Oczekuję szkoły otwartej. Piotr Wanat: Nie rezygnujemy z oceniania, lecz z ocen tradycyjnych

Oczekuję szkoły autonomicznej, z większym zaufaniem i z takim zrozumieniem, że pracują w niej ludzie nieprzypadkowi. Oczekuję szkoły wolnej od ideologii, tolerancyjnej, otwartej, pogodnej. Szkoła jest przecież wiernym odbiciem i odzwierciedleniem naszego społeczeństwa. Mamy w szkole 800 uczniów. I przecież mienią się oni różnymi barwami.

Z Piotrem Wanatem, dyrektorem I Liceum Ogólnokształcącego w Rzeszowie, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Nie jest Pan zadowolony z tradycyjnego systemu oceniania?

– Ocena wyrażona cyfrą „nie mówi” uczniowi, czego nie wie lub nie umie, jeżeli nie idzie za tym szerszy komentarz. Bo co to znaczy, że dostał np. czwórkę? Ocenianie jest jednym z najtrudniejszym aspektów w pracy nauczyciela, na szczęście zaczynamy w szkołach o tym myśleć. Jest nas coraz więcej.

Więcej szkół czy nauczycieli i dyrektorów, którzy chcą zmian?

– Coraz więcej jest tych, którzy odrzucają wyścig szczurów, także tych, którym nie podoba się, że ktoś nas stale rankinguje, wciąż ocenia i rozlicza.

W Polsce przybywa szkół, które zaczynają eksperymentować z alternatywnym ocenianiem uczniów. Zmiany w waszej szkole dotyczą oceniania na lekcjach języka francuskiego. Jakie są reakcje?

Po dwóch miesiącach od startu nowego systemu oceniania mogę powiedzieć, że na razie nie doszły do mnie żadne krytyczne uwagi od uczniów i rodziców, ale nie zauważyłem też zbiorowej euforii. Pomyślałem jednak, że warto sprawdzić, jaki będzie odbiór tej innowacji pedagogicznej, którą wprowadziła nasza nauczycielka języka francuskiego. Prowadzi klasy I-IV, dowiemy się więc, jak to się sprawdzi na różnych etapach edukacji w naszej szkole.

Będzie można porównać, czy uczniowie, którym nie wystawia się tradycyjnych stopni, są bardziej czy mniej zmotywowani. Czy inaczej traktują lekcje, szkołę.

Na czym dokładnie polega ten pomysł?

Nauczycielka wystąpiła z inicjatywą przetestowania zniesienia stopni szkolnych. Przyznam, że od razu spodobał mi się ten pomysł.

Szkoła bez ocen to wciąż bardziej wizja niż praktyka. Bez przyzwolenia społecznego trudno będzie wyjść poza eksperyment. Czy to jest realne?

Myślę, że tak, chociaż szkoły takie jak nasza są tylko trybikami systemu edukacji. Idealnie byłoby, gdyby uczniowie już wcześniej z takim systemem się zetknęli. Naturalną drogą byłoby wdrażanie go od szkoły podstawowej. W klasach I-III mamy przecież ocenianie metodą opisową. Oczywiście zmiany musiałyby zajść nie tylko w samym ocenianiu, ale i w spojrzeniu na listę przedmiotów, uszeregowaniu ich ważności pod kątem indywidualnego podejścia do każdego z uczniów.

Są przedmioty profilowe, przedmioty maturalne i przedmioty pomocnicze. Ich ciężar w przypadku danego ucznia powinien być nieco inny – pod kątem zainteresowań, wymagań i przede wszystkim oceniania.

Trwa o tym w szkole dyskusja?

Wielokrotnie rozmawialiśmy o tym z nauczycielami. Przewijały się głosy, że można wprowadzić opisowy system oceniania w przypadku drugiego języka, lekcji wychowania fizycznego czy przedmiotów typowo pomocniczych, jak edukacja dla bezpieczeństwa, biznes i zarządzanie czy historia i teraźniejszość.  Tli się więc pomysł, żeby to na ich przykładzie wprowadzać sukcesywnie to rozwiązanie. Oceniać ucznia na podstawie jego wkładu w pracę, bo nie da się jednakowej miary przyłożyć do wszystkich.

Nauczyciele się na to godzą?

Mam sygnały od nauczycieli wychowania fizycznego, że na tym przedmiocie zniesienie ocen jest jak najbardziej pożądane. Zaangażowanie, predyspozycje ucznia przecież widać gołym okiem.

Ze szkół, które wcześniej poszły tą droga, docierają sygnały, że nie wszystkim to odpowiada, pojawia się opór m.in. części rodziców.

Najbardziej mnie dziwi i niepokoi, kiedy czytam opinie, na temat szkoły bez ocen, że oto nauczyciele już nie chcą nawet ocen wpisywać, a skoro tak, to niech pieniędzy też nie biorą. Takie stawianie sprawy pokazuje nam, że nadszedł czas na zmianę w myśleniu o szkole.

