Nie ulega wątpliwości, że jedynki są zbędne. Jestem przekonana, że ocenianie uczniów w skali od dwóch do sześciu jest lepsze i na pewno nie tak stresujące jak przy skali z jedynką. Oceny niedostateczne przysparzały zdecydowanie wielu problemów emocjonalnych, stresowały uczniów już w drodze do szkoły. Wiem to, bo jestem po rozmowach z uczniami. Już teraz, po 10 miesiącach od wprowadzenia zmian w ocenianiu w naszej szkole, zdecydowana większość twierdzi, że nie chce absolutnie powrotu do ocen niedostatecznych, do oceniania „po staremu”.
Z Marzeną Kamińską, dyrektorką VI Liceum Ogólnokształcącego im. Hugona Kołłątaja w Lublinie, nauczycielką biologii, rozmawia Katarzyna Piotrowiak
Czy po 10 miesiącach eksperymentowania z nowym systemem oceniania* podtrzymuje Pani swoją opinię, że jedynki w szkole są zbędne?
– Zdecydowanie tak. Nie ulega wątpliwości, że jedynki są zbędne. Jestem przekonana, że ocenianie uczniów w skali od dwóch do sześciu jest lepsze i na pewno nie tak stresujące jak przy skali z jedynką. Oceny niedostateczne przysparzały zdecydowanie wielu problemów emocjonalnych, stresowały uczniów już w drodze do szkoły. Wiem to, bo jestem po rozmowach z uczniami.
Już teraz, po 10 miesiącach od wprowadzenia zmian w ocenianiu w naszej szkole, zdecydowana większość twierdzi, że nie chce absolutnie powrotu do ocen niedostatecznych, do oceniania „po staremu”.
Nowy system oceniania dotyczy ocen cząstkowych. Są jakieś oceny niedostateczne na koniec roku szkolnego?
– Niestety, są. Zgodnie z rozporządzeniem o ocenianiu, klasyfikowaniu i promowaniu uczniów szkoły mają obowiązek wystawiania ocen w skali od jeden do sześciu na koniec semestru czy roku szkolnego. Natomiast ocenianie w trakcie realizacji podstawy programowej jest zależne od statutu szkoły, czyli to my sami możemy sobie określić, jak będziemy oceniać. U nas to jest skala od dwóch do sześciu.
Jak wielu uczniów otrzymało jedynki i dlaczego nowy system oceniania nie zmobilizował ich do poprawiania ocen?
– Odpowiadając na to pytanie, muszę najpierw poruszyć inną kwestię. Po pierwsze, nasz system oceniania umożliwił większe rozpoznanie problemów młodzieży. Po drugie, dzięki tej zmianie byliśmy w stanie wychwycić tych uczniów, którzy w jakiś sposób sobie nie radzą z nauką, a dawno już zauważyliśmy, że ocena bardzo często ma związek ze stanem emocjonalnym czy problemami wynikającymi m.in. z okresu dorastania. Wraz z wprowadzeniem nowej skali oceniania postaraliśmy się również o zwiększoną pomoc psychologiczno-pedagogiczną. Zaczęliśmy rozpoznawać problemy. Psycholog i pedagog mieli ręce pełne pracy. Na szczęście, zgodnie z nowymi przepisami, zwiększy się w szkołach liczba etatów specjalistów. Liczę na to, że zatrudnimy więcej nauczycieli wspomagających młodzież.
Ostatnio wyjaśniała nam Pani, że zgodnie ze statutem uczeń, który się nie przygotuje, np. do sprawdzianu, zamiast jedynki ma w dzienniku elektronicznym x, co oznacza „uczę się”, czyli nie „zdołałem się jeszcze nauczyć”. Uczniowie od razu przekonali się do systemu bez jedynek?
– Skądże. Nie wszyscy. Początkowo wahali się, nie wiedzieli, czy sobie poradzą. Nowy system wymaga jednak mobilizacji w celu przystępowania do różnych zaleconych przez nauczyciela prac – czy to pisemnych, czy ustnych. Jednak po roku wdrażania nowego systemu tych głosów zwątpienia już nie ma.
To z jakiego powodu część uczniów dostała jedynki?
– Po prostu nie przystępowali do prac i zadań, nie opanowali materiału w zakresie podstawowym mimo licznych szans, jakie otrzymali. Nauczyciele zaplanowali różne formy sprawdzania wiedzy, np. karty pracy, prace pisemne czy tworzenie lapbooków, ocenianie na podstawie prowadzonej dyskusji, udziału w debacie.
Jeśli uczniowie nie brali udziału w żadnej z tych propozycji, nie pisali sprawdzianów lub po prostu nie poradzili sobie merytorycznie, nie było innego wyjścia, jak postawić im ocenę niedostateczną.
