30. Finał akcji „Sprzątanie świata”. Beata Białas: Dbałość o środowisko jest wpisana w naszą pracę

Tylko orkiestra, która ma dobrego dyrygenta, potrafi się zgrać i coś osiągnąć. Dla nas takim dyrygentem była Mira Stanisławska-Meysztowicz, która 3 października 2008 r. została patronem szkoły. Umiała sobie bardzo szybko zaskarbić względy i sympatię ludzi. Tak, to był ewenement i może nadal jest to tak postrzegane, ale jej obecność i umiejętność zaprzyjaźniania się z ludźmi spowodowała, że wszyscy zaczęliśmy myśleć o tym, by żyło nam się po prostu lepiej.

Z Beatą Białas, byłą dyrektorką Szkoły Podstawowej im. Miry Stanisławskiej-Meysztowicz w Żdżarach k. Konina, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Minęło 30 lat, odkąd zakasała Pani rękawy, wzięła worek i poszła z uczniami sprzątać przydrożne śmieci. Jest Pani jedną z nauczycielek, które towarzyszą akcji „Sprzątanie świata” od początku. Pamięta Pani, co lądowało w workach w trakcie pierwszej edycji?

– Nazbieraliśmy wtedy w przydrożnych rowach mnóstwo butelek i papierków, które wyrzucane były z przejeżdżających samochodów. Obecnie nikt już nie pamięta, ale to była plaga. Było też mnóstwo elektrośmieci i opon. Zbieraliśmy wszystko to, czego nie udało się wywieźć ludziom gdzieś głęboko do lasu.

Zawartość tych worków bardzo się zmieniała?

– Śmieci nadal jest dużo, jednak to, co zbieraliśmy w początkowych akcjach i to, co zbieramy obecnie, bardzo się zmieniło, szczególnie pod kątem segregacji. Obecnie śmieci jest więcej i dominuje plastik.

Jedna rzecz się nie zmieniła, co zauważyłam już podczas pierwszej akcji w 1994 r. Chodzi o elektrośmieci, to jeden z najpoważniejszych problemów, z jakim mierzy się nasza cywilizacja.

Te wszystkie zużyte, zniszczone, nikomu niepotrzebne urządzenia domowe i baterie. To był i jest problem. Dlatego od razu pomyślałam, żeby na terenie naszej szkoły w Żdżarach otworzyć punkt zbiórki elektrośmieci dla całej gminy.

Chwyciło?

– Oj tak, choć początkowo mierzyliśmy się z oporem. Przez lata jednak obserwowałam, jak ludzie zmieniali swoje podejście do ekologii, i to za sprawą uczniów naszej szkoły. Babcie, dziadkowie, rodzice i wujkowie, którzy palili w piecach oponami i plastikiem, nagle zaczęli zwracać uwagę na czystość powietrza. W latach 90. nad domami w Żdżarach unosił się czarny dym, a potem nagle wszystko się zmieniło. Pojaśniało. Jakość życia zmieniła się na lepsze.

Wystarczyło rozpocząć zbiórkę elektrośmieci i sprzątać z uczniami okolicę?

– To byłoby za mało. Tylko orkiestra, która ma dobrego dyrygenta, potrafi się zgrać i coś osiągnąć.

Dla nas takim dyrygentem była Mira Stanisławska-Meysztowicz, która 3 października 2008 r. została patronem szkoły.

Umiała sobie bardzo szybko zaskarbić względy i sympatię ludzi. Tak, to był ewenement i może nadal jest to tak postrzegane, ale jej obecność i umiejętność zaprzyjaźniania się z ludźmi spowodowała, że wszyscy zaczęliśmy myśleć o tym, by żyło nam się po prostu lepiej.

Patronka spotykała się z mieszkańcami Żdżar?

– Oczywiście, od kiedy szkole nadano jej imię, bardzo często nas odwiedzała. Czasami przyjeżdżała na kilka dni, prześcigaliśmy się wszyscy, żeby ją u siebie ugościć. Początkowo nocowała w bursie, w której miejsce organizował dla niej wizytator kuratorium oświaty, później spała w naszych domach. Dlatego przez cały ten czas ubolewałam, że nie mieliśmy bliźniaczej szkoły, bo to mogłoby nam otworzyć bardzo fajne możliwości w takiej międzyszkolnej współpracy.

