Dr Gabriela Olszowska: Przez lata sprawy taśmowo trafiały do komisji dyscyplinarnej. Nie tędy droga

Mamy bardzo dużo spraw, które na nas spadły po poprzednikach, wręcz ciągną się za nami. Musimy je dokończyć, tak jak np. sprawy w komisji dyscyplinarnej. Sami się też szkolimy, np. z oceniania, statutów. Tworzymy rozwiązania eksperckie. Bierzemy udział w nowych gremiach itp. Pracujemy z dyrektorami od nowa w zespołach wizytacyjnych.

Z dr Gabrielą Olszowską, małopolską kurator oświaty, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Mija prawie rok, odkąd w połowie grudnia ub.r. przejęła Pani obowiązki małopolskiego kuratora oświaty, następnie 2 marca br. objęła to stanowisko w wyniku wygranej w konkursie. Jak podsumowałaby Pani ten czas?

– Było i jest bardzo dużo pracy związanej z ustanawianiem pewnych zasad, których brakowało, a które powinniśmy mieć. Chodzi głównie o kompetencje ludzi, którzy z nami pracują. To jest nie lada problem, bo prowadzimy nabór na brakujące miejsca urzędnicze. Obecnie ludzie nie garną się do pracy w urzędzie. 10 lat temu zainteresowanych był ogrom. Teraz jest zupełnie inaczej.

Jak dużo jest jeszcze wolnych etatów w małopolskim kuratorium oświaty?

– Sporo, szukamy zwłaszcza wizytatorów, którzy muszą mieć bardzo wysokie kwalifikacje. W całym kraju jest problem z obsadzaniem miejsc urzędniczych w kuratoriach oświaty, ale myślę, że w Krakowie ma to wszystko jakiś specjalny posmak. Wielu mamy pracowników na emeryturze – mogą odejść w każdym momencie.

Posmak minionych lat?

– Trudno powiedzieć, ale ludzie szukają innej pracy, a praca w kuratorium jest ciężka, często wiąże się z dużym stresem. Nasi pracownicy muszą zachowywać zimną krew i kulturę w trudnych sytuacjach. Niedawno strażacy nie dopuścili budynku szkoły do użytku, w związku z tym część rodziców naprawdę poniosło… Niestety, takie historie od czasu do czasu się zdarzają. Odkąd objęłam stanowisko kuratorki, pracuję nad różnymi procedurami, które mają poprawić pracę, choć nie jestem do końca przekonana, czy to już działa.

Konkurs na stanowisko kuratora oświaty w Krakowie wygrała Gabriela Olszowska. Nowi kuratorzy także m.in. w Rzeszowie, Lublinie, Olsztynie, Wrocławiu i Poznaniu

Rozmawiamy o nowych rozwiązaniach usprawniających działanie kuratorium oświaty?

– Tak. Mamy bardzo dużo spraw, które na nas spadły po poprzednikach, wręcz ciągną się za nami. Musimy je dokończyć, tak jak np. sprawy w komisji dyscyplinarnej. Sami się też szkolimy, np. z oceniania, statutów. Tworzymy rozwiązania eksperckie. Bierzemy udział w nowych gremiach itp. Pracujemy z dyrektorami od nowa w zespołach wizytacyjnych.

Z różnych części kraju płyną sygnały, że komisje dyscyplinarne są wręcz „zarzucane” zgłoszeniami. O co tu chodzi?

– Mamy dwa trendy. Z jednej strony brak pewności dyrektorów szkół co do tego, jak postąpić, z drugiej działania rodziców i instytucji, które uważają, że komisja dyscyplinarna to jedyne remedium na potknięcia, niedopowiedzenia, niedoróbki. Otóż nie! Aby sprawa została przyjęta, musi zaistnieć tzw. delikt dyscyplinarny, czyli czyn o większym niż znikomy stopniu społecznej szkodliwości. W tej kwestii już wstępnie przeszkoliliśmy dyrektorów.

Otwartym tekstem tłumaczyliśmy, żeby najpierw głęboko się zastanowić, a przede wszystkim podejmować próby załatwienia spraw w ramach nadzoru, który sprawują.

Tu nie chodzi o to, żeby dyrektor szkoły tuszował jakieś sprawy, chodzi o to, żeby najpierw zadziałał sam, a to wymaga umiejętności i delikatności oraz wyważenia. To szeroki problem, bo składają się na niego też pewne nawyki. Dyrektorzy byli, przykładowo, zachęcani, w różny sposób, żeby wszystko, jak leci, kierować do komisji dyscyplinarnej. Nieraz to były polecenia bardzo surowe. Przez lata wszystko taśmowo trafiało do komisji dyscyplinarnej. Efekt był taki, że tych spraw mamy teraz ogrom.

