Gdyby nie było z jednej strony presji, a z drugiej oporu oświatowych związków, to ten rządowy walec rozjechałby nas już dawno. ZNP jest jedyną organizacją, która jest wszędzie tam, gdzie o edukacji się mówi i gdzie o dobrą edukację się walczy. Nasze działania powstrzymują impet tego politycznego walca. Gdyby nie ZNP, bylibyśmy w dużo gorszej sytuacji.
Z Mirosławem Kozikiem, nauczycielem chemii z Pszczyny, przewodniczącym Klubu Młodego Nauczyciela Okręgu Śląskiego ZNP, rozmawia Jarosław Karpiński
Związek organizuje 1 września br. pikietę przed siedzibą MEiN. Jest wiele powodów, dla których każdy nauczyciel powinien się na niej pojawić, bo tych powodów codziennie dostarcza resort Czarnka. Proszę jednak wymienić te najważniejsze i powiedzieć, dlaczego Pan będzie na pikiecie.
– Pojawię się na pikiecie dlatego, że zawód nauczyciela jest bardzo spauperyzowany, a na domiar złego ta dramatyczna sytuacja tylko się pogarsza. Pensje polskich nauczycieli należą do najniższych w Europie. Wynagrodzenia nauczycieli wchodzących do zawodu są obecnie raptem o 90 zł brutto wyższe od płacy minimalnej. Po wzrośnie płacy minimalnej o 20 proc. w 2024 r. nasze wynagrodzenia znajdą się już na totalnie niskim poziomie.
Poza tym mamy chyba najbardziej impertynenckiego ministra edukacji w historii, który wypowiadając się o sytuacji naszej grupy zawodowej, często ucieka się do manipulacji, mija się z prawdą, zachowuje niegodnie, na dodatek rozdaje publiczne pieniądze, których tak brakuje w oświacie, w sposób nieprzystający do norm, które powinny obowiązywać w demokratycznym kraju.
Mamy wreszcie drastyczny odpływ nauczycieli z zawodu, na niespotykaną wcześniej skalę, oraz zwiększającą się liczbę wakatów w szkołach i przedszkolach. Powodów do protestu jest mnóstwo. Można by je wymieniać bardzo długo, a każdy nauczyciel pewnie mógłby dopisać do listy kolejne.
Czego się Pan spodziewa po tej pikiecie? Czy jest jeszcze szansa, że rządzący posłuchają nauczycieli? Ktoś może powiedzieć, że przecież większość rządowa od dawna blokuje w Sejmie korzystne dla nauczycieli poprawki i ustawy, a politycy partii rządzącej są impregnowani na argumenty.
– Chciałbym bardzo stanowczo zaprotestować przeciwko takiej narracji, że nie ma sensu walczyć o dobrą edukację, ponieważ rządzący nas nie słuchają. To jest błędne podejście. Nie zgadzam się z taką oceną, że nic się nie dzieje z ważnymi dla nauczycieli projektami dlatego, że nie jesteśmy skuteczni. Oczywiście można spotkać takie opinie, najczęściej w internecie, że to jest wina związków, bo nie potrafią nic załatwić dla nauczycieli. Otóż gdyby nie było z jednej strony presji, a z drugiej oporu oświatowych związków, to ten rządowy walec rozjechałby nas już dawno. Mówię tu o oświatowych związkach, ale to ZNP jest jedyną organizacją, która jest wszędzie tam, gdzie o edukacji się mówi i gdzie o dobrą edukację się walczy. Nasze działania powstrzymują impet tego politycznego walca. Gdyby nie ZNP, bylibyśmy w dużo gorszej sytuacji.
Przypomnę też, że sporo nam się jednak udało osiągnąć. Dwa razy zablokowaliśmy wspólnymi siłami lex Czarnek. Zresztą prezydent przyznał, że wpływ na jego decyzję miały też oddolne protesty społeczne, w tym petycja ZNP, pod którą podpisało się 12 tys. osób. Udało nam się także odsunąć w czasie niekorzystne dla nauczycieli i uczniów zmiany w ramach tzw. reformy edukacji włączającej. Są inne sprawy, które udało się załatwić dla środowiska, sprzeciwiliśmy się radykalnym zmianom w Karcie Nauczyciela, które sprowadzały się do wydłużenia czasu pracy, likwidacji i cięć dodatków do wynagrodzenia, czy cięć w funduszu socjalnym. Tym, którzy powtarzają, że nie ma sensu nic robić, proponuję, by przyłączyli się do naszych działań, bo kiedy będzie nas więcej, to nasz głos będzie mocniejszy, a presja silniejsza.
