Ratujmy szkolną astronomię! Jacek Stańczak: Zawsze chciałem, żeby uczniowie częściej patrzyli w niebo

W Polsce w astronomii mamy wielowiekowe tradycje, ale nie wiedzieć czemu temat stracił na znaczeniu i do dzisiaj nic się nie zmieniło. Mamy wybitnych astronomów, nauka się rozwija, cieszymy się z lotu kolejnego Polaka, odbyły się spotkania edukacyjne z uczniami podczas łączenia na żywo z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Ale na tym koniec. Przyznaję, że nie rozumiem.

Z Jackiem Stańczakiem, nauczycielem fizyki i informatyki, opiekunem planetarium I Liceum Ogólnokształcącego im. Bolesława Chrobrego w Piotrkowie Trybunalskim, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

„Popularyzacja to już za mało, dlaczego nie możemy uczyć astronomii w szkole na poważnie” – to Pana słowa. Należy Pan do niemałej rzeszy nauczycieli, którzy od lat chcą powrotu astronomii jako oddzielnego przedmiotu. Po locie Polaka w kosmos jest okazja, żeby się przypomnieć?

To też, chociaż powoli tracę nadzieję na powrót astronomii do szkół jako samodzielnego przedmiotu. Mówiąc, że chcę, żeby astronomii można było w końcu uczyć na poważnie, próbowałem nawiązać do sytuacji, jaką mamy wokół olimpiady astronomicznej. Od naszych apeli i petycji minęły lata, a niewiele dało się naprawić i coraz mniej uczniów chce walczyć o tytuły w tej dyscyplinie nauki.

Olimpiada astronomiczna jest jedną z najstarszych, o ile nie najstarszą olimpiadą w Polsce. Organizowana jest od ponad 60 lat.

Tak i jest to świetna impreza, tylko że po zlikwidowaniu przedmiotu astronomia w szkołach ok. 30 lat temu, a następnie wyrzuceniu astronomii z nazwy przedmiotu „fizyka i astronomia”, astronomii zaczęło w podstawach programowych ubywać. Obecnie w szkole tej wiedzy jest niewiele. Na fizyce ogranicza się głównie do tematów związanych z polem grawitacyjnym, prawem powszechnego ciążenia.

Na geografii są najwyżej zagadnienia, które można określić mianem wiedzy astronomicznej. Wiedza astronomiczna w podstawie programowej jest mocno ograniczona i bliżej jej do wiedzy popularyzatorskiej.

Rugując astronomię ze szkół, spowodowano, że zmalało zainteresowanie?

Może nie tyle astronomią, bo jednak uczniowie zaglądają do naszego szkolnego planetarium, ile samą olimpiadą, która stała się wydarzeniem interdyscyplinarnym. Uzyskiwanie wysokich lokat na olimpiadzie astronomicznej uczniowi daje niewiele korzyści, jeśli chodzi o wynik maturalny czy rekrutację na studia. Z tego powodu uczniowie, którzy mogliby wiele osiągnąć w tej nauce, wybierają inne olimpiady przedmiotowe – z matematyki, fizyki czy chemii, bo są lepiej premiowane.

Dawniej było tak, że tytuł finalisty olimpiady astronomicznej był jednoznaczny z najwyższą oceną z fizyki i zwolnieniem z matury. Od dawna już tak nie jest i szkolna astronomia umiera śmiercią naturalną.

I to w czasach, kiedy drugi Polak poleciał w kosmos.

No właśnie. Całymi latami marzyłem, żeby astronomia stała się na powrót oddzielnym przedmiotem w liceum. Podobnie jak wielu innych nauczycieli zwracaliśmy uwagę, jak cenna jest to wiedza, jak bardzo rozwija młode pokolenia. Niestety nie udało się zrobić nic, żeby przekonać decydentów.