Czy liczba takich ocen jest mniejsza niż w ostatnich latach?
– Nie zauważyłam zasadniczej różnicy, niestety, są uczniowie, którzy mieli w ubiegłych latach problemy z nauką i w tym roku też. Jest jednak bardzo duża grupa uczniów, która wcześniej miała duże problemy z nauką i słabe oceny, a w tym roku poradzili sobie zdecydowanie lepiej. Zyskali większą wiedzę i lepsze oceny. Oni sami podkreślają, że ta zmiana w systemie oceniania oraz ograniczenie stresu związanego ze szkołą odegrały tutaj dużą rolę. Byli w stanie spokojnie się uczyć i zaliczać materiał na dobre lub bardzo dobre oceny.
Wcześniej dostawali dostateczny albo dopuszczający, a teraz mają piątki?
– Tak! Uczę jedną klasę biologii od ubiegłego roku szkolnego. Mam porównanie. Wiedza, którą wykazują się obecnie, jest większa. Zauważyłam, że na lekcjach spokojnie słuchali, łatwiej przyswajali nowy materiał, a w trakcie realizacji różnych zajęć wykazywali się znajomością materiału, który omawialiśmy wcześniej. Potrafią do niego nawiązywać. I pomyśleć, że wystarczyła jedna zmiana w ocenianiu cząstkowym, bo przecież metod pracy, jako takich, nie zmieniliśmy.
Moim zdaniem ten czynnik emocjonalny spowodował, że młodzież jest w stanie pracować więcej i lepiej. Po pewnym czasie sami zaczęli pytać, czy mogą jeszcze coś zrobić, żeby ocenę poprawić.
Wprowadzony przez Panią system daje niemal nieograniczone możliwości poprawy oceny. Jak wielu uczniów z tego skorzystało?
– Bardzo wielu, niektórzy wielokrotnie, głównie z przedmiotów ścisłych. Zanim zrezygnowaliśmy z jedynek w ocenianiu cząstkowym, ocena ze sprawdzianu mogła być poprawiona w ciągu tygodnia od wystawienia oceny, co zamykało możliwości poprawy później. Skoro uczeń czuł, że w tak krótkim czasie nie zdąży poprawić oceny, to nie miał motywacji, by się uczyć. Teraz mógł poprawiać ocenę do końca roku szkolnego. Dawaliśmy możliwość poprawy różnych prac jeszcze z początku semestru, mogli odpowiadać z działów, które były realizowane w lutym czy w marcu.
Ten system oceniania zakłada, że uczniowie potrzebują różnego czasu na przyswojenie i zrozumienie nowego materiału. Bierzemy też pod uwagę, że nieprzygotowanie może wynikać z wydarzeń losowych lub różnych innych. Różne są sytuacje życiowe.
Przed miesiącem rozpoczęliście kolejny eksperyment, tym razem wirtualny, tzw. matematyczny escape room. To nauka czy raczej zabawa?
– Z zabawą ten projekt ma niewiele wspólnego. Chodzi o zainteresowanie uczniów matematyką. Wymyśliła to nasza nauczycielka matematyki, która dopiero zaczyna pracę w zawodzie. Zdigitalizowała szkołę poprzez wykonanie zdjęć różnych pomieszczeń i wrzuciła to wszystko wraz z zadaniami do prostego programu. Uczniowie, wchodząc do wirtualnej szkoły, szukają różnych przedmiotów, które uławiają wyszukiwanie zadań matematycznych.
(…)
Potrzeba wielu zmian w edukacji, żeby znaleźć te nowe rozwiązania?
– Wszystkiego zmieniać nie trzeba, np. metod pracy nie da się zmienić ani rozporządzeniem ani ustawą. To nauczyciel decyduje, jakie metody wykorzystuje w trakcie realizacji tematu. Teraz kluczową sprawą jest konieczność zmiany podstaw programowych, odchudzenia ich z treści trudnych do przyswojenia, takich, które wyszły z użycia lub są przestarzałe.
Uczniowie często pytają: a po co mam tego się uczyć? Można powiedzieć, że wytłumaczenie uczniowi, po co się uczy, to zadanie nauczyciela, ale jeśli nauczyciel sam ma świadomość, że coś jest nieprzydatne, to uczeń to wyczuje.
Dziękuję za rozmowę.
Przedstawiamy fragmenty wywiadu opublikowanego w GN nr 25-26 z 22-29 czerwca br. Całość w wydaniu drukowanym i elektronicznym – https://e.glos.pl
Fot. Archiwum prywatne
*Wywiad na ten temat ukazał się w GN nr 48 z 1 grudnia 2021 r.