Pedagodzy specjalni w szkołach. Anita Rucioch-Gołek: Należało sprawdzić najpierw, jak wygląda sytuacja kadrowa

Nauczycielka, która do tej pory była pedagogiem szkolnym, ma uprawnienia na ten okres przejściowy i na razie zgodziła się zająć stanowisko pedagoga specjalnego. Ale…  tu pojawia się problem, który mobilizuje mnie do pilnego poszukiwania kolejnych rozwiązań. My, nauczyciele, jesteśmy coraz starszą grupą zawodową. Przeważają osoby w wieku 40+ i 50+. Nie wiemy też, ilu z nas przetrwa te wszystkie zmiany, ilu z nas pozostanie w szkole. Moje pedagożki mówią do mnie: „Anita, ja przecież nie pójdę w wieku ponad 50 lat na kolejne pięcioletnie studia magisterskie, żeby w sierpniu 2026 r. zatrzymać stanowisko pedagoga specjalnego”. Wówczas ten wymóg posiadania dyplomu ukończenia jednolitych studiów magisterskich wejdzie w życie

Z Anitą Rucioch-Gołek, dyrektorką Szkoły Podstawowej w Zbąszyniu w woj. wielkopolskim, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Do 27 stycznia czekała Pani na CV od osób mających odpowiednie kwalifikacje w zakresie pedagogiki specjalnej. Ich zadaniem byłoby m.in. współorganizowanie kształcenia dla uczniów z niepełnosprawnością intelektualną w stopniu lekkim. Z iloma kandydatami udało się porozmawiać?

– Trochę zainteresowanych do nas się zgłosiło, ale żaden z nich nie miał odpowiednich kompetencji i kwalifikacji, żeby zostać pedagogiem specjalnym. Ktoś miał podyplomówkę z pracy z dzieckiem z autyzmem, ktoś inny skończył socjoterapię itp. Ja odpisywałam: przepraszam, ale nie spełnia pan/pani kwalifikacji, czyli ukończenia jednolitych studiów magisterskich na kierunku pedagogika specjalna.

Zauważyłam, że nie tylko młodzi po studiach, ale też sami nauczyciele często się z trudem odnajdują w tym gąszczu zawirowań proceduralnych i przepisów.

Gdzie są osoby, które spełniają te wymagania bądź są w trakcie ich nabywania?

– Mam nadzieję, że są na studiach.

Śmieje się Pani.

– Tak, ale proszę mi wierzyć, że nie jest nam wszystkim do śmiechu. Zbyt wiele się dzieje, jest zbyt wiele zmian, a kadry się kruszą. O kadrach musimy myśleć z wieloletnim wyprzedzeniem.

Do 31 sierpnia 2026 r. obowiązują przepisy przejściowe, czyli może Pani zatrudnić na stanowisku pedagoga specjalnego osoby bez jednolitych studiów magisterskich, które są nauczycielami i ukończyły kurs kwalifikacyjny lub studia podyplomowe w tym kierunku.

– Mam kogoś z naszego grona. Nauczycielka, która do tej pory była pedagogiem szkolnym, ma uprawnienia na ten okres przejściowy i na razie zgodziła się zająć stanowisko pedagoga specjalnego. Ale…  tu pojawia się problem, który mobilizuje mnie do pilnego poszukiwania kolejnych rozwiązań. My, nauczyciele, jesteśmy coraz starszą grupą zawodową. Przeważają osoby w wieku 40+ i 50+. Nie wiemy też, ilu z nas przetrwa te wszystkie zmiany, ilu z nas pozostanie w szkole.

Moje pedagożki mówią do mnie: „Anita, ja przecież nie pójdę w wieku ponad 50 lat na kolejne pięcioletnie studia magisterskie, żeby w sierpniu 2026 r. zatrzymać stanowisko pedagoga specjalnego”. Wówczas ten wymóg posiadania dyplomu ukończenia jednolitych studiów magisterskich wejdzie w życie.

Jest problem.

– Jest i z tego, co widzimy, nie zniknie. Zastanawiam się, co robić, bo jak się skończy okres przejściowy i za kilka lat zapisy tego rozporządzenia odnośnie do kwalifikacji wejdą w życie, to ja będę musiała zwolnić osobę, którą ubłagałam, żeby została pedagogiem specjalnym ze względu na jej ogromne doświadczenie w tej pracy. Teraz jej uprawnienia się jeszcze liczą, a już za kilka lat nie będą. Kierując się literą prawa, będę zmuszona podziękować jej za pracę, jak przyjdzie do szkoły ktoś z dyplomem pedagoga specjalnego. Rozmawiałam z moimi paniami, a one powiedziały mi wyraźnie, że już na tym poziomie zmęczenia, ciągłych zawirowań i po kilkudziesięciu latach pracy z dziećmi one naprawdę nie widzą potrzeby, by walczyć z indeksem w ręku o kolejny dyplom.

