Od 2013 r. jestem dyrektorem szkoły i chciałbym mieć chwilę na to, żeby nie tylko wdrażać zmiany, ale przede wszystkim móc się nad nimi głębiej zastanowić. Poczuć je. Wypracujmy nie tylko nowy model edukacyjny, ale też nowy model rozmawiania i dyskusji w edukacji o edukacji. Zobaczmy najpierw, w którym miejscu jesteśmy. Udoskonalajmy, nie demontujmy. Nie wszystko zasługuje na najgorszą ocenę.
Z Piotrem Kędroniem, dyrektorem Szkoły Podstawowej nr 1 w Głuchołazach, rozmawia Katarzyna Piotrowiak
Zastanawiałam się, kto powinien podsumować 2024 rok w edukacji. Pomyślałam, że tego trudnego zadania mógłby się podjąć ktoś z terenów popowodziowych, gdzie od miesięcy trwa walka o przetrwanie, gdzie wyczekuje się powrotu do względnej normalności. Od czego zacząłby Pan edukacyjne podsumowanie 2024 r. – od jego początku czy końca?
– Wolałbym podsumować ten rok chronologicznie, zaczynając od dwóch pierwszych miesięcy, kiedy zaczęto myśleć o zmianach w pracach domowych, co totalnie wywróciło nam system. Natomiast w drugiej połowie roku tyle się wydarzyło, że trudno będzie nam o tym zapomnieć. Powódź zaskoczyła nawet takich ludzi jak ja, którzy na tych terenach mieszkają od urodzenia.
Kataklizm dotknął całe miasto, nie mówiąc już nawet o tym, co zrobił z naszą szkołą. Jednymi oknami woda się wlewała, a drugimi wylewała. Wróciliśmy dzięki ludziom dobrej woli, jakoś pokonaliśmy utrudnienia w organizacji pracy i szybko zaczęliśmy lekcje. Trudności nie zniknęły, ale jest znacznie lepiej.
Wracacie do normalności?
– Tak, chociaż należałoby to wstawić w cudzysłów. Zagrożenie powodziowe zniknęło, otwarta została hala sportowa, gdzie będzie można wreszcie prowadzić lekcje z wychowania fizycznego. Od powodzi byliśmy odcięci od jakiejkolwiek infrastruktury sportowej, nie mówiąc o sprzęcie sportowym, który odpłynął wraz z wielką wodą. Końcówka roku jest dla nas o tyle pozytywna, że niezależnie od tej katastrofy, na skutek której utraciliśmy tak wiele, od bardzo dawna nie czuliśmy takiego wsparcia.
Ten czas pokazał, jak wielka jest solidarność ludzi. Przedstawicieli różnego rodzaju służb, wolontariuszy, prywatnych osób, instytucji i szkół, które nas tak mocno wsparły w ostatnich tygodniach. Oni wszyscy przynieśli nam światełko nadziei w tym trudnym okresie odbudowy.
Szkoła Podstawowa nr 1 znajduje się w centrum Głuchołazów, niedaleko miejsca, gdzie fala powodziowa zerwała mosty na rzece. Trudno sobie nawet wyobrazić straty, jakich doznaliście. Czy dzięki temu ogromnemu wsparciu jesteście już na drodze ku lepszemu?
– Odkąd ponad miesiąc temu ruszyliśmy z zajęciami, można tak powiedzieć. Udało się to dzięki wielkiej mobilizacji nauczycieli, rodziców i samych uczniów. W budynku nadal pracują osuszacze, warunki może nie są jeszcze do końca takie, jakich byśmy wszyscy oczekiwali, ale w porównaniu z tym, co było, zrobiliśmy ogromny krok. Patrząc wstecz, mogę z satysfakcją powiedzieć, że w ludziach są jeszcze ogromne pokłady empatii. Stać nas na dobre reakcje, refleksje, współczucie, troskę o innych.
Niektórych osób nigdy nie widziałem, ale czułem ich zaangażowanie, kiedy zbierali dla nas pieniądze na odbudowę na aukcjach, organizowali zrzutki, wydarzenia i liczne eventy w całym kraju.
Co było najważniejsze w tym wsparciu? Co się liczyło w nim najbardziej?