Zanim Mira wróciła do Australii, brała udział w każdym dniu patrona, spotykała się z uczniami, nauczycielami, znała rodziców, a nawet dziadków uczniów. W przyszkolnym ogrodzie zasadziła wiele drzew, a niektóre mają imiona jej dzieci i wnuków. To był fantastyczny okres w życiu szkoły.

Wielka przyjaźń łączyła szkołę z patronką, wy również się zaprzyjaźniłyście.

– Bardzo wielka przyjaźń nas połączyła. Byliśmy w stałym kontakcie z Mirą. Sama możliwość poznania swojego patrona przez dzieci w szkole jest bezcenna. Słuchanie patrona, który mówi o rzeczach ważnych na żywo przed uczniami, i do tego sam jeszcze się angażuje, to chyba najlepszy sposób na edukację.

Nasz patronat. Wielki Finał 30. Akcji Sprzątanie świata – Polska już za tydzień!

Obecnie wszyscy mają internet i telefony, szybko można skrzyknąć ekipę do różnych akcji. W pierwszej połowie lat 90. było inaczej. Jak to się stało, że szkoła przyłączyła się do pierwszej edycji akcji „Sprzątanie świata”?

– Zaraz po tym, jak zostałam dyrektorem szkoły, wzięłam udział w konferencji dla dyrektorów szkół zorganizowanej przed inauguracją roku szkolnego. Jako świeżo namaszczona dyrektorka wysłuchałam wystąpienia szefowej centrum doskonalenia nauczycieli, którą była moja była nauczycielka. Kiedy opowiedziała nam o tej akcji, pomyślałam sobie, czemu nie…

Skoro jestem dyrektorem szkoły, to powinnam nie tylko realizować obowiązki, przepisy i program nauczania. Uznałam, że to może być moje pierwsze działanie prospołeczne. Tak to się zaczęło.

W Polsce tych szkół było więcej, ale na naszym terenie to my zainicjowaliśmy tę akcję jako pierwsi. Kiedy przy szkole otworzyłam punkt selektywnej zbiórki odpadów, inicjatywa stała się nie tylko moim projektem. Była projektem nas wszystkich. Miałam wsparcie nauczycieli, uczniów, ich rodziców, a także samorządowców oraz firm, które nas sponsorowały. Opłacało nam się to.

Co szkoła z tego miała?

– Szkoły zawsze były niedofinansowane, a nam ze zbierania tych śmieci udało się zebrać trochę grosza. Zawsze coś z tego mieliśmy. Kupowaliśmy różne pomoce, gry planszowe, książki do biblioteki. Zbiórka elektrośmieci dała szkole możliwości zarobkowania. To była świetna inicjatywa. Pojemniki do segregowania odpadów stały na każdym korytarzu i w każdej sali lekcyjnej.

W każdym wolnym kącie organizowaliśmy segregację. Nie ograniczyliśmy się tylko do szkoły, bo to mała placówka z setką dzieci, dlatego zrobiliśmy wiele zbiórek objazdowych po Żdżarach. Świetnie to wspominam. Bo dzięki naszym działaniom ludzie uporządkowali podwórka, piwnice i strychy.

Już w połowie lat 90. udało nam się wprowadzić pewne nawyki proekologiczne. Środowisko lokalne bardzo chętnie z nami współpracowało. Samorząd deklarował wsparcie i starał się później ze swoich obietnic wywiązywać.

Grzegorz Kasdepke o ochronie planety: Nie będzie problemu z utylizacją książek, tylko z milionami czytników elektronicznych

W Polsce nie ma drugiej szkoły, której patronem byłaby Mira Stanisławska-Meysztowicz, z jednej strony działaczka ekologiczna, z drugiej założycielka Fundacji „Nasza Ziemia”, której udało się zaangażować do akcji „Sprzątanie świata” chyba każdą szkołę w kraju.

– Zastanawiałam się kiedyś nad tym, czy w Polsce jest szkoła, która jeszcze nie wzięła udziału w sprzątaniu świata. Nie słyszałam o takiej. Wydaje się, że każda placówka coś na rzecz tej akcji ma w swoim dorobku. Mira Stanisławska-Meysztowicz dała się poznać z bardzo dobrej strony. Zanim została naszym patronem, zorganizowaliśmy ankietę i plebiscyt. Przygotowania trwały trzy lata. Wszystko odbyło się zgodnie z procedurami.

Dlaczego wybraliście panią Mirę?