My przecież nie rezygnujemy z oceniania, tylko pokazujemy, że można inaczej do tego podejść. To nic innego, jak ocenianie kształtujące, motywujące realizowane na serio.

W jakim sensie?

Nauczyciel musi dołożyć więcej staranności, żeby zobaczyć złożoność młodego człowieka, wydobyć z niego co najlepsze. Komunikat zwrotny dla ucznia musi być znacznie bardziej złożony. O to tu chodzi.

Wydaje się, że te alternatywne systemy oceniania bazują na podobnym założeniu, czyli – ocena opisowa i możliwość zaliczania w dowolnym terminie materiału oraz jego poprawa, jeśli uczeń nie jest zadowolony z osiągniętych wyników. Jak to wygląda u Was na języku francuskim?

Na języku francuskim większy nacisk jest położony na indywidualizację. Każdy uczeń może zaliczać poszczególne partie materiału w swoim rytmie i w dowolnym czasie, chociaż terminy są proponowane przez nauczyciela. Systematyczność też jest ważna, szczególnie w nauce języka.

Jakie są zalety takiego systemu?

Indywidualne podejście może być elementem wzmacniającym ucznia. Tę samą partię materiału może zdawać w różnych terminach, a jeżeli wynik nie będzie satysfakcjonujący, to także w wielu próbach.

Z tego, co słychać od szkół, które już zmieniły zasady oceniania uczniów, wynika, że system bez ocen jest o wiele bardziej złożony. Od obu stron wymaga wiele wkładu i wysiłku. To nie tak, że jest jakimś ułatwieniem?

– To nie jest pójście na łatwiznę. Dokumentowanie postępów ucznia w nauce wymaga w systemie bez ocen ogromnego zaangażowania. Dlatego nie mogę się zgodzić z zarzutami, że po jego wprowadzeniu ocena końcowa będzie brała się „z czapy”. Nic bardziej mylnego. Ona się bierze z udokumentowania postępów ucznia przez cały rok szkolny. My nie unikamy żadnych prac pisemnych, wartością dodaną jest to, że ten uczeń pracuje w swoim własnym tempie.

Po drugie, uczeń jest odpowiedzialny za swoje postępy w nauce. Co nie znaczy, że nauczyciel traci nad nim kontrolę. Wręcz przeciwnie. Ten system pozwala mu łatwiej ocenić, jak daleko ma jeszcze do celu.

System bez ocen będzie wymagał od ucznia większej pracy?

– Ależ oczywiście. Kolejną wartością dodaną jest to, że ciężar odpowiedzialności za proces uczenia się również jest przesunięty na samego ucznia. Wykształcamy w uczniu motywację wewnętrzną i odpowiedzialność: uczę się dla siebie, ponieważ chcę poznać język, który sobie sam wybrałem. W liceum spędza się cztery lata. Warto ich nie zmarnować.

Proponuje Pan odejście od schematycznego myślenia o szkole i o przedmiotach. Co uczniowie dostaną w zamian?

– Nauczycielka, która wdraża nowy system oceniania na swoich lekcjach, przedstawiła uczniom swego rodzaju kontrakt lekcyjny. Można powiedzieć, że w ramach tego kontraktu jesteśmy stronami. Kontrakt to też zobowiązanie, bo zawiera szczegółowe wymagania edukacyjne na oba semestry oraz zasady sprawdzania wiedzy. Obie strony znają reguły gry i nie będą zaskakiwane w trakcie. Uczniowie przyjęli go w takiej formie.

(…)

A więc jest Pan za zmianami?

– Oczekuję szkoły autonomicznej, z większym zaufaniem i z takim zrozumieniem, że pracują w niej ludzie nieprzypadkowi. Oczekuję szkoły wolnej od ideologii, tolerancyjnej, otwartej, pogodnej. Szkoła jest przecież wiernym odbiciem i odzwierciedleniem naszego społeczeństwa. Mamy w szkole 800 uczniów. I przecież mienią się oni różnymi barwami.

Mówi się, że najgorsze, co może nas spotkać, to oglądanie się za siebie.

– My akurat rozpoczęliśmy 366. rok nauki w naszej szkole. Korzystamy z tego dorobku pokoleń. Mamy się kim szczycić i na kim wzorować. Nasi wychowankowie to m.in. Sikorski, Łukasiewicz, Przyboś, Szafer. Korzenie są ważne, ale staramy się być szkołą nowoczesną.

Dziękuję za rozmowę.

Przedstawiamy fragmenty wywiadu opublikowanego w GN nr 44-45  z 1-8 listopada br.  Całość w wydaniu drukowanym i elektronicznym – https://e.glos.pl 

Fot. Archiwum prywatne