Podstawę programową przedmiotów przyrodniczych trzeba uwspółcześnić. Dr Karol Dudek-Różycki: Nie ujedziemy tak dalej

Uważamy, że podstawę programową z przedmiotów przyrodniczych należy znacznie odchudzić i zmodyfikować, ale też… uwspółcześnić. Twórcy nowej lub zmodyfikowanej podstawy programowej muszą mieć jakieś priorytety i powinni uwzględnić nasze zdanie. To musi być dokument, który odpowiada nie tylko na wyzwania współczesności, przede wszystkim wyposaża uczniów w potrzebną wiedzę. Przydatną także w życiu.

Z dr. Karolem Dudkiem-Różyckim, nauczycielem chemii oraz przewodniczącym Polskiego Stowarzyszenia Nauczycieli Przedmiotów Przyrodniczych (PSNPP), rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Edukacja przyrodnicza jest marginalizowana – alarmują nauczyciele z PSNPP. Przy czym nie chodzi nawet o to, że jest za mało lekcji, że brakuje pieniędzy na odczynniki. Głównym problemem, jak piszecie w swoim apelu do MEN o zmiany, jest to, że „podstawa programowa z chemii jest wzorowana na tej pochodzącej jeszcze z czasów Związku Radzieckiego”. Jak to jest możliwe? Po ponad 30 latach nic się nie zmieniło?

Cały problem polega na tym, że jeżeli są wprowadzane jakieś zmiany, to one są co najwyżej kosmetyczne. Od lat 90. to jest cały czas ta sama podstawa programowa. Właściwie się nie zmienia, czasami jakaś rzecz jest dodawana, a czasami odejmowana. Najlepszym przykładem ignorowania współczesnego podejścia do nauki w podstawie programowej z chemii jest m.in. nazewnictwo związków organicznych oraz kwestie energetyki jądrowej i ochrony środowiska. My w szkole ciągle stosujemy i uczymy starego nazewnictwa, podczas gdy w świecie nauki zmiany zaszły już lata temu. Do naszej szkoły one jednak wchodzą bardzo powoli, co bez wątpienia ma przełożenie na stan wiedzy naszych uczniów. Potrzebna jest rewolucja w myśleniu o przedmiotach przyrodniczych.

Ignorowanie współczesnego podejścia do nauki, i to w podstawie programowej, to poważny zarzut. Z czym można przyrównać brak aktualizacji w nazewnictwie?

Nie jest to język, który odpowiada nowym ustaleniom i badaniom. To tak, jakbyśmy ucząc języka polskiego, mówili, stosując jakieś archaizmy sprzed kilkuset lat. Gdyby się uprzeć, można by powiedzieć, że język jest sprawą marginalną, ale na pewno nie wtedy, kiedy odstaje od współczesności.

Reform było wiele, ale w przedmiocie chemia niewiele się zmienia. Był taki moment, kiedy za czasów minister Hall próbowano wprowadzać coś nowego w nauczaniu przedmiotów przyrodniczych.

Uczeń po gimnazjum szedł do klasy I szkoły ponadpodstawowej i miał po jednej godzinie lekcji tygodniowo z przedmiotów takich, jak biologia, chemia, fizyka, geografia, a od klasy II wybierał rozszerzenie. Jeśli wybrał profil humanistyczny, to miał tylko ogólny przedmiot – przyroda. To była jakaś zmiana w tym sposobie myślenia w edukacji przyrodniczej, która w szkole europejskiej nadal dobrze funkcjonuje. Nauka przyrodnicza rozumiana jest tam całościowo.

Nauczyciele przedmiotów przyrodniczych napisali do MEN. Zwracają uwagę, że edukacja przyrodnicza była dotąd marginalizowana

W polskiej edukacji nie patrzymy na nauki przyrodnicze całościowo?

Skądże. A co jest teraz w szkole podstawowej? Gdzie ta przyroda? Ocalała tylko w klasie czwartej. Później jest podział na przedmioty. Niestety, dotychczas żaden minister edukacji nie postarał się, żeby np. podstawa programowa z biologii i chemii szła jednym torem. Na biologii uczeń zaczyna od białek i cukrów, a na lekcji chemii na tym kończy. Inny przykład – na chemii dziecko liczy równanie kwadratowe, a na matematyce tego jeszcze nie było. Jeśli chodzi o rozkład materiału, to tu nic nie jest kompatybilne. Takimi przykładami możemy sypać jak z rękawa. Przez 30 lat nie spojrzano na te przedmioty w całościowy sposób, nikt nie postarał się wskazać punkty wspólne.

Wasze postulaty, zgłaszane nie tylko w imieniu zrzeszonych w PSNPP ponad 630 nauczycieli szkolnych i akademickich, od czasu do czasu wypływają w mediach. Co się z nimi dzieje dalej? Ktoś Wam odpowiedział?

Przekazujemy je od lat, ale one są niesłyszalne. Zaczęliśmy pisać do MEN jeszcze w czasach minister Zalewskiej. Osiem lat wysyłania dokumentów. I nic.

W dokumencie z 4 stycznia br. kierowanym do minister Barbary Nowackiej i wiceminister Katarzyny Lubnauer dajecie jasno do zrozumienia, że oczekujecie na rozmowy, bo bez tego nie da się odbudować „zaufania środowiska nauczycielskiego do resortu edukacji”. W tym celu jesteście gotowi zorganizować spotkanie online z udziałem kilku tysięcy dydaktyków.