Natomiast wracając do pytania o pikietę, to ona ma mieć też cel informacyjny. Chcemy poinformować społeczeństwo, co się aktualnie dzieje w edukacji, jakie są zagrożenia, chcemy uwypuklić problemy nauczycieli, wzmóc presję na rząd. Drugi cel pikiety to cel prewencyjny – chcemy zamanifestować nasz sprzeciw wobec złej polityki edukacyjnej, pokazać, że nie ma zgody na niszczenie edukacji w Polsce. To jest ważne, ponieważ widzimy, że inne związki, także oświatowe, albo nabierają wody w usta, albo działają wręcz bez ogródek jako akolici obecnej władzy. To rozbija dialog społeczny.
Do starych i znanych problemów dochodzą nowe, m.in. ostatnio poznaliśmy plany rządu na przyszły rok, zgodnie z którymi wynagrodzenia nauczycieli wzrosną jedynie o 6,6 proc. Według Krzysztofa Baszczyńskiego, wiceprezesa ZG ZNP, trzeba bić na alarm, a najlepszą drogą sprzeciwienia się pauperyzacji zawodu jest powszechny udział w pikiecie. Jest szansa na to, by 1 września wykrzyczeć najważniejsze postulaty głosem całego środowiska?
– To, że rząd „oferuje” nam jedynie dalszą pauperyzację, jest kolejnym powodem, dla którego powinniśmy być 1 września na pikiecie. Zgadzam się, że ta pikieta powinna być taką przestrzenią dla całego naszego środowiska, by pokazać najważniejsze problemy oświaty. Przypomnijmy, że taką przestrzenią było również Miasteczko Edukacyjne, które działało w październiku ub.r. w Warszawie. W miasteczku rozmawialiśmy ze wszystkimi zainteresowanymi dobrą edukacją, którzy odpowiedzieli na nasze zaproszenie. Z nauczycielami i pracownikami oświaty – zrzeszonymi i niezrzeszonymi. Z rodzicami, uczniami, samorządowcami, z przedstawicielami większości sił politycznych poza PiS i Konfederacją.
My jako ZNP dajemy wypracowane dobre karty, rozwiązania ustawowe w postaci projektów ustaw i będziemy rozmawiać z każdym, kto chce się nad nimi pochylić, komu zależy na dobrej, wolnej i otwartej edukacji.
Wspomniał Pan o Miasteczku Edukacyjnym. Niejako kontynuacją miasteczka są debaty edukacyjne organizowane przez ZNP, ostatnio w Krakowie i Katowicach. Jakie wnioski można wyciągnąć z tych debat?
– Myślę, że te debaty miały właśnie przypomnieć wszystkim o naszych rekomendacjach wypracowanych w miasteczku. To są systemowe rozwiązania, które dotyczą niemal każdej sfery funkcjonowania edukacji. Zresztą podczas jednego z rzekomo otwartych spotkań przekazałem te rekomendacje ministrowi Czarnkowi. Pan minister nie chciał jednak o nich słuchać, zarzucił mi komunizm i zbył komentarzem o lewackich skłonnościach i komunistycznych zaszłościach ZNP. To oczywiście bzdury. Przyznam, że dwa lata żyłem w komunizmie, natomiast czy mogłem być działaczem komunistycznym w wieku dwóch lat?
Na koniec proszę zaapelować do innych nauczycieli, by pojawili się 1 września przed MEiN. Jak przekonać np. kogoś, kto narzeka na termin 1 września, zamiast np. 4 września, bo i takie komentarze czytam w internecie.
– Myślę, że to narzekanie na terminy to głównie głosy internetowych trolli. Natomiast termin pikiety 1 września jest przemyślany. To jest piątek, dzień, w którym MEiN pracuje, a więc dajemy możliwość kierownictwu resortu, aby decydenci nie zamykali się w swoich gabinetach, tylko żeby do nas wyszli i pokazali, że dialog jest możliwy. Przypomnę, że 1 września rozpoczyna się nowy rok szkolny, natomiast poniedziałek 4 września jest dniem rozpoczęcia zajęć.
Nauczycielom i nauczycielkom, którzy wahają się, czy przyjść 1 września przed siedzibę MEiN, powiem tylko, że udział w pikiecie to jest nasz głos, ten głos jest bardzo ważny, bo bez konsolidacji środowiska, które rząd próbuje nie od dziś rozbijać, trudno będzie bronić interesów nauczycieli i pracowników oświaty.
Nauczyciele powinni mówić jednym głosem. Nie tylko o finansach, ale też o przyszłości. Polska szkoła potrzebuje strukturalnej reformy, ale przemyślanej, skonsultowanej z nauczycielami i rozłożonej w czasie. W Skandynawii reformy oświaty wdrażano po kilkanaście lat, ale widzimy ich pozytywne skutki.
Dziękuję za rozmowę.
Przedstawiamy wywiad opublikowany w GN nr 29-30 z 19-26 lipca br. Wywiad ukazał się w wydaniu drukowanym i elektronicznym – https://e.glos.pl
Fot. Archiwum prywatne