– Zastanawiałem się nad tym sporo. Ci ludzie chcieli po prostu pomóc nam odbudować szkołę, bo taki był cel. Ale ich działania miały dla nas jeszcze inny wymiar – podniosły nas na duchu. Ten rok pod tym względem był wyjątkowy, pokazał nam, że możemy liczyć na innych. Wróciła nam wiara w ludzi. Myślę, że długo o tym nie zapomnimy. Ale mieliśmy podsumować rok…
To jest dobry moment, żeby zacząć od początku?
– Powódź przykryła wiele spraw, jakie działy się w edukacji, ale nie na tyle, żebyśmy mogli o nich zapomnieć. Ten rok kalendarzowy nie był pod względem edukacyjnym jakoś specjalnie inny, bo znowu analizowaliśmy go pod kątem zapowiedzi zmian i zbliżających się reform. Zmiana władzy była zwiastunem bardziej lub mniej kontrowersyjnych pomysłów na edukację i wiedzieliśmy, z czym one mogą się wiązać.
Na pierwszy plan wybija się jednak kwestia zadań domowych, do których znowu powrócę, bo nie jest to temat zamknięty.
Jak wspierać uczniów w samodzielnym uczeniu się? Konferencja IBE – transmisja dostępna w sieci
W ankiecie Głosu Nauczycielskiego z lutego br. 43 proc. głosujących nauczycieli uważało, że taka zmiana powinna zostać szerzej skonsultowana ze środowiskiem, 30 proc. ten pomysł oceniło źle, a tylko 17 proc. wskazało, że jest to krok w dobrym kierunku. Pan jest po której stronie?
– Podjęcie próby dokonania zmian było jak najbardziej wskazane, ale rozwiązanie nie do końca się sprawdza. Po wielu miesiącach widzę, że niechcący wylano dziecko z kąpielą. Pomysł, by zadania domowe były nieobowiązkowe, nie jest zły, ale szkoda, że w klasach IV-VIII nie są oceniane.
Myślę, że wzięto pod uwagę skargi tylko tych rodziców, którzy byli przeciwko pracom domowym, a nie pomyślano o tych, którzy uważają zadania domowe za część edukacji czy sposób na zdobycie dodatkowej oceny, poprawę źle napisanej kartkówki przez ich dzieci itd. Nie powinniśmy uczniom tego odbierać.
Uczniowie i rodzice krytykują zmianę?
– Wielu tak, bo odebrała im szanse, o których mówiłem. Dlatego sporej części nauczycieli ten pomysł nie przypadł do gustu. Wiedzieli, że dla wielu dzieci zadania domowe były alternatywą pozwalającą zdobyć dobrą ocenę, wykorzystywaną chętniej, niż się niektórym wydaje. Sądzę, że błędnie odczytano intencje nauczycieli. Dyskurs toczył się głównie wokół tego, czy oni są za czy przeciw, tymczasem nie chodziło o nich, ale o uczniów, o to, że stracą jedną z wielu możliwości, żeby się wykazać. Szkoła powinna dawać wiele różnych możliwości zdobywania wiedzy. Ocenianie jest ważne.
Za zmianami miały przemawiać liczne skargi rodziców i uczniów, mówiło się, że uczniowie są przeciążeni, że rodzice nie mają czasu sprawdzać, czy dzieci te zadania domowe w ogóle odrabiają. Czy było możliwe takie rozwiązanie, które pogodziłoby wszystkie strony tego sporu?
– Powinniśmy go szukać, ale zmiany zostały bardzo szybko wprowadzone. Z naszych obserwacji wynika, że ta modyfikacja w pracach domowych może mieć wpływ na wyniki uczniów. Kwestia zachęt w edukacji jest bardzo istotna. My, praktycy, nie możemy o tym zapominać. Ja nie jestem przeciwnikiem zmian. Wręcz przeciwnie. Uważam, że są konieczne, ale musimy mieć czas na przeanalizowanie pomysłów.
Dla mnie, fizyka, jeszcze większą kontrowersją są plany zmierzające do powrotu nauczania wszystkich przedmiotów przyrodniczych w ramach jednego tylko przedmiotu.
Prawdopodobnie tak się stanie już w roku szkolnym 2026/2027, co ma związek z planowaną reformą. Nie jesteśmy na to przygotowani?
