Zbyt mała subwencja oświatowa powoduje, ze samorządy muszą dokładać do wydatków na oświatę, a to rujnuje ich budżety. – Sytuacja jest dramatyczna – mówi w rozmowie z Głosem Marek Wójcik pełnomocnik Zarządu ZMP ds. legislacyjnych. Dzisiaj, 30 października, o problemach z finansowaniem edukacji rozmawiają członkowie Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego.
Na wniosek Związku Miast Polskich komisja zajmie się m.in kwestią wysokości subwencji oświatowej dla jednostek samorządu terytorialnego w kontekście zrealizowanych w latach 2018 i 2019 oraz planowanych na rok 2020 podwyżek płac nauczycielskich.
Z kolei minister rodziny, pracy i polityki społecznej ma przedstawić informację na temat strategii rozwiązania problemu „negatywnych skutków ekonomicznych i społecznych podniesienia płac minimalnej w latach 2020 – 2022”. Pełny porządek obrad komisji znajduje się tutaj.
Już tydzień temu podczas spotkania Zespołu ds. Edukacji, Kultury i Sportu działającego przy Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego samorządowcy zwracali uwagę, że podwyżki z lat 2018 i 2019 znacząco i negatywnie wpłynęły na sytuację finansową samorządów i ograniczyły ich możliwości rozwojowe,
Marek Wójcik podkreślał, że w tej chwili połowa JST ma ujemną nadwyżkę budżetową netto, z której można realizować inwestycje. Przyczyną takiego stanu
rzeczy było niedoszacowanie środków przekazywanych na podwyżki. Wysokość podwyżek minister edukacji ustalał ze związkami zawodowymi, bez porozumienia z samorządowcami, którzy muszą je potem wypłacać. I najczęściej sporo dopłacać z własnej kasy, aby nauczyciel otrzymał pensję w takiej wysokości, jaka wynika z uzgodnień.
W tej chwili pieniędzy nie wystarcza samorządom nawet na same pensje nauczycieli.
W Krakowie zabrakło pieniędzy na pensje dla nauczycieli. Miasto szuka 89 mln złotych
Samorządowcy obawiają się, że ten sam mechanizm zostanie zastosowany przy zapowiedzianych kolejnych podwyżkach dla nauczycieli w 2020 roku. A to spowoduje efekt śnieżnej kuli – kolejne podwyżki płac nauczycielskich skumulują efekt wcześniejszego niedoszacowania i spotęgują jego skalę.
Do tych problemów dojdzie konieczność wypłacenia podwyżek pracownikom administracyjnym szkół, którzy często zarabiają minimum, a od 1 stycznia 2020 wzrasta przecież kwota minimalnego wynagrodzenia. – I te kolejne wypłaty pochłoną kwoty 3-4-krotnie wyższe niż zwiększenie subwencji – ocenił Wójcik.
Z kolei dyrektor Ewa Dumkiewicz-Sprawka z UM w Lublinie dodała, że w jej mieście na 6 tysięcy pracowników pedagogicznych przypada 3 tysiące niepedagogicznych. Na 1 etat miasto będzie musiało dołożyć 350 zł.
Odpowiadając na zarzuty, wiceminister edukacji Marzena Machałek tłumaczyła, że w niektórych miejscach pieniędzy wystarcza, w innych może to być niewystarczające.
Odnosząc się do zapowiedzianej przez ministra Piontkowskiego podwyżki na 2020 rok ( o 6 proc.) wiceminister Machałek powiedziała, że ona „nie znajduje jeszcze odzwierciedlenia w budżecie państwa”. Ponieważ ta podwyżka jest przewidziana w drugiej połowie roku, mają na nią zostać przesunięte środki z innych części budżetu, bez jego nowelizowania.
O tym, że kasy samorządowe święcą pustkami informujemy w Głosie od kilku tygodni. Pieniędzy nie ma nie tylko na podwyżki i pensje dla nauczycieli ale także np. na dodatki za wychowawstwo w przedszkolach. Pisaliśmy o tym m.in. tutaj:
Wychowawcy na zmiany. Jak miasta wypłacają dodatek za wychowawstwo w przedszkolach?
– Jesteśmy coraz bardziej obciążani zadaniami, a w tym roku dochody gmin zostaną uszczuplone m.in. z powody mniejszych wpływów z podatków PIT. W Katowicach będziemy musieli zaraz z czegoś zrezygnować. Na pewno ograniczymy remonty. Dlatego uważam, że zaangażowanie finansowe miasta powinno być liczone jako inwestycja. Niestety, w praktyce nie jest to możliwe, bo klasyfikacja budżetowa tego nie przewiduje – mówi w rozmowie z Głosem (nr. 44 z 30 października) Waldemar Bojarun, wiceprezydent Katowic.
(JK, GN)