„Połączenie z nauczycielem na 15 minut”. Tak szef MEN wyobraża sobie zdalną pracę szkół

To będzie kilka lekcji on-line dziennie. Możemy połączyć się na 10-15 minut, nauczyciel zada zadanie, fragment do przeczytania i wtedy łączymy się ponownie, a nauczyciel je sprawdzi – tak zdalne lekcje w szkołach, które mają być obowiązkowe od 25 marca wyobraża sobie szef MEN. W programie „Gość Wydarzeń” w Polsat News Dariusz Piontkowski przyznał, że nie można odgórnie polecić żadnej aplikacji i w tym temacie zostawia szkołom dowolność.

Piontkowski zaprzeczył, jakoby dzieci miały spędzać przed komputerem godziny, na wzór klasycznych lekcji w szkole. – To będzie kilka lekcji on-line dziennie – tłumaczył w Polsat News.  – Można sobie też wyobrazić indywidualne, pojedyncze spotkania z nauczycielami, gdyby z jakiegoś powodu nie można by było uczęszczać w lekcjach zdalnie, albo uczeń chciałby poprawić ocenę – dodał minister.

A co z egzaminami?- Egzamin ósmoklasisty powinien rozpocząć się 20 kwietnia. Obecna decyzja o ograniczeniu zajęć do 10 kwietnia nie wpływa na termin jego przeprowadzenia – mówił minister edukacji.- Prawo zezwala dziś ministrowi edukacji na to, by zmieniać porządek roku szkolnego. W zależności od tego jak będzie się rozwijała sytuacja, podejmiemy odpowiednią decyzję – przekazał Piontkowski.

Pytany o możliwe przesunięcie terminów matur, zapewnił, że arkusze egzaminacyjne są już przygotowane. – Tak naprawdę pozostaje kwestia pewnej logistyki i przewiezienia arkuszy do szkół. Cała operacja trwa kilka dni. Ostateczną decyzję możemy podjąć jeszcze za jakiś czas – wyjaśnił minister.

Szef MEN był też w weekend gościem radia Zet. – Nie chcemy narzucać rozwiązań, które nie w każdym miejscu będą – choćby ze względów technicznych – możliwe (…) Dlatego wyraźnie w rozporządzeniu wskazujemy, że te zajęcia powinny być prowadzone naprzemiennie. Nie tylko i wyłącznie lekcje wideo, online, bo może być problem z dostępem do komputera, do urządzenia, do Internetu przez niektórych uczniów, i trzeba uwzględnić także inne metody pracy – mówił.

Pytany, czy MEN sprawdziło, ile dzieci ma dostęp właśnie do komputera, a ile dzieci będzie musiało otrzymać materiały w wersji papierowej, przyznał, że „tak naprawdę nie byliśmy w stanie tego sprawdzić”

 – To już będzie zadanie dla dyrektorów- odparł. –  (…) Ale wiemy, że nawet w tych szkołach, w których te zajęcia już się odbywały mniej lub bardziej systematycznie, jest jakaś niewielka grupa uczniów, którzy muszą otrzymywać te informacje nieco inną metodą. Czasami wystarczy po prostu SMS, bo innej możliwości nie ma, by dotrzeć z jakąś informacją. Ale czasami być może trzeba będzie przejść także na formę papierową i w takiej formule dostarczyć uczniom materiały, które pozostali uczniowie będą otrzymywali w wersji elektronicznej – ocenił.

– Ci nauczyciele, którzy nie będą chcieli albo nie będą mogli z różnych powodów korzystać ze sprzętu, bo go np. nie mają, no to mogą korzystać ze sprzętu w szkole. Sam fakt, że ograniczyliśmy zajęcia dydaktyczne w szkołach, to nie oznacza, że szkoły zostały zamknięte na klucz, że nauczyciel nie może przyjść do tej szkoły albo że szkoła jest w jakiś sposób zarażona – stwierdził.

(JK, GN)

Źródło:polstanews.pl, radiozet.pl

MEN: Za zdalne kształcenie będzie odpowiadał dyrektor

Jak szkoły mają uczyć w epoce koronawirusa? MEN opublikowało nowe przepisy