NIK o reformie Anny Zalewskiej. Dorota Łoboda: wnioski z raportu porażające

Raport NIK pokazuje, że szkoły działają gorzej niż działały, no i że mamy aż trzy poszkodowane grupy, czyli samorządy, nauczycieli i przede wszystkim dzieci.

Z Dorotą Łobodą, prezeską fundacji Rodzice Mają Głos, która powstała jako kontynuacja ruchu społecznego Rodzice Przeciwko Reformie Edukacji oraz przewodnicząca Komisji Edukacji Rady Warszawy, rozmawia Jarosław Karpiński

NIK nie zostawiła suchej nitki na zamianach w systemie oświaty, które doprowadziły m.in. do likwidacji gimnazjów i wydłużenia nauki w szkołach podstawowych do ośmiu lat. Odczuwa Pani gorzką satysfakcję?

– Nie ma mam żadnej satysfakcji zwłaszcza, że moja córka jest w ósmej klasie. Oczywiście mogę po raz kolejny powiedzieć: „a nie mówiłam”, bo nic mnie w tym raporcie nie zaskoczyło. Od trzech lat alarmowaliśmy, że właśnie takie będą skutki tej reformy. Słyszeliśmy, że jesteśmy nieobiektywni, że jesteśmy totalną opozycją, że posiłkujemy się argumentami czysto politycznymi, a przecież wszystko jest dobrze policzone, szkoły świetnie działają i będzie jeszcze lepiej. Teraz NIK potwierdziła, że to my mieliśmy rację. Ten raport jest bezwzględny. Pokazuje, że szkoły działają gorzej niż działały, no i że mamy aż trzy poszkodowane grupy, czyli samorządy, nauczycieli i przede wszystkim dzieci.

Nic Pani w tym raporcie nie zaskoczyło, ale może któryś z zarzutów NIK jest dla Pani szczególnie porażający?

– Porażające jest dla mnie m.in. to, że według raportu NIK w co trzeciej szkole warunki się pogorszyły. Nie możemy więc twierdzić, że tylko w pierwszym roku po wdrożeniu reformy mieliśmy do czynienia z chaosem. Nadal co trzecie polskie dziecko uczy się w gorszych warunkach niż przed reformą. Porażające także to, bo nie zdawałam sobie z tego sprawy, że jedynie 20 proc. ekspertów piszących podstawy programowe było rekomendowanych przez środowiska, które faktycznie znają się na edukacji, przez profesjonalistów, a reszta była przypadkowo dobrana przez ministerstwo. A program do przedmiotu wiedza o wychowaniu do życia w rodzinie został napisany przez urzędników MEN. My oczywiście wiedzieliśmy, że te podstawy programowe były nieprofesjonalnie przygotowane i też nauczyciele na co dzień się z tym zmagają, ale teraz mamy twarde dowody na to, że one nie mogły być inne, bo pisał je przypadkowy zespół osób.

My oczywiście wiedzieliśmy, że te podstawy programowe były nieprofesjonalnie przygotowane i też nauczyciele na co dzień się z tym zmagają, ale teraz mamy twarde dowody na to, że one nie mogły być inne, bo pisał je przypadkowy zespół osób.

To po co była ta reforma?

– To jest pytanie, które ja sobie zadaję od trzech lat. Minister Zalewska nigdy nie odpowiedziała po co naprawdę była ta reforma, czemu albo komu ona miała służyć. Jedyne co słyszeliśmy, to to że gimnazja się nie sprawdziły i że trzeba je zlikwidować. Rozumiem, że chodziło więc o to by zlikwidować gimnazja, tylko że to nie ulepszyło systemu edukacji ani nie poprawiło sytuacji uczniów.

Za kilka dni minister Zalewska może zdobyć mandat w Parlamencie Europejskim. Ona wjedzie do Brukseli, ale wywołany przez jej reformę chaos w oświacie, pozostanie…

– Uważam, że decyzja by Anna Zalewska kandydowała do Parlamentu Europejskiego jest jedną z najbardziej skandalicznych decyzji jakie podjęło PiS. Dlatego, że ta reforma nie jest skończona, wręcz przeciwnie wychodzą kolejne trudności z nią związane. Mamy kumulację roczników w szkołach średnich, we wrześniu czeka nas wielki chaos. Mamy nowe podstawy programowe do liceów, mamy kierowane do rządu wezwania samorządów do zapłaty kosztów reformy i wreszcie mam strajk nauczycieli, jedynie zawieszony, a nie zakończony. W tej sytuacji ucieczka minister Zalewskiej do Brukseli jest skandalem. Niedopuszczalne jest zresztą to, że w tak kryzysowej sytuacji, właściwie od trzech miesięcy nie wiemy kto zarządza resortem, za to wciąż słyszymy kolejne nazwiska kandydatów, którzy mogą go przejąć.

Decyzja by Anna Zalewska kandydowała do Parlamentu Europejskiego jest jedną z najbardziej skandalicznych decyzji jakie podjęło PiS. Dlatego, że ta reforma nie jest skończona, wręcz przeciwnie wychodzą kolejne trudności z nią związane.

Wspomniała Pani, że szkoły średnie szturmuje właśnie podwójny rocznik. W Warszawie, jak donoszą media, dzieją się dantejskie sceny.

– Mam osobiste doświadczenie, gdyż moja córka po to by, jak tłumaczyła, uniknąć wyścigu szczurów i wielkiej konkurencji wybrała sobie szkołę ze średniej półki w rankingach. Okazało się, że w tej szkole jest 6 tys. podań, z czego ponad tysiąc młodych ludzi wskazało ją już w pierwszym wyborze. A z doświadczenia radnej wiem, że na wszystkich spotkaniach informacyjnych był ogromny tłok, młodzież nie mogła się nieraz, mówiąc kolokwialnie, dopchać na dni otwarte. Wiemy już że przygotowano 43 tys. miejsc, a to może nie wystarczyć, bo 47 tys. młodych ludzi zgłosiło się do stołecznych szkół. W ubiegłym roku było ich 19 tys. A więc podwójna liczba miejsc, którą przygotował samorząd może nie wystarczyć. To oznacza, że w stolicy dużego europejskiego kraju w XXI wieku mamy problem, żeby zapewnić kontynuację edukacji 14 i 15- latkom. To właśnie spowodowała reforma pani Zalewskiej.

Podwójna liczba miejsc, którą przygotował samorząd może nie wystarczyć. To oznacza, że w stolicy dużego europejskiego kraju w XXI wieku mamy problem, żeby zapewnić kontynuację edukacji 14 i 15- latkom. To właśnie spowodowała reforma pani Zalewskiej.

W innych miastach jest podobnie.

– Tak, czyli nie zastanawiamy się już nawet jak ulepszać system, ale gdzie pomieścić uczniów, którzy mają obowiązek nauki. Sytuacja jest kuriozalna.

Dziękuję za rozmowę.

NIK miażdży reformę Zalewskiej

MEN odpowiada NIK-owi i… kopiuje swoje stare komunikaty