Jak wielu nauczycieli może być w takiej sytuacji?

– W wielu szkołach są tacy, którzy znają się na tej pracy, a po wejściu w życie tych zapisów nie będą się kwalifikować do podjęcia zadań pedagoga specjalnego. Uważam, że wiele osób może zostać tym skrzywdzonych, bo mają doświadczenie, pracują w szkole z dziećmi o specjalnych potrzebach od kilkudziesięciu lat, ale pozostaną bez szans na pracę. Kompletne nieporozumienie. Powstaje więc pytanie, dlaczego decydenci tego nie przemyśleli.

Uważam, że choć pedagodzy specjalni są potrzebni, to same zapisy dotyczące kwalifikacji nie zostały ze środowiskiem przedyskutowane. Należało sprawdzić najpierw, jak wygląda sytuacja w szkołach. Jakie są możliwości kadrowe. Po co było wylewać dziecko z kąpielą. To podważa zaufanie do nas.

Do szkoły?

– Raczej do tych nauczycieli, którzy poświęcili się pracy dzieciom ze specjalnymi potrzebami, bo ich doświadczenie wkrótce może okazać się nieprzydatne. A to właśnie oni mogliby stanowić trzon tych zmian. Jak można było przy takich brakach kadrowych stawiać ich pod ścianą. Nauczyciele, o których mówię, to są najczęściej nauczyciele dyplomowani, specjaliści, a więc dlaczego po tylu latach pracy mieliby znowu zdobywać kolejne kwalifikacje. Nie rozumiem, dlaczego tak się stało. Na niedawnej naradzie dyrektorów szkół poruszaliśmy kwestię zatrudniania specjalistów.

(…)

Z ankiety ogólnopolskiej w sprawie warunków pracy nauczycieli specjalistów przeprowadzonej przez ZNP wynika, że 30 proc. szkół nie zatrudniło pedagoga specjalnego, psychologa lub logopedy.

– Psychologa i logopedę mam. Łącznie mam cztery etaty specjalistów, podczas gdy według przelicznika ministerialnego w mojej szkole powinno być 2,6 etatu. Gdyby nie to, że udało się wynegocjować z samorządem więcej etatów, to nie wiem, czy dalibyśmy radę. Mam 760 uczniów i ręce pełne roboty. Wszyscy – logopeda, psycholog, pedagog ogólny i specjalny – nie wiedzą, w co ręce włożyć.

1/3 dzieci w Polsce doświadcza problemów psychologiczno-pedagogicznych, a 69 proc. dzieci ze specjalnymi potrzebami jest w przedszkolach i szkołach ogólnodostępnych. Orzeczeń i opinii w szkołach lawinowo przybywa. Jak to wygląda w Waszej szkole?

– U nas przybyło głównie opinii. Orzeczeń o specjalnych potrzebach kształcenia jest kilkanaście, ale opinii mamy już 75. Co 10. dziecko wymaga dostosowania, a więc jeżeli w opinii jest wskazane, że dziecko ma mieć spotkania i konsultacje z psychologiem oraz pedagogiem, to znaczy, że musi je mieć.

Szybko zorientowaliśmy się, że w ramach tego przejściowego ministerialnego przelicznika nie bylibyśmy w stanie zapewnić tym dzieciom wszystkiego, co przewidują przepisy i wskazania. Tych godzin byłoby za mało. W przypadku czterech etatów jest lepiej.

(…)

To jeszcze zapytam o wakaty.

– Ostatnio się śmiejemy, że jak nasze pokolenie odejdzie, to nie będzie miał kto pracować. Kiedy MEiN ogłosiło, nad czym pracuje, poszukiwania pedagoga specjalnego rozpoczęliśmy już po kwietniowym arkuszu organizacyjnym. Tak teraz wygląda poszukiwanie kadr do szkoły. Nic dodać, nic ująć.

Dziękuję za rozmowę.

Przedstawiamy fragmenty wywiadu opublikowanego w GN nr 6 z 8 lutego br. Całość w wydaniu drukowanym i elektronicznym – https://e.glos.pl 

Fot. Archiwum prywatne