– Skutki mogą być katastrofalne. Powrót do przedmiotu przyroda od klasy piątej szkoły podstawowej jest nie tylko kontrowersyjny, ale może być wręcz szkodliwy dla uczniów. Nie ma zgody na to, by lekcje chemii, biologii, geografii i być może nawet fizyki były wtłoczone w ramy jednego przedmiotu. Nie możemy pozwolić na to, żeby w szkole ponadpodstawowej geograf, biolog, chemik i fizyk musieli zaczynać naukę od podstaw. To błąd. W tak szybko zmieniającym się świecie musimy być na bieżąco z wiedzą z różnych dziedzin nauki, także w przypadku przedmiotów przyrodniczych. Tak nie będzie po zredukowaniu tych treści do jednego przedmiotu.
Zwrócę uwagę na to, że dzisiaj – mimo niedopracowanej podstawy programowej – uczniowie mają ogromne osiągnięcia w tych dziedzinach, o czym świadczą m.in. ich sukcesy na olimpiadach międzynarodowych. Nie możemy tego zmarnować.
Tych osiągnięć nie będzie, kiedy te przedmioty znikną z planów lekcji?
– Jak nagle bez pracy zostanie część nauczycieli, to nie będzie miał kto pracować na te sukcesy. Jeśli naprawdę chcemy zmienić system edukacji, to zacznijmy wprowadzać konkretne i przemyślane zmiany, począwszy od przedszkola. Nie zaczynajmy eksperymentu od sygnału, że być może sytuacja nauczycieli znowu się zmieni. Taka reforma powinna obejmować całą edukację i być rozłożona na lata, powinna być przewidywalna. Skokowe reformy nie przynoszą efektów.
Krytyka planowanej reformy wcale nie wynika z tego, że my, nauczyciele, jej nie chcemy. Wręcz przeciwnie, trzeba ją zrobić, bo edukacji jest to potrzebne, ale zmiany powinny być planowane w atmosferze spokoju i ponad podziałami.
Musimy mieć też wszyscy czas, żeby się nad pewnymi propozycjami zastanowić. Kilkutygodniowe konsultacje to za mało.
IBE i MEN podsumowały dotychczasowe konsultacje i pokazały Profil Absolwenta i Absolwentki 2.0
Ta uwaga dotyczy także podstaw programowych?
– Tak. Potrzeba nam większej refleksji. Dlatego jako fizyk chciałbym zaapelować, żeby fizyki nie ruszać, nie wycinać jej z planów lekcji po 2026 r., tylko pomyśleć, jak pokazać młodym, do czego fizyka jest im potrzebna. To apel o więcej czasu na dyskusję nad planowanymi zmianami. Może niech te konsultacje będą szersze i nie głównie online. Od 2013 r. jestem dyrektorem szkoły i chciałbym mieć chwilę na to, żeby nie tylko wdrażać zmiany, ale przede wszystkim móc się nad nimi głębiej zastanowić. Poczuć je. Wypracujmy nie tylko nowy model edukacyjny, ale też nowy model rozmawiania i dyskusji w edukacji o edukacji. Zobaczmy najpierw, w którym miejscu jesteśmy. Udoskonalajmy, nie demontujmy. Nie wszystko zasługuje na najgorszą ocenę.
Na jaką zasługuje?
– My za bardzo siebie samych krytykujemy, za dużo błędów sobie wytykamy, podczas gdy nie jest aż tak źle. Mówię o efektach uczenia. Tymczasem słyszy się, że nauczyciele źle uczą, że szkoła jest zła, że słabo scyfryzowana itd. Tymczasem polscy olimpijczycy, którzy robią wrażenie na całym świecie, przeszli przez nasze ręce, przez nasz system.
Większa w tym zasługa systemu czy nauczycieli?
– Wybitnych nauczycieli, tych, którzy inaczej podchodzą do swojej pracy i przez to osiągają wysokie wyniki. Jest zbyt wiele krzywdzących opinii o nauczycielach, tymczasem oni wcale źle nie uczą. Powtórzę – nie trzeba wymyślać niczego nowego, tylko udoskonalać to, co mamy.
Dziękuję za rozmowę.
Przedstawiamy wywiad opublikowany w Głosie Nauczycielskim nr 51-52 z 19-26 grudnia 2024 r.
Fot. Archiwum prywatne