Magdalena Szajner: Jesteśmy „specjalni”, bo tu pracują specjaliści, innymi metodami, technikami, inne mamy podejście

Praca z dzieckiem niepełnosprawnym w szkole ogólnodostępnej na razie jest jedną wielką niewiadomą. Co to dałoby naszym dzieciom? Oby nie marginalizację. Co z dziećmi z niepełnosprawnością intelektualną w stopniu umiarkowanym i znacznym, co z dziećmi z ASD, a co z tymi z niepełnosprawnością intelektualną w stopniu głębokim, leżącymi pod respiratorem w domu? Jak nauczyciel matematyki ze szkoły ogólnodostępnej ma pracować z takimi dziećmi? Czy ma odpowiednie kwalifikacje, narzędzia pracy, metody?

 Z Magdaleną Szajner, wicedyrektor Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Łasku, rozmawia Halina Drachal

Czy zna Pani ministerialny dokument „Edukacja dla wszystkich”?

– Tak, projekt jest bardzo ambitny, pytanie, czy możliwy do zrealizowania.

Czy dziś w Polsce jakaś grupa dzieci lub młodzieży jest systemowo wykluczona z edukacji? Taka sugestia pojawia się w tytule dokumentu MEiN…

– Uważam, że nie ma wykluczonych, nawet bardzo małe dzieci, u których wykryto nieprawidłowości rozwojowe, są objęte wczesnym wspomaganiem rozwoju, a edukacja może trwać do 25. roku życia.

W SOSW macie uczniów z niemal pełnym spektrum niepełnosprawności.

Tak, od uczniów z niepełnosprawnością intelektualną w stopniu lekkim, po znaczny. Dzieci z niepełnosprawnością intelektualną w stopniu głębokim także nie są wykluczone, im zapewniamy zajęcia rewalidacyjno-wychowawcze. Jeśli dziecko jest w stanie przebywać w ośrodku, ma zajęcia rewalidacyjno-wychowawcze w grupie, jeśli nie jest, wówczas nasi terapeuci chodzą do niego do domu na zajęcia indywidualne. Są też dzieci ze spektrum autyzmu i zespołem Aspergera, a także liczna grupa uczniów z wieloraką niepełnosprawnością, tzw. sprzężeniami. Mamy dwa oddziały tylko samych uczniów, u których wystąpił autyzm plus niepełnosprawność intelektualna w stopniu umiarkowanym oraz ruchowa.

Nowy model w największym skrócie polega na tym, że skoro nie jesteśmy w stanie „naprawić” niepełnosprawności, to trzeba zmienić otoczenie społeczne dziecka, w tym warunki jego edukacji.

Edukacja włączająca dobrze brzmi. Od lat o niej słyszymy i sami, na miarę możliwości naszych dzieci, próbujemy tę piękną ideę realizować. Jeszcze rok temu przed pandemią COVID-19 dzieci z naszego przedszkola chodziły na niektóre zajęcia do sąsiedniego, ogólnodostępnego na podstawie porozumienia między dyrekcjami obu placówek. Nie wykluczamy naszych dzieci z ich środowiska społecznego, ale zdajemy sobie sprawę, że nie wszystkie dadzą sobie w nim radę. Niektóre wymagają pracy jeden na jeden, zwłaszcza te ze spektrum autyzmu. Najpierw praca indywidualna i stopniowe, krok po kroku, włączanie w grupę. To nie tylko nasze doświadczenia, również światowych specjalistów zajmujących się problemem autyzmu. I teraz proszę sobie wyobrazić w szkole ogólnodostępnej dziecko ze spektrum autyzmu, do tego z jakąś niepełnosprawnością intelektualną oraz zachowaniami trudnymi typu agresja lub autoagresja, choćby w 10-15-osobowej grupie. Dla niego będzie tam za dużo różnych bodźców: wycofa się albo jego zachowania trudne eskalują.

Dla dzieci z wieloraką niepełnosprawnością bardzo ważna jest mała grupa, aby zaspokajana była ich podstawowa potrzeba akceptacji, dopiero gdy osiągną pewne umiejętności, rozwiną swój potencjał, można je stopniowo włączać do szeroko rozumianego społeczeństwa. Tak wiele mówi się o dzieciach z zespołem Downa, rzadko wspominając, że na ogół mają także inne deficyty. Sprzężenia są faktem.

(…)

Jakie Pani zdaniem warunki powinny być spełnione, żeby dzieci niepełnosprawne odnalazły się w szkołach ogólnodostępnych?

