Rozpoczniemy ten rok smutni, ale także rozdrażnieni i – powiem wprost – wściekli. Brakuje mi słów, by nazywać politykę rządu i MEiN w sprawie wynagrodzeń w edukacji, w tym w szkolnictwie wyższym i nauce. To jest upokarzanie środowiska. Zaczynam się zastanawiać, czy to nie jest celowe.
Z Januszem Szczerbą, prezesem Rady Szkolnictwa Wyższego i Nauki ZNP, rozmawia Jarosław Karpiński
W jakich nastrojach nauczyciele akademiccy oraz pracownicy szkolnictwa wyższego i nauki rozpoczynają nowy rok akademicki?
– Rozpoczniemy ten rok smutni, ale także rozdrażnieni i – powiem wprost – wściekli. Zwłaszcza po ukazaniu się komunikatu szefa MEiN w sprawie zwiększenia subwencji z przeznaczeniem na wynagrodzenia. Pan minister zapowiedział w maju, że pracownicy szkolnictwa wyższego i nauki dostaną podwyżki wynagrodzeń od 1 października br. w wysokości 4,4 proc. W subwencji na 2022 r. te pieniądze zostały przyznane, ale jest problem, o którym pan minister nie powiedział. Problem jest taki, że nie zwiększono subwencji na przyszły rok.
To oznacza, że nie są to podwyżki wynagrodzeń, tylko jednorazowa kwota przyznana do końca 2022 r. Bo jak coś nie ma skutków przechodzących, to nie jest podwyżką.
Spowodowało to dużą rozgoryczenie nie tylko pracowników zatrudnionych na uczelniach wyższych, ale także władz uczelni, rektorów. Nie mówiąc już o tym, że te 4,4 proc. to i tak niewiele w zderzeniu z inflacją.
Niedawno szef MEiN w Radiu Zet zapowiedział że „od 1 października wynagrodzenia dla nauczycieli akademickich wzrosną o kilkaset złotych, a od przyszłego roku o kolejne 7,8 proc., a więc łącznie będzie to ok. 12-13 proc. podwyżki”. I zapewniał, że są na to przewidziane środki w budżecie na przyszły rok. To tylko słowa?
– Na temat budżetu dyskutowaliśmy ostatnio na posiedzeniu sejmowej podkomisji ds. szkolnictwa wyższego i nauki. W budżecie nie zapisano żadnych podwyżek dla pracowników szkolnictwa wyższego i nauki. Poprosiłem ministra Wojciecha Murdzka, sekretarza stanu w MEiN odpowiedzialnego za szkolnictwo wyższe, aby wskazał, gdzie zostały zapisane środki na podwyżki. Usłyszałem, że na razie nie zostało to wykazane, bo budżet musi zatwierdzić rząd. Wiemy, że rząd przyjął już budżet na 2023 r., ale przyjął go bez zmian.
Mamy więc do czynienia, powiem to otwarcie, z oszukiwaniem społeczności akademickiej.
Usłyszeliśmy też od ministra Murdzka, że podwyżki mają być od maja przyszłego roku w wysokości 8,8 proc. To oznacza tak naprawdę kolejną zapowiedz wzrostu wynagrodzeń, ale uwzględniając tegoroczną podwyżkę, jedynie o 4,4 proc., czyli kilka razy poniżej inflacji. Brakuje mi słów, by nazywać politykę rządu i MEiN w sprawie wynagrodzeń w edukacji, w tym w szkolnictwie wyższym i nauce. To jest upokarzanie środowiska. Zaczynam się zastanawiać, czy to nie jest celowe.
To jeszcze niech Pan rozwieje kolejny mit. MEiN zapowiada podniesienie minimalnego wynagrodzenia profesora, które wynosi obecnie 6,410 zł brutto i wpływa na stawki wynagrodzeń pozostałych pracowników uczelni.
