Sławomir Broniarz: Zdalne nauczanie nie może pominąć żadnego ucznia

Nikogo nie możemy wykluczyć w tym przedsięwzięciu. Łańcuch jest tak silny, jak silne jest jego najsłabsze ogniwo – podkreślił prezes ZNP Sławomir Broniarz w rozmowie z TOK FM odnosząc się do projektów MEN związanych z tzw. zdalnym kształceniem

Prezes Związku zwrócił uwagę na problemy prawne, jakie pojawiły się po źle napisanym rozporządzeniu MEN w sprawie funkcjonowania szkół w czasie epidemii koronawirusa. Dokument ten bowiem wyklucza prowadzenie zdalnego nauczania.

– Sprawa nie dotyczy jednak tylko dobrze napisanego prawa, ale stworzenia faktycznych możliwości zdalnego nauczania i tego, co jest wąskim gardłem – kwestii technicznych, sprzętowych. Staniemy tu przed ogromnym wyzwaniem. To sprawdzian, na ile szkoła jest nowoczesna także w postaci sprzętu, wyposażenia, pewnej mentalności. To wyzwanie dla nas wszystkich, nie tylko nauczycieli – zauważył Sławomir Broniarz.

Przypomniał, że nie tylko wielkie koncerny informatyczne posiadają różnego rodzaju platformy do pracy zdalnej z uczniami, ale także nauczyciele na własną rękę stworzyli narzędzia do zdalnego komunikowania i kształcenia. Problemem jest jednak czas, w jakim szkoła miałaby się przestawić na nowy model nauczania. – Wszystko stało się nagle, zostaliśmy zaskoczeni rozmiarem, skalą oczekiwań co do tego, że z XIX wieku przeskoczymy w XX wiek. Tu nie chodzi tylko o sam przekaz wiedzy. Tu chodzi o cały proces dydaktyczny – to ocena, sprawdzian, klasyfikowanie, promowanie do następnej klasy. Musimy przejść na zupełnie inny model edukacji – wyjaśnił szef rządu.

– Spora grupa, kilkaset tysięcy rodziców, przechodzi obecnie na pracę online. Nagle okazuje się, że nie ma w domach sprzętu do wykonywania takiej pracy i jednocześnie kształcenia dzieci. Sprawy pozornie prozaiczne urastają do rangi ogromnego problemu. Musimy tu podjąć jakieś decyzje. Szkoła powinna w krótkim czasie zorientować się, kto może, a kto nie może mieć dostęp do łączy zarówno po stronie nauczycieli jak i uczniów. Nie można zebrać nauczycieli w szkole i powiedzieć im: „edukujcie online”, bo nie wszystkie szkoły mają taką możliwość – dodał.

Prezes ZNP uważa, że „nikogo nie możemy wykluczyć w tym przedsięwzięciu”. – Łańcuch jest tak silny, jak silne jest jego najsłabsze ogniwo – zauważył.

Władze muszą pamiętać, że w wielu rodzinach jest kilkoro dzieci, a tylko jeden komputer. Nie wiadomo więc, jak w takiej sytuacji organizować zdalne lekcje. – To mają być lekcje w czasie rzeczywistym. Nauczyciel ma je prowadzić z całą grupą uczniów. Proponowaliśmy ministrowi uruchomienie infolinii dla dyrektorów i nauczycieli. Minister powiedział, że nie ma osób, które mogłyby ją obsługiwać. Jest ogromne zapotrzebowanie na wiedzę w tym zakresie – zauważył szef ZNP.

– Musimy naprawdę wnikliwie zastanowić się, co zrobić, żeby uczeń nie stracił tego czasu, jak zachować obiektywizm, że to jest samodzielna praca ucznia. Zabrzmi to jak banał, ale wszystko w rękach i głowach nauczycieli. Nie potrzebujemy połajanek ze strony ministra. Jesteśmy najlepiej przygotowaną kadrą zawodową, o jakiej można marzyć. Pytanie, czy mamy do tego stworzone warunki prawne, organizacyjne, sprzętowe. Starajmy się sobie nawzajem pomóc, a nie tylko, żeby tego nauczyciela tylko uderzyć – tak prezes ZNP odniósł się do ostatniej, obraźliwej wobec całego środowiska wypowiedzi ministra Piontkowskiego.

ZNP do Piontkowskiego: Prosimy nie hejtować nauczycieli

Według prezesa Związku, przed ministerstwem stoi teraz trudne zadanie organizacyjne. – Pan premier na konferencji prasowej powiedział: „Zawieszamy szkoły”. Konferencja nie jest jednak źródłem prawa. Tymczasem minister napisał w rozporządzeniu o zawieszeniu zajęć dydaktyczno-wychowawczych, co eliminuje nauczyciela w tym przedsięwzięciu, jakim jest zdalne nauczanie, uniemożliwia takie przedsięwzięcie – przypomniał.

Szef Związku po raz kolejny zdementował informację, jakoby nauczyciele pozostawieni w stanie gotowości do pracy mieli otrzymywać jedynie 60 proc. wynagrodzenia. – Wynagrodzenie to ważny temat, który dotyczy wszystkich z nas. Przecież ceny skaczą niemal z godziny na godzinę. To nie omija też nas, nauczycieli. Dementuję informację o 60 proc. To błąd wynikający być może z braku rozumienia tekstu paragrafu 81 Kodeksu pracy – wyjaśnił prezes ZNP.

Związek oczekuje teraz od ministerstwa jasnych i konkretnych rozwiązań. – Prosiłem ministra o to, by w nowym rozporządzeniu, na które czekamy, była zdecydowanie większa precyzja, a nie odwoływanie się do dyrektora i samorządu. Bo część dyrektorów po ostatnich wydarzeniach postanowiła zrobić np. radę pedagogiczną, ściągnąć nauczycieli do szkół. W wielu przedszkolach nauczyciele musieli dyżurować, bo rodzice przynosili dokumenty wymagane podczas rekrutacji. Okazało się, że brak jasności, klarowności rozporządzenia wywołuje różne interpretacje. I znów słyszymy, że za wszystko odpowiada dyrektor szkoły. Nie, dzisiaj gospodarzem całej tej sytuacji oprócz ministra zdrowia jest minister edukacji. I mamy prawo oczekiwać od niego, że nowe rozporządzenie nie spowoduje kolejne fali uwag, listów. Kierowanych zresztą często do ZNP, choć ich adresatem powinien być MEN lub kuratorzy – zauważył Sławomir Broniarz.

Jego zdaniem, nie jest wykluczone, że egzamin ósmoklasisty zostanie przesunięty.- Mam poważną wątpliwość, czy egzamin 21 kwietnia jest w ogóle możliwy. Gdybyśmy mieli gwarancje, że dziecko będzie pracowało przez najbliższe tygodnie samodzielnie, można by rozważyć inne scenariusze rekrutacji do szkół ponadpodstawowych, ale póki co takich gwarancji nie mamy – ocenił Sławomir Broniarz. – Musi tu być ścisła współpraca MEN z dyrektorem Centralnej Komisji Egzaminacyjnej. Choćby dlatego, że nauczyciel w swojej autonomii ma prawo do różnego i zróżnicowanego w czasie realizowania podstawy programowej i nie można dopuścić do tego, by dziecko, które straciło te 2-3 tygodnie przez kwarantannę, zostało zaskoczone zadaniami, które nauczyciel nie zdążył zrealizować. Na CKE spoczęła duża odpowiedzialność – dodał.

(PS, GN)