– Nie bardzo sobie wyobrażam, by każda szkoła rejonowa była w stanie zapewnić dzieciom niepełnosprawnym np. pracownię Tomatisa, integracji sensorycznej, specjalistyczny sprzęt. Pomoce kosztują bardzo dużo, bo też pracuje nad nimi wielu specjalistów. Oprzyrządowanie, jakim dysponujemy, jest wysokiej jakości, bardzo drogie, a w szkole ogólnodostępnej, gdyby nawet takim dysponowała, skorzystałoby z niego zaledwie kilkoro dzieci, a czasem nikt. Przecież nigdy nie wiadomo, ile takich dzieci w jakimś rejonie się urodzi. Każde nasze dziecko ma systematycznie prowadzoną przez zespół specjalistów diagnozę funkcjonalną, np. jak funkcjonuje pod względem przetwarzania bodźców sensorycznych lub umysłowym, na jaki etap edukacyjny powinno trafić. Szkoły ogólnodostępne też przygotowują IPET, rozporządzenie jest jedno i dla nas, i dla nich, ale to my mamy sprzęt i kompetencje do prowadzenia takiej diagnozy oraz udzielania wsparcia.

Czy jako jedyna w powiecie placówka specjalna macie u siebie dzieci wyłącznie z powiatu łaskiego?

– Nie, chociaż one mają pierwszeństwo, ale co roku przyjmujemy kilkoro dzieci z powiatów sąsiednich, oczywiście za zgodą organu prowadzącego.

Za dwa lata możecie zostać przekształceni w Specjalistyczne Centrum Wsparcia Edukacji Włączającej, chyba że ktoś wpadnie na pomysł, by zorganizować je od nowa, a Was po prostu zagłodzi, ograniczając finansowanie ośrodka. A może nie będzie tak źle i zaczniecie jeździć do kilkunastu szkół masowych w powiecie jako eksperci?

– Nie bardzo potrafię to sobie wyobrazić. Już dziś brakuje czasu. Bo to nie jest tak, że ja sobie dokądś pojadę, obejrzę dziecko i napiszę coś, co pomoże w pracy nauczycielowi przedmiotu. To żadne novum. Od dawna zdarza się, że któryś z nauczycieli, głównie nauczania przedszkolnego i wczesnoszkolnego, poprosi nas, by mu doradzić. Odbywa się to na zasadach koleżeńskich.

Praca z dzieckiem niepełnosprawnym w szkole ogólnodostępnej na razie jest jedną wielką niewiadomą. Co to dałoby naszym dzieciom? Oby nie marginalizację. Co z dziećmi z niepełnosprawnością intelektualną w stopniu umiarkowanym i znacznym, co z dziećmi z ASD, a co z tymi z niepełnosprawnością intelektualną w stopniu głębokim, leżącymi pod respiratorem w domu? Jak nauczyciel matematyki ze szkoły ogólnodostępnej ma pracować z takimi dziećmi? Czy ma odpowiednie kwalifikacje, narzędzia pracy, metody?

Co z programem, ramowymi planami nauczania, na podstawie których ustalamy plan? U nas dzieci z orzeczeniami mają tzw. zajęcia rewalidacyjne, np. z zakresu integracji sensorycznej, logopedii, terapii behawioralnej, przetwarzania słuchowego, czy one pozostaną, czy tylko będą przedmioty szkolne? Tym uczniom zajęcia terapeutyczne są bardziej potrzebne niż nauka tabliczki mnożenia. Wiem, że ona jest ważna, ale często o wiele  istotniejsze dla naszych wychowanków jest to, by umiały zrobić sobie same kanapkę czy zawiązać buty. My staramy się nauczyć je samodzielnego, na miarę ich możliwości, funkcjonowania w społeczeństwie. Nie boję się włączenia, lecz wykluczenia takich ludzi z życia społecznego. Totalne włączanie nie jest dla wszystkich uczniów.

Dziękuję za rozmowę.

***

Przedstawiamy fragment wywiadu opublikowanego w GN nr 9-10 z 3-10 marca 2021 r. Całość – w wydaniu papierowym i elektronicznym (ewydanie.glos.pl)

Fot. Archiwum prywatne

Nauczycielu, jak oceniasz plany MEiN dotyczące edukacji włączającej i zmian w kształceniu uczniów ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi?

Zobacz wyniki

Loading ... Loading ...

Nr 9-10/3-10 marca 2021