie 5 tys. egzemplarzy, to zrobiliśmy dodruk, takie było zainteresowanie, a to było jeszcze przed pandemią. Tak! Nauczyciele próbują zdobyć nowe umiejętności. W dużej mierze są świadomi, jakie to niesie korzyści. Wiedzą, że skoro uczniowie ogarniają technologię lepiej od nich, to muszą się postarać o atrakcyjny przekaz. Jeśli nie chcemy wyjść na boomerów, musimy technologię stosować w swojej pracy.

Poza tym, powtórzę – to ułatwia nam życie. Rozwój narzędzi w ostatnich dwóch – trzech latach spowodował skok w edukacji. Z pomocą AI mogę tworzyć dowolne materiały dla uczniów.

Analizując Pana CV, wyraźnie widać, że wszedł Pan w mentoring technologiczny na szeroką skalę, pisze Pan o sobie – „entuzjasta wykorzystania TiK w edukacji”. Co daje Panu paliwo, by to robić?

Wychodzę z założenia, że nauczyciel musi ciągle się uczyć. Kiedyś dostawało się od starszego kolegi nauczyciela notatnik z pożółkłymi kartkami, żeby wiedzieć, jak uczyć, teraz trzeba radzić sobie samemu. Może i powinien ktoś tym sterować z poziomu centrali, na bieżąco wskazywać kierunek, ale przekonaliśmy się już chyba, że jak MEN coś narzuci, to będzie jak zwykle. Mówię nie tylko o zadaniach domowych. Nie ma w tej chwili innego wyjścia. Wdrażanie cyfrowych technologii musi się odbywać na poziomie szkoły, bo MEN nie wspiera nas w żaden sposób. Mówię o dawaniu nauczycielom możliwości.

(…)

Uczniowie z Polski zdominowali międzynarodową olimpiadę AI. Triumfowali też na światowych zawodach z informatyki i geografii. Gratulujemy!

Przed komputerem siada polonista, nauczyciel geografii lub matematyki i zastanawia się, od czego zacząć szukanie odpowiednich narzędzi cyfrowych. Pan radzi, żeby „najlepiej spytać AI”?

Najprościej. Ale mocno ostrzegam przed spłycaniem tematu. Zanim oddamy się we władanie sztucznej inteligencji, trzeba mieć świadomość, co ona potrafi, a czego nie i jakie niesie to ze sobą zagrożenia. I tu kłania się edukacja cyfrowa.

Na pytanie „jak zacząć rozwijać swoje cyfrowe skrzydła”, każdemu nauczycielowi zaleca Pan kilka kroków: ustalić cel, poznać podstawowe narzędzia, mądrze się szkolić, zaczynać małymi krokami i szukać wspólnoty w mediach społecznościowych, bo wymiana doświadczeń to ogromna wartość. Czy każdy nauczyciel powinien się usieciowić?

Tak! Najprościej jest się uczyć od kogoś, kto ma te same problemy. To jest ogromna zaleta usieciowienia. Na dodatek pomoc przychodzi od razu. Wszyscy na tym zyskujemy, bo jak znam nauczycieli, dyskusja nie skończy się zwykle na jednym poście.

Ja trafiłem do edukacji ze strony internetowej, którą założyłem i sam prowadziłem od 2002 r. Na początku dotyczyła tylko awansu zawodowego. W 2008 r. wśród obserwatorów było ponad pół miliona nauczycieli. To, co nakręcało tę stronę, to możliwość rozmawiania ze sobą, sieciowania się.

Tym właśnie jest Google for Education i jego ogólnopolskie wydarzenie Summer Camp** organizowane w Campus Google. Tworzymy wspólnotę, która się wspiera. Nie jest to impreza jednorazowa. Jej regionalne odpryski będą organizowane na terenie całej Polski przez cały rok.

Jak wyjaśnić skrót GEG i co się za tym kryje?

To jest ruch międzynarodowy. Każdy, kto się wdroży, zdobędzie certyfikaty Google – od edukatora do trenera i innowatora, ma prawo przystąpić do grupy w danym kraju. Wystarczy wejść na stronę Google, znaleźć odpowiednie kursy, zdać egzamin. Ja jestem jednym z kilku członków GEG Poland. Jesteśmy nauczycielami, którzy niedawno podjęli współpracę z koncernem. Takie grupy jak nasza powstają oddolnie w wielu krajach. Jest nas coraz więcej.

Co Wam to daje, czy możecie liczyć na wsparcie firmy Google i wyposażenie w najnowocześniejsze narzędzia cyfrowe?

O to tu chodzi. Jak wchodzi się w społeczność międzynarodową, zyskuje się wiedzę i narzędzia, ale także bonusy. To jest dokładnie to, o czym była nasza rozmowa, ale w tym wypadku na międzynarodową skalę. Nauczyciele się sieciują i zyskują pomoce do pracy z uczniami. Wszystko jest dobrowolne, tu nie ma żadnego przymusu. To działanie nazwałbym – nauczyciele nauczycielom. Na tym jednak nie koniec, bo naszym zadaniem jest oddolne dzielenie się wiedzą. Mniejsze i większe zespoły podejmują wyzwania stacjonarnie u siebie – w szkole, gminie, powiecie. Można także zdobyć certyfikat dla swojej szkoły, czyli Innowacyjnej Szkoły Google.

Dziękuję za rozmowę.

>> Google for Education Summer Camp 2025 odbyło się w 20-21 sierpnia br. Jednym z patronów medialnych wydarzenia był Glos Nauczycielski.

Więcej informacji: https://gfe-summit.pl/

 *Maciej Danieluk jest jednym z założycieli i liderów GEG Poland – Google Educator Group, oficjalnej grupy edukatorów Google

Przedstawiamy skróconą wersję wywiadu opublikowanego w Głosie Nauczycielskim nr 35-36 z 27 sierpnia – 3 września 2025 r. (wydanie drukowane i elektroniczne).

Fot. Archiwum prywatne i IStock

Nr 35-36/27 sierpnia – 3 września 2025