Marta Skrejko-Rygiel: Ta reforma dotyczy nie tylko szkolnictwa i oświaty, ale całej sfery życia rodzin

Nie skazujcie tych dzieci na indywidualne tragedie. Tu nie chodzi tylko o to, że one przestaną się rozwijać, ale że pozostaną w czterech ścianach, odrzucone przez obce środowisko. Bądźcie ludzcy.

Z Martą Skrejko-Rygiel, nauczycielką w Zespole Szkół Specjalnych nr 4 w Krakowie, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Od kilku miesięcy środowisko pracowników szkolnictwa specjalnego i poradni wyraża ogromne zaniepokojenie rządowym planem tzw. reformy. Jak ministerialny projekt dotyczący edukacji włączającej odbierają rodzice? Co wynika z Pani obserwacji, kontaktów?

– To jest olbrzymi problem z punktu widzenia wielu rodziców naszych uczniów. Rodzicom zmagającym się na co dzień z osobistą tragedią i problemami związanymi z chorobą i niepełnosprawnością dziecka ta reforma kojarzy się z czymś złym, z czymś, co wywróci im życie do góry nogami. Bo ta reforma dotyczy nie tylko szkolnictwa i oświaty, ale w ogóle całej sfery życia rodzin.

Trzeba sobie uświadomić, jak wygląda życie rodziców dzieci z niepełnosprawnościami. Są to dzieci, które często wymagają wsparcia i opieki oraz rozmaitych zajęć przez 24 godziny na dobę, a wyczerpani rodzice teraz słyszą, że znowu czeka ich niepewność, że ich dzieci trafią do obcego im środowiska.

O tych zagrożeniach mówimy od chwili opublikowania projektu MEiN, ale powiedzmy to jeszcze raz: co oznaczałoby dla Waszych uczniów przeniesienie do szkół masowych?

– Jeśli w wyniku reformy trafią do szkół masowych, znajdą się w trudnej sytuacji. Nauczyciele szkół masowych nie posiadają aż tak dogłębnej znajomości metod i form pomocy, budynki nie mają do tego warunków lokalowych. Zdarzają się też problemy z akceptacją dzieci z różnymi deficytami przez rodziców uczniów zdrowych. Nie chcę mówić ostro, nikogo oceniać, bo przecież szkoła masowa to zupełnie inne miejsce. To nie jest miejsce dla dzieci z niepełnosprawnościami intelektualnymi.

Od ilu lat pracuje Pani z dziećmi i młodzieżą z niepełnosprawnościami?

– Prawie od 29 lat.

Jaka jest różnica między Pani pracą a pracą nauczyciela w szkole masowej?

– Nie można tego porównać. Mam przyjaciółkę, która jest nauczycielką w klasach I-III szkoły podstawowej masowej oraz znajome z klas integracyjnych. To zupełnie inny rodzaj pracy. My, nauczyciele ze szkół specjalnych, jesteśmy przygotowani również do zadań opiekuńczych, bo u nas sprawy dydaktyczne schodzą często na plan dalszy. Każde dziecko jest inne. Tak jak nie ma dwóch uczniów z autyzmem zachowujących się tak samo, tak nie ma dwójki dzieci z niepełnosprawnością intelektualną, które miałyby identyczne problemy. Bardzo dużo czasu zajmuje poznanie dziecka. Dziecko oczywiście przychodzi do nas z diagnozą, czytamy w orzeczeniu o zaleceniach, ale tak naprawdę to jest tylko papier.

Musimy dziecko poznać. A poznajemy je, przebywając z nim. Tylko wtedy mamy szansę prawidłowo odczytać jego zaburzenie, rozpoznajemy trudne dni, musimy znać dokładnie sytuację rodzinną, wiedzieć, jak się zachowuje w drodze do szkoły, w domu rodzinnym, czy śpi w nocy, czy zażywa leki i jakie.

Po niemal 30 latach pracy mogę powiedzieć, że całkiem nieźle radzę sobie z rozpoznawaniem wpływu leków przepisywanych przez psychiatrów, a widzę to po zachowaniach dzieci. Orientuję się też w skuteczności tych lekarstw, a więc wiem, z czym mogą zmagać się nauczyciele w szkołach masowych, jeśli ta reforma dojdzie do skutku. Opieka jest tutaj rzeczą kluczową.

Porusza Pani kwestie, z których wiele osób nie zdaje sobie sprawy. Co oznacza opieka w szkole specjalnej?