Była kurator Nowak pod lupą śledczych. Jeden z trzech wątków dochodzenia dotyczy nieopublikowania przeprosin po przegranym procesie z ZNP

Na jakim etapie jesteście? Z naszej ostatniej rozmowy wynikało, że ze względu na „niejasności w rejestrowaniu spraw” zgłoszonych do rzecznika dyscyplinarnego trudno było w ogóle je podliczyć.

– Myśmy częściowo te sprawy pozamykali, ale tylko część, ponieważ nie jest to wcale takie proste. Tym sprawom, niezależnie od ich kalibru, nadano już bieg, a nie ma procedury wycofywania. One wszystkie tak czy inaczej muszą przejść przez komisję dyscyplinarną. Wyjścia nie ma. Są przeglądane przed wejściem na komisyjną „wokandę” i znajdujemy wiele błędów, przeterminowań. Urząd nie powinien tak działać.

Nie powinno być przewlekłości, jak powtarzają prawnicy, jednak w tych dokumentach, które przejęliśmy po poprzednikach są przeróżne potknięcia.

Mamy podwójną pracę. Z jednej strony badamy ów delikt dyscyplinarny, z drugiej patrzymy na coś, co się nazywa zaniedbaniem urzędniczym i niedopełnieniem obowiązków. Winowajcy zostali odsunięci albo sami zrezygnowali z tej pracy.

Zmiany w dyscyplinarkach, które środowisko oświatowe uznało za rażąco niesprawiedliwe, zaczęły obowiązywać w styczniu 2021 r. Mówiło się, że „dobra zmiana” zafundowała nauczycielom kary dyscyplinarne zamiast porządkowych. Jak dużo jest spraw wynikających ze zmian w art. 75 KN?

– Nie umiem odpowiedzieć. To jest taka ilość, że my nie mamy nawet czasu, żeby usiąść i usystematyzować to wszystko. To są ilości hurtowe. Staramy się to jakoś przesiać przez sito już, jak wpływają, żeby przynajmniej nie przybywało spraw, które można rozwiązać na terenie szkoły. Z dużym przybliżeniem mogę powiedzieć, że z tego wszystkiego, co wpływa, zostaje 1/3. Zdarza się jednak, że nawet w przypadku tych spraw, które wszczynamy, rzecznik dyscyplinarny odmawia wszczęcia postępowania. Następuje normalizacja.

Jaki jest „ciężar” tych spraw?

– W większości to są sprawy, powiem wprost, często głupie, np. ktoś coś powiedział. Owszem, nie powinien tego powiedzieć, ale zreflektował się, przeprosił, pokajał się. Rodzice zrozumieli i wybaczyli. Ale na wszelki wypadek dyrektor jednak takiej sprawy nie zamyka. Takich historii jest naprawdę dużo. Dlatego tak dotkliwie brakuje nam rozwiązań mediacyjnych. Osobą bardzo mocno działającą na tym polu jest pani kurator podkarpacka. Sama miałam przyjemność szkolić się w podkarpackim ośrodku mediacyjnym i mówię „tak” dla takich rozwiązań. Temat trudny, bo teoretycznie wszyscy wiemy, na czym polegają mediacje, jednak trzeba trochę głębiej w to wejść, żeby zobaczyć, jak można sprawnie działać.

To może być szansa dla poprawy komunikacji na styku – dyrektor, nauczyciele – rodzice – uczniowie. Dlatego absolutnie popieram wniosek skierowany do MEN, aby część spraw rozstrzygać na poziomie szkoły z udziałem mediatora. To nowoczesne narzędzie i najmniej krzywdzące.

(…)

📊 Zapraszamy do głosowania w ankiecie GN – można wybrać maksymalnie trzy odpowiedzi!

RANKING ZMIAN 2025. Najważniejsze zadania dla MEN w przyszłym roku to... (można wybrać trzy odpowiedzi)

Zobacz wyniki

Loading ... Loading ...

Powiedziała Pani, że kuratorium i szkoły są „w jednej drużynie” – dlatego będą okazje do omówienia tych wszystkich spraw podczas spotkań w terenie. Co wynika z tych spotkań?

– Głównie to, że dyrektorzy nie mieli wcześniej z kim rozmawiać, a w tej chwili mają. To było dla nich novum. Komunikacja i działanie to jest chyba najważniejsza zmiana w kierunku poszanowanie prawa. Dużo wysiłku poświęcam na budowanie wizerunku urzędu, który ma być bezstronny, niezaangażowany w żadne wojny ani po lewej, ani po prawej stronie. Urzędu reprezentującego wszystkich w równym stopniu, na ile tę równość da się na podstawie obowiązujących przepisów prawa osiągnąć.

Dziękuję za rozmowę.

 Przedstawiamy fragmenty wywiadu opublikowanego w