Proszę sobie przypomnieć, jak poszczególne rządy traktowały nauki przyrodnicze. Nigdy nie było dobrze, a przez minionych osiem lat promowane były głównie przedmioty powiązane z historią. Gdyby porównać historię z HiT, to okazałoby się, że ileś treści się dublowało, a więc poświęcano wiele czasu w szkole na przekazywanie tych samych zagadnień. Rozwój pamięciowy i historyczny ucznia jest ważny, my tego nie podważamy, bo z przeszłości czerpiemy naukę na przyszłość, ale to nauki przyrodnicze wraz z matematyką odpowiedzialne są za rozwój państwa i rozwój społeczeństwa.

Młody człowiek musi być wyposażony w wiedzę przyrodniczą, inaczej nie będzie rozumiał, w jakim kierunku zmierzamy. Skoro kraj ma dyskutować o energii jądrowej, szczepionkach, wirusach, a my tej wiedzy nie przekazujemy w szkole podstawowej, to na jakim poziomie będziemy o tych wyzwaniach rozmawiać?

Jak bardzo jesteśmy niewyedukowani jako społeczeństwo?

Wystarczy wejść do internetu i zobaczyć, jak wielką grupę stanowią antyszczepionkowcy, albo poczytać opinie na temat energetyki jądrowej. Jest tam dużo wyssanych z palca teorii, powtarzanych i utartych schematów, które po prostu narażają nas na śmieszność. Wykorzystują to różni pseudoeksperci, radykalni politycy, zwolennicy teorii spiskowych itd., bo kolejni ministrowie i autorzy podstawy programowej nie pomyśleli, że skoro świat się rozwija, to podstawa programowa też powinna iść naprzód.

Zapraszacie panią minister „do wspólnych działań, które pomogą poprawić los nauczycieli przyrodników, uczniów i wszelkich środowisk związanych z edukacją przyrodniczą”. Kto w tej grupie jest najważniejszy?

Z naszej perspektywy w tej chwili ważniejszy jest los ucznia. Dlatego że zmiany, o które apelujemy, poprawią bezwzględnie dobrostan uczniowski, jego wiedzę o świecie. Mam wrażenie, że od reformy z 2017 r. z każdym rokiem jest gorzej. Po likwidacji gimnazjów zniknął egzamin, dzięki któremu absolwent otrzymywał zwrotną informację na temat swojego stanu wiedzy z każdego niemal przedmiotu, którego uczył się w szkole. Niezależną informację pozbawioną emocji o swojej wiedzy.

Obecnie nikt tego zewnętrznie nie sprawdza, nie ma tej motywacji co dawniej. Nie ma po drodze egzaminu z przedmiotów przyrodniczych czy z historii. Obserwujemy, niestety, ciągły spadek zainteresowania przedmiotami przyrodniczymi.

(…)

Dr hab. Maciej Jakubowski dla Głosu: Likwidacja gimnazjów przyniosła uczniom znaczne straty

Ministerstwo zapowiada odchudzenie podstawy programowej. Czy taka zapowiedź wpisuje się w oczekiwania nauczycieli przyrodników?

– Uważamy, że podstawę programową z przedmiotów przyrodniczych należy znacznie odchudzić i zmodyfikować, ale też… uwspółcześnić. W biologii trzeba się skupić na treściach z immunologii, biotechnologii i ekologii. Uczeń szkoły podstawowej nie musi przecież znać na pamięć wszystkich różnic w budowie komórki, grzyba, nie musi znać na pamięć systematyki porostów, kiedy nie umie rozpoznać po liściu, jakie to drzewo.

Twórcy nowej lub zmodyfikowanej podstawy programowej muszą mieć jakieś priorytety i powinni uwzględnić nasze zdanie. To musi być dokument, który odpowiada nie tylko na wyzwania współczesności, przede wszystkim wyposaża uczniów w potrzebną wiedzę. Przydatną także w życiu.

Liczę też na to, że jeśli odchudzimy podstawę programową, to nauczyciele będą mieli więcej czasu na pracę eksperymentalną i zajęcia outdoorowe. Warto też wzbogacić proces nauczania przedmiotów przyrodniczych o pojęcia w języku angielskim. W końcu jesteśmy obywatelami świata i znajomość podstawowych słów w języku angielskim z zakresu nauczanych przez nas przedmiotów nie powinna charakteryzować tylko uczniów z klas dwujęzycznych.

(…)

Nauczyciele przedmiotów przyrodniczych apelują o zmiany w podstawach programowych. Napisali list do przyszłych rządzących

Nie stać nas już na to, żeby pozostawić sprawy takimi, jakie są?

– Jakby to powiedział mieszkaniec Podhala, nie ujedziemy tak dalej. Chodzi też o to, że dobrze wyposażonych pracowni przyrodniczych nie ma w większości szkół i z tym trzeba coś zrobić. To, co się stało ze szkolnictwem publicznym, bardzo mnie martwi.

Dziękuję za rozmowę.

*Dr Karol Dudek-Różycki był Nominowany do tytułu Nauczyciel Roku 2021

Przedstawiamy fragmenty wywiadu opublikowanego w GN nr 5 z 31 stycznia br. Całość w wydaniu drukowanym i elektronicznym – https://e.glos.pl \

Fot. Archiwum prywatne