Łączenie polskiego astronauty z dziećmi i młodzieżą w CNK. „Pozdrawiam panią Iwonkę i panią Basię ze szkoły podstawowej”

Pamiętam naszą rozmowę sprzed lat, kiedy próbowano nawet usunąć astronomię z listy samodzielnych dyscyplin naukowych.

Taka propozycja padła ze strony ówczesnego Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego w 2018 r. W dwa dni Polskie Towarzystwo Astronomiczne zebrało 8 tys. podpisów osób, które sprzeciwiały się temu pomysłowi. Przynajmniej tutaj udało się zatrzymać degradację astronomii.

Protest odbywał się pod hasłem „Ratujmy polską astronomię”.

Dzisiaj można powiedzieć to samo, to hasło nadal jest aktualne. Ja bym je tylko nieco zmodyfikował na „Ratujmy szkolną astronomię”.

Myślałam, że astronomia nie wymaga aż takiej promocji?

Miłośnicy astronomii są, choć jest ich coraz mniej. Dlatego chciałbym, aby uczyli się w szkole konkretnej wiedzy astronomicznej, zdobywali wiedzę, którą będą mogli w przyszłości poszerzać. To wielka nauka, otwiera horyzonty, zachęca do zgłębiania wiedzy, szukania ciekawych informacji i publikacji. Niestety, w kontekście szkolnym, przez lata nie usłyszałem żadnego dobrego słowa o astronomii. Jest traktowana jak szkolny „michałek”, który może być, ale nie musi. Szkoda, bo uczniowie przy okazji lotu na orbitę naszego drugiego astronauty mocno się zaangażowali.

Uczniowie wielu szkół, w tym naszego liceum, wybrali się do różnych miejsc w Polsce, że uczestniczyć na żywo w łączeniu ze Sławoszem Uznańskim-Wiśniewskim i zadawać mu pytania. Powinniśmy wykorzystać to zainteresowanie młodzieży i zakończyć ten etap marginalizowania szkolnej astronomii. Trzeba jej zacząć uczyć na poważnie.

Absolwent „ósemki” w kosmosie. Anna Panek: Sławosz Uznański-Wiśniewski przynosi nam chlubę

Zbliża się reforma edukacji. Może otwiera się kolejna szansa?

Mało prawdopodobne, że coś się zmieni. Nie słyszałem, by astronomia znalazła się w planach reformy. Przynajmniej nic mi na ten temat nie wiadomo.

Od lat jest Pan opiekunem szkolnego planetarium. Co udaje się zrobić na poziomie szkolnym?

Jestem fizykiem, mam studia podyplomowe z matematyki i informatyki. Informatyki uczę na poziomie rozszerzonym. Moim celem jest przygotowanie uczniów do matury z tego przedmiotu, ale widząc braki w podstawach programowych, staram się wplatać zagadnienia astronomiczne, które uważam za ważne, do swojego przedmiotu.

Zawsze chciałem, żeby uczniowie częściej patrzyli w niebo, teraz częściej patrzą w telefon, na szczęście mogą ściągać apki astronomiczne, więc jest z tego niezły pożytek. Te apki są bardzo ciekawe, jednak nie na długo potrafią skupić uwagę uczniów.

Na tablecie można im pokazać kolorowe mgławice, planety itd., to się czasami sprawdza lepiej niż oglądanie nieba w planetarium. Ale to ciągle jest za mało. Bardzo bym chciał, aby uczniowie umieli czytać niebo, żeby rozumieli, że obraz w tablecie wygenerowany z pomocą apki a obraz nieba z teleskopu będą się różnić.

Jak na informatyce przemyca Pan astronomię?

Wprowadzam dużo fizyki i astronomii poprzez tworzenie np. programów symulujących ruch ciał w polu grawitacyjnym. Pracujemy nad algorytmami obliczającymi wschody i zachody Słońca oraz Księżyca. Na stronie planetarium umieściłem program, który pomaga zrozumieć zjawiska astronomiczne. Można zobaczyć, jak wygląda niebo w danym momencie. Co roku dodaję coś nowego. Wykorzystuję te elementy na lekcjach informatyki w ramach innowacji pedagogicznej. Inaczej nie mógłbym spokojnie spać, wiedząc, że młodzież tego nie wie.

