Zastanawiamy się często o co chodzi, czy rząd uznał, że wirus omija przedszkola, a dzieci nie zakażają? Mojej nauczycielki mąż trafił właśnie na kwarantannę. Muszę ją więc zwolnić do domu, bo w takiej sytuacji ona też musi trafić na kwarantannę. Sytuacja jest bardzo trudna i podejrzewam, że z podobnymi problemami żłobki i przedszkola mierzą się w całej Polsce. Zastanawia mnie to, że skoro rząd zaleca wszystkim pracę zdalną z domów, to dlaczego wyłączone mają być z tego przedszkola?
Z Renatą Rogacewicz, dyrektor Miejskiego Przedszkola nr 34 im. „Rozśpiewane Przedszkole” w Zielonej Górze, rozmawia Jarosław Karpiński
Od poniedziałku wszystkie szkoły znowu będą zamknięte, ale przedszkola mają pracować w normalnym trybie. Jak Pani odebrała ostatnią decyzję rządu?
– Trudno mi to nawet komentować. Nie rozumiem tej decyzji. 40 lat pracuję w tej samej placówce, w tym więcej niż połowę tego czasu jako dyrektor i pierwszy raz w życiu spotykam się z takimi problemami w pracy. Przede wszystkim brakuje mi nauczycielek wychowania przedszkolnego. Jedna odeszła na urlop zdrowotny, inna poszła na urlop macierzyński, kolejna choruje na COVID-19. Koleżanka z pracy trafiła właśnie z powodu COVID-19 do szpitala. Nie było jej tydzień w pracy więc mamy nadzieję, że nas nie pozarażała.
Aczkolwiek każdego dnia boimy się, że ktoś się zakazi koronawirusem, bo mamy przecież ciągły kontakt z dziećmi, z rodzicami. Objawy koronawirusa są już dzisiaj inne niż na początku pandemii. Dzieci nie gorączkują, ale przychodzą do przedszkola z różnymi infekcjami. My też więc często mamy różnego rodzaju infekcje. Jestem wdzięczna wszystkim nauczycielkom, które pracują ponieważ pomimo ogromnych trudności robimy wszystko by wywiązywać się ze swoich obowiązków i by rodzice byli zadowoleni.
Jak wygląda obecnie praca w pani przedszkolu?
– Nauczyciele zajmują się także m.in. sprzątaniem i dezynfekcją by zapewnić porządek i podstawowe warunki bezpieczeństwa. Bo na sześć oddziałów przedszkolnych ja mam też problem z paniami woźnymi. Brakuje nie tylko nauczycieli, ale także pracowników obsługi, którzy na dodatek nie mogą być na razie szczepieni. Pracujemy w pracy i w domu. Ale na dłuższą metę jest to niemożliwe, a dzisiaj pełną kadrą nie mogą obsadzić nawet jednej grupy dzieci.
W każdej grupie jest ponad 20 dzieci. Można zapomnieć o zachowaniu jakiegokolwiek dystansu. Dodatkowo nauczyciele wychowania przedszkolnego mają też przecież zdalne nauczanie swoich dzieci. Na szczęście dba o nas miasto, zapewniło nam maseczki, płyny do dezynfekcji, zainstalowało domofony więc rodzice nie odbierają dzieci w oddziałach. Ale rząd chyba nas zapomniał.
Minister zdrowia nie wyjaśnił dlaczego szkoły są obiektem wysokiej transmisji koronawirusa, a przedszkola – już nie.
– Nie wiem dlaczego tak się dzieje. Sama źle się dzisiaj czuję, mam nadzieję, że to zwykłe przeziębienie, ale co drugie dziecko ma dzisiaj w przedszkolu jakąś infekcję. Część rodziców opiekuje się w takich sytuacjach swoimi dziećmi w domach, ale inni wysyłają swoje pociechy do przedszkola.
Mamy bardzo sympatycznych rodziców, ale trudno wyegzekwować od wszystkich, że dziecko które jest zainfekowane, nie ma temperatury, ale np. katar i ból gardła powinno zostać w domu. To nie musi być od razu COVID-19, ale zagrożenie istnieje. Dlatego bardzo żałuję, że rząd nas nie zauważa.
Dlaczego, według Pani tak się dzieje?
– Nie mam zielonego pojęcia. Zastanawiamy się często o co chodzi, czy rząd uznał, że wirus omija przedszkola, a dzieci nie zakażają? Mojej nauczycielki mąż trafił właśnie na kwarantannę. Muszę ją więc zwolnić do domu, bo w takiej sytuacji ona też musi trafić na kwarantannę. Sytuacja jest bardzo trudna i podejrzewam, że z podobnymi problemami żłobki i przedszkola mierzą się w całej Polsce.
Zastanawia mnie to, że skoro rząd zaleca wszystkim pracę zdalną z domów, to dlaczego wyłączone mają być z tego przedszkola? Akurat moje przedszkole świetnie sobie z taką pracą radziło. Nie wiem dlaczego w sytuacji gdy rodzice dzieci pracują zdalnie personel przedszkoli czy żłobków ma pracować stacjonarnie. Nie rozumiem tego, ale nie mam już nawet siły na rozczarowania.
A szczepienia nie dały wam większego poczucia bezpieczeństwa?
– Nie wszyscy nauczyciele zostali zaszczepieni. Pracownicy obsługi nie byli szczepieni, bo na razie nie mogą. Niektórzy boją się szczepień , inni mają jakieś przeciwskazania. Mam pracowników w różnych wieku, mają różne choroby. Osobiście zaszczepiłam się pierwszą dawką AstraZeneca, chciałam też w ten sposób zachęcić moje nauczycieli. Wiele osób mocno przechorowało także same szczepienia. Ale chcielibyśmy uzyskać choćby jakieś informacje na temat pracy przedszkoli czy żłobków, w czasie trzeciej fali pandemii, bo odnosimy wrażenie że nikt o nas nie myśli. Mam nadzieję, że to się zmieni.
Dziękuję za rozmowę.
Fot: Renata Rogacewicz/Facebook