– Przypomnijmy, że ten wskaźnik nie został zmieniony od 2018 r, a powinna to być trzykrotność minimalnego wynagrodzenia za pracę w danym roku. Takie były zapewnienia ówczesnego ministra szkolnictwa wyższego i nauki i my ciągle się o to upominamy. Tymczasem pensja asystenta na uczelni, która musi wynosić 50 proc. pensji profesora, wynosi obecnie 3205 zł. A więc jeśli rząd nie podniesie pensji profesora w przyszłym roku, to asystent będzie zarabiał kilkaset złotych poniżej płacy minimalnej, która od stycznia ma wynosić 3490 zł brutto, a od lipca 3600 zł. Muszą więc podnieść wynagrodzenie profesora, bo uczelnie i tak musiałyby wypłacać dodatki wyrównawcze do minimalnego wynagrodzenia. Zatem MEiN robi tylko to, co musi.
Przy okazji warto zauważyć kolejny problem. Otóż obecnie nikt nie chce przyjść do pracy na uczelni za takie pieniądze, a kadra się starzeje. Nawet nie chcę mówić o pracownikach wsparcia. Czy informatyk przyjdzie pracować za 3600 zł na uczelnię? On na rynku zarobi kilka razy więcej na rękę. A przecież informatyk na uczelni jest niezbędny choćby w kontekście zdalnego nauczania.
Ale o czym my mówimy, jeśli rektorom brakuje środków w ogóle na utrzymanie uczelni. Na spotkaniu podkomisji sejmowej rektor UJ prof. dr hab. Jacek Popiel powiedział, że na jego uczelni o 800 proc. wzrosły opłaty za energię, i podkreślił, że nie będzie oszczędzał na ludziach, ale jest zmuszony od 1 stycznia wprowadzić zdalne nauczanie, bo nie utrzyma uczelni. Podobne problemy mają rektorzy w całej Polsce.
To do kogo zwraca się minister Czarnek, mówiąc o „rekordowym w historii Polski wzroście subwencji w przyszłym roku i rekordowych podwyżkach”?
– My już tego nawet nie chcemy komentować, bo dla naszego środowiska tytuł profesora ma znaczenie. Poza tym każdy naukowiec powinien się kierować kodeksem etycznym. Ma mówić prawdę i posługiwać się faktami, także sprawując stanowisko polityczne.
Co w takim razie dalej z protestem w szkolnictwie wyższym i nauce? Czy Ogólnopolski Komitet Protestacyjny, który zawiązała RSZWiN ZNP, kontynuuje akcję protestacyjną?
– Nasze postulaty nie zostały zrealizowane, ale galopująca inflacja nieco je zmieniła. Nie żądamy już 17-proc. wzrostu wynagrodzeń, ale 20-proc. w tym roku. I adekwatnego wzrostu wynagrodzeń w każdym następnym roku. Żądamy, aby pensja asystenta w rozporządzeniu ministra wynosiła 150 proc. minimalnego wynagrodzenia za pracę.
Poza tym domagamy się, żeby wraz ze wzrostem minimalnego wynagrodzenia profesora proporcjonalnie podnosić wynagrodzenia pracownikom wsparcia, żeby nie otrzymywali jedynie minimalnego wynagrodzenia za pracę. Ludzie odchodzą do przemysłu, bo tam jest co najmniej kilkukrotne przebicie stawek, jakie mogą otrzymać za pracę.
RSZWiN ZNP weźmie udział w miasteczku edukacyjnym, które organizuje w Warszawie ZNP i w pikiecie protestacyjnej 15 października br.?
– Tak. Przedstawiciele RSZWiN ZNP będą obecni w miasteczku. Będziemy organizować panele dyskusyjne z ekspertami, także spoza Związku. Będziemy zapraszali rektorów, kanclerzy, kwestorów, przedstawicieli Parlamentu Studentów, żeby mówić o tym, co się dzieje w szkolnictwie i nauce, a tak dramatycznej sytuacji jak obecnie nie było od 1989 r. I to powtarzają wszyscy. Weźmiemy też czynny udział w pikiecie 15 października. Nie pamiętam takiego wrzenia na uczelniach jak obecnie.
Dziękuję za rozmowę.
Aneta Trojanowska: W sprawie wynagrodzeń zawsze byliśmy traktowani po macoszemu