– Pedagog specjalny idzie z dzieckiem do toalety, wyciera nos, obciera kolano. Jeśli dziecko odmawia pracy, to pedagog musi sprawdzić, co nie gra, dlaczego dziecko źle się czuje. Może nie ma dobrego dnia, bo coś wydarzyło się w domu. Jesteśmy pedagogami, terapeutami, opiekunami w każdej sytuacji. Szkoła specjalna uczy wielu rzeczy, jedną z nich jest trening czystości. Wspieramy we wszystkim. Kiedy dojrzewająca dziewczynka po stracie matki potrzebowała wsparcia na wielu frontach, to kto miał się tym zająć? Tata w żałobie czy sędziwa babcia? My poświęcamy na to godziny.

(…)

Co Pani myśli o tym projekcie jako doświadczona nauczycielka?

– Powiem bez ogródek: to niemądra propozycja, szkodliwa i bijąca w dzieci oraz rodziców. Rodzice bardzo mocno przeżywają to wszystko. Powiedziałabym nawet, że to wszystko jest nieludzkie. Jak można ich wystawiać na taką próbę?

Jak to się może na nich odbić?

– Zwróćmy uwagę, jak to się może odbić na dzieciach. Regres. Stracą umiejętności i wiedzę, którą nabyły przez lata, nie mówiąc już o ich kondycji psychicznej. Taka zmiana będzie się wiązała z ogromnym lękiem. W reakcji pojawią się bardzo silne zaburzenia lękowe, uczniowie zamkną się w sobie, a wyprowadzenie ich z takiej traumy będzie wielką sztuką.

A co się wydarzy, jeśli przekształcą Was w specjalistyczne centrum wspierania edukacji włączającej (SCWEW)? Ciągle trudno się przyzwyczaić do tej nazwy.

– Ja nie wiem, co będzie jak przekształcą nas w SCWEW, bo tego chyba jeszcze nie wie nikt. Nie potrafimy sobie tego wyobrazić.

Gdyby jednak doszło do takich – jak Pani mówi – nieludzkich zmian, jak to wpłynie na sytuację nauczycieli i pracowników?

– Sytuacja każdego z nas się zmieni. W tym projekcie jest mowa o tzw. asystentach w szkołach masowych. Ich rola ma zostać sprowadzona do czynności opiekuńczych, jak pójście do toalety itp. Ale to nie o to chodzi, nasze dzieci to nie są przedszkolaki. To inny rodzaj problemów, to są dorastające dzieci i młodzi ludzie, którym trzeba cały czas towarzyszyć, obserwować ich. Do tego potrzebna jest wiedza na temat różnorodnych terapii. Bez oddziaływań terapeutycznych, których nie będzie na taką skalę w szkołach masowych, prowadzenie edukacji tych dzieci nie jest możliwe.

Całe to doświadczenie nauczycielskie i pedagogiczne wypracowane przez szkoły specjalne zostanie zaprzepaszczone. Tego chcecie uniknąć?

– Nie tylko tego, ale rzeczywiście wypracowane przez nas rozwiązania, niestety, przepadną, dlatego mówiłam, że cała ta zmiana ma charakter nieludzki. Pedagogika specjalna w naszym kraju kształtowała się przez dziesięciolecia, to jest ogromny dorobek związany z wprowadzeniem do szkół różnych terapii i metod pracy. Nauczyciele ze szkół specjalnych mają szereg specjalności i posiadają bardzo szerokie wykształcenie oraz umiejętności z zakresu wielu terapii i różnorodnych metod pracy.

(…)

O co by Pani zaapelowała do MEiN, do rządu?

– Nie skazujcie tych dzieci na indywidualne tragedie. Tu nie chodzi tylko o to, że one przestaną się rozwijać, ale że pozostaną w czterech ścianach, odrzucone przez obce środowisko. Bądźcie ludzcy. Tyle się mówi o tolerancji, o ochronie życia, aborcji itd. Zacznijmy więc teraz mówić o tych dzieciach, które już są z nami. Im trzeba pomagać na każdym etapie życia. Dlatego tak bardzo jest potrzebna w tej chwili specjalna sieć informacyjna dla rodzica dziecka niepełnosprawnego. Także taką funkcję pełnią dla rodziców szkoły specjalne.

Dziękuję za rozmowę.

***

Przedstawiamy fragment wywiadu opublikowanego w GN nr 20-21 z 19-26 maja br. Całość – w wydaniu papierowym i elektronicznym (ewydanie.glos.pl)