Sławomir Miernicki, nauczyciel z Siedlec: Zawsze powtarzam, że astronomia jest od lat pięciu do 105!

Może opór wobec astronomii wynika z tego, że ten przedmiot będzie wymagał od państwa i samorządów nakładów finansowych?

Tylko wyobraźnia nas ogranicza. W moich czasach uczniowie sami wykonywali teleskopy metodą szlifowania zwierciadeł. Obecnie jest to metoda trochę zapomniana, bo można kupić gotowy sprzęt, ale kiedyś, jeśli ktoś chciał mieć teleskop lepszej klasy, to musiał go zrobić samemu. Jak też zaczynałem obserwację kosmosu przez lunetę wykonaną ze szkieł okularowych. Jakość obrazu była fatalna, ale ceny bardziej zaawansowanych lunet były kosmiczne.

Jak Pan zrobił swój pierwszy teleskop?

– Pierwszy teleskop zrobiłem ze szkieł okularowych. Kolejny był już bardziej zaawansowany. To był teleskop Newtona. Szkło szlifowałem różnymi proszkami szlifierskimi i polerskimi. Po prostu brało się dwie płyty szklane, pocierało się jedną o drugą. Jedna robiła się wypukła, druga wklęsła. Do pierwszego teleskopu użyłem soczewki płasko-wypukłej z powiększalnika fotograficznego. Do dzisiaj są tacy, którzy tak tworzą zwierciadła. Potem nanosi się kolejne proszki, żeby z większą dokładnością wyszlifować szkło. Następnie poleruje. Na koniec trzeba było powlec szkło warstwą odbijającą światło i zamontować tubus lunety. Mój pierwszy tubus był z tektury. Nie był zbyt trwały, ale to nie miało znaczenia.

Coś z tego dotrwało do obecnych czasów?

Tubus na pewno nie, ale zwierciadło z tego teleskopu może jeszcze gdzieś bym znalazł.

(…)

Co Pana najbardziej martwi w kontekście przyszłości szkolnej astronomii?

To, że moglibyśmy porzucić ten temat na dobre. Nie wiem, jakiego bodźca jeszcze potrzeba, żeby to ruszyć, ale nie można tego tak zostawić. W Polsce w astronomii mamy wielowiekowe tradycje, ale nie wiedzieć czemu temat stracił na znaczeniu i do dzisiaj nic się nie zmieniło. Mamy wybitnych astronomów, nauka się rozwija, cieszymy się z lotu kolejnego Polaka, odbyły się spotkania edukacyjne z uczniami podczas łączenia na żywo z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Ale na tym koniec. Przyznaję, że nie rozumiem.

MEN chce wykorzystać w szkołach lot Polaka w kosmos. Nauczyciele otrzymają materiały do zajęć

Uczniowie jednak przychodzą do szkolnego planetarium na zajęcia?

Nie tylko uczniowie, także małe dzieci. Grupy przedszkolne zawsze mnie zaskakują, bo są bardzo dobrze przygotowane. Dzieci znają planety Układu Słonecznego, rozpoznają niektóre gwiazdozbiory, mają podstawowe informacje. Na dalszym etapie edukacyjnym ta wiedza nie jest szczególnie poszerzana. Oczywiście kończąc szkołę, jakąś wiedzę podstawową mają, ale kiedy zaczyna się drążyć, jakie są np. dowody na to, że Ziemia krąży wokół Słońca, i skąd wiadomo, że Kopernik miał rację, to rzadko kto potrafi to wyjaśnić.

Dziękuję za rozmowę.

Przedstawiamy skróconą wersję wywiadu opublikowanego w Głosie Nauczycielskim nr 31-32 z 30 lipca – 6 sierpnia 2025 r. (wydanie drukowane i elektroniczne).

Fot. Archiwum prywatne