Prof. Ewa Wysocka: Część uczniów została systemowo wykluczona. Należy pilnie organizować wsparcie dla nich

Nawet przed pandemią system edukacyjny wykluczał – np. uczniów z uboższych środowisk, obecnie jednak to zjawisko się nasiliło. Zamożność rodziny stała się decydującym czynnikiem, który będzie miał wpływ na przyszłość młodego człowieka. Przerywanie karier, marnotrawienie zasobów, potencjałów wielu młodych ludzi jest rzeczą niewybaczalną i bardzo realną.

Z prof. Ewą Wysocką, diagnostą pedagogicznym z Instytutu Pedagogiki Uniwersytetu Śląskiego, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

(…)

Uczniowie doświadczają wykluczenia pandemicznego czy systemowego?

– Jednego i drugiego. Wyobraźmy sobie klasę: 26 uczniów, jedni mają laptopy, inni tylko telefony. To jest właśnie wykluczenie ze względu na brak dostępu do narzędzi, bez których nie może być mowy o motywacji do korzystania z zasobów wiedzy. Komputery nie zastąpią wszystkiego, ale jeśli uczniowie muszą wykłócać się z rodzeństwem o to, kto ma uczyć się online, a kto tylko odczytywać maile, to niewątpliwie nie sprzyja to wzbudzaniu chęci do uczenia się. Nauczyciele robią co mogą, ale oni sami napotykają ograniczenia.

Jaki wpływ to zróżnicowanie w dostępie do technologii, a w konsekwencji – do edukacji, będzie miało na przyszłość młodych pokoleń?

– Nawet przed pandemią system edukacyjny wykluczał – np. uczniów z uboższych środowisk, obecnie jednak to zjawisko się nasiliło. Zamożność rodziny stała się decydującym czynnikiem, który będzie miał wpływ na przyszłość młodego człowieka. Przerywanie karier, marnotrawienie zasobów, potencjałów wielu młodych ludzi jest rzeczą niewybaczalną i bardzo realną.

Ministerstwo Edukacji Narodowej tego nie wie?

– Ministerstwo doskonale o tym wie. Tego nie da się przeoczyć, media donoszą każdego dnia o problemach uczniów i nauczycieli wynikających z braku dostępu do dobrego laptopa z oprogramowaniem itp. Ale MEN robi niewiele albo nic. Rzuca ochłap w wysokości 500 zł, ale te programy na zakup sprzętu czy internetu to tak naprawdę fasadowe działania. Może dlatego tak bardzo mnie niepokoi, że wśród uczniów może dojść do podziału na tych, którzy będą mieli szanse w przyszłości, i tych, którzy będą skazani na porażkę. A niestety nie wszyscy będą mieli na tyle dużo wewnętrznej siły, żeby przezwyciężyć różne trudności i choćby chcieć piąć się wyżej.

Brak wsparcia dzieci i młodzieży w czasie pandemii powoduje generowanie nierówności między nimi, jak również skazuje na porażkę tych, którzy mają w sobie potencjał i zdolności, niezależnie od pochodzenia czy zasobności portfela rodziców. Nie trzeba chyba mówić, że brak dostępu lub nierówności w dostępie do wiedzy jest prostą drogą do wykluczenia przez generowanie bezradności. Dlatego te niedostatki w narzędziach technicznych nauczyciele próbują rekompensować wdrażaniem różnych sposobów komunikowania się, korzystając z e-dzienników czy e-maili. Nie zawsze jest to efektywne rozwiązanie, ale czasami nie ma innego wyjścia.

To jaka będzie szkoła po okresie zdalnego nauczania?

– Przetrwa, mimo że od marca jest w pewnym zawieszeniu. Ale przecież nie tylko o przetrwanie chodzi. Dlatego dla zwiększenia motywacji wśród dzieci obecnie lepiej byłoby uczniów doceniać, a nie oceniać, oczywiście na ile to jest możliwe. Doceniajmy ich za zaangażowanie, za to, że w ogóle są w stanie przy tak różnych możliwościach realizować jakikolwiek program nauczania. Oni często mają małe wsparcie w rodzicach, którzy nie mogą lub nie potrafią, a w wielu przypadkach nawet nie chcą im pomóc.

W przypadku dzieci wykluczonych przez system można właściwie już teraz zakładać, że spadną o poziom niżej. Trzeba przygotować się na trudny powrót do szkół, na trudny rok szkolny – być może nie tylko ten, ale również następny. Jedno jest pewne: coraz trudniej będzie dzieciom wykluczonym przyswajać wiedzę, uczyć się, a nauczycielom efektywnie z nimi pracować. To z pewnością demotywuje wielu uczniów. Musimy więc działać z wyprzedzeniem, bo kiedy wrócą do szkół i siądą w ławkach, będzie już za późno.

Na co? Na wyrównanie szans?

– Na zorganizowanie im wsparcia. Przecież my, nauczyciele – czy to akademiccy, czy szkolni – sami sobie pomagamy od marca. Nauczanie zdalne jest tak naprawdę efektem inicjatyw oddolnych. Ministerstwu niczego raczej nie zawdzięczamy. Jedni pomagają drugim od wielu miesięcy, bo na centralę nie ma co liczyć. Zdalne nauczanie to efekt pomocy międzynauczycielskiej. Nauczyciele sami wypracowali rozwiązania, zostali rzuceni na żywioł.

I dali radę.

– To wynika z odpowiedzialności, wiedzieli, że nie mogą zostawić swoich podopiecznych. Sami sobie stworzyli system nauki zdalnej i mają to wszystko w miarę opanowane dzięki własnemu zaangażowaniu i wysiłkowi. Jeśli chodzi o władze, to od początku pandemii mamy do czynienia z syndromem liczenia na cud. Potem mieliśmy przespane wakacje i bezrefleksyjne wysłanie dzieci do szkoły. Sądzę, że w dalszym ciągu liczy się na ten cud, liczy się, że problemy same się rozwiążą.

Ale cudu nie będzie?

– Nie wierzę w cuda. Pilnie powinny powstać zespoły szybkiego reagowania przy ministerstwie, które skupiłyby się na pomocy uczniom i nauczycielom. Pandemia będzie trwać, więc rozwiązania trzeba przygotować z wyprzedzeniem. Poza tym trzeba wypracować specjalne metody wspierania rozwoju uczniów. Każda szkoła powinna mieć swój zespół interdyscyplinarny składający się z różnych specjalistów, w tym także psychologów. Sami nauczyciele przedmiotu nie ze wszystkim sobie poradzą. Potrzebny jest zespół, który nie tylko pomoże wyrównywać wiedzę uczniów, ale także będzie wiedział, jak ich zmotywować do zwiększonej pracy. Środki na funkcjonowanie zespołu powinno zapewnić MEN. Opłacenie działań takiego zespołu jest jedną z kluczowych spraw.

(…)

Przedstawiamy fragment wywiadu opublikowanego w GN nr 48-49 z 25 listopada – 2 grudnia br. Całość – w wydaniu papierowym i elektronicznym (ewydanie.glos.pl)

Fot. Archiwum prywatne

Nr 48-49/25 listopada-2 grudnia 2020