– Bo zdecydowaliśmy, że szkoła będzie się ukierunkowywać na działania ekologiczne. Nieźle nam to wychodziło, więc zaczęliśmy pisać różne projekty edukacyjne, braliśmy udział w konkursach ekologicznych, rywalizowaliśmy w selektywnej zbiórce odpadów.

Zaczynaliśmy od szóstego miejsca w regionie, a potem przez 11 lat byliśmy na pierwszym! Dzieci wyjeżdżały na zielone szkoły, brały udział w warsztatach ekologicznych, poznawały, jak działają spalarnie, oglądały, na czym polega praca na wysypiskach śmieci, przygotowywały wystawy.

Na jednej z nich, która odbyła się w urzędzie gminy, zaprezentowały abażury z plastikowych kubeczków po napojach oraz stroje ze starych gazet i folii. Tak się to spodobało, że nagle pojawił się sponsor i ze starej szkolnej komórki, w której trzymane były podgryzione przez myszy maski, zrobiliśmy pracownię ekologiczną. Naszym patronem nie mógłby być nikt inny. Tylko ekolog.

Pamięta Pani wyniki głosowania, kiedy wybieraliście patrona?

– Poparcie dla Miry Stanisławskiej-Meysztowicz wyniosło 89 proc. Bardzo dużo. Minęło już wiele lat, a ja od trzech nie jestem już dyrektorem szkoły, bo wybrałam świadczenie kompensacyjne, ale muszę powiedzieć, że to były wspaniałe czasy. I trudno jest mi zrozumieć, że ktoś może chcieć ograniczać współpracę szkół z organizacjami pozarządowymi. Ekologia to nie jest ideologia, to jest dbałość o nasze przyszłe życie. My, nauczyciele, mamy obowiązek, żeby o tym mówić uczniom. Byłoby to naprawdę smutne, gdyby tych organizacji nie można już było zapraszać do szkół.

Beata Butwicka z Fundacji Nasza Ziemia: Szkoły są naszymi najlepszymi rzecznikami w sprzątaniu świata

We wrześniu Fundacja „Nasza Ziemia” będzie obchodziła 30-lecie akcji „Sprzątanie świata”. Waszą szkołę też czeka jubileusz.

– W październiku tego roku szkoła będzie obchodziła 15-lecie nadania imienia Miry Stanisławskiej-Meysztowicz i 110-lecie istnienia szkoły.

Nadal jesteście ze sobą w kontakcie?

– Po powrocie Miry do Australii jesteśmy w stałym kontakcie telefonicznym. Zdzwaniamy się ok. 11-12 naszego czasu, kiedy w Australii jest wieczór.

Jakie wnioski nasuwają się po tylu latach współpracy?

– To jest sukces, który Mira bez wątpienia odniosła w Polsce. Oczywiście różne doświadczenia się za tym kryły, nie wszystkie bardzo przyjemne, ale i ona, i my wytrwale dążyliśmy do wyraźnie obranego celu.

Alina Oleszczuk, nauczycielka zaangażowana w akcję Sprzątanie świata: Od 37 lat jestem ekonauczycielką i wciąż mnie to kręci!

Będzie Pani uczestniczyła w 30. jubileuszowym sprzątaniu świata?

– Oczywiście, dla mnie to już nie jest tylko akcyjność. Gdziekolwiek jadę czy wychodzę na zakupy, zawsze zbieram śmieci. Brakuje mi tylko koszy na śmieci, dlatego noszę przy sobie zawsze jakiś woreczek, żeby było je gdzie schować. Mira też zbierała każdy napotkany papierek.

Czuje się Pani trochę jak pionierka?

– Może trochę, bo absolutnie nie przypisuję sobie wszystkiego. Bardzo dużo dobrego zrobiliśmy z uczniami. Poprzez dzieci zwiększyliśmy świadomość w domach rodzinnych, bo nawet osoby w starszym wieku, które miały przecież inne nawyki, zaczęły o tym myśleć. Takie działania oddolne są ważniejsze, nawet niż się zdaje. Kropla drąży skałę. Edukacja ekologiczna nadal  jest obligatoryjna i myślę, że niezależnie od rzeczywistości ta akcja przetrwa. My, nauczyciele, nie zapomnimy o niej.

Dziękuję za rozmowę.

***

Wywiad ukazał się w Głosie Nauczycielskim nr 35 z 30 sierpnia br. – wydanie drukowane i elektroniczne (e.glos.pl)

Fot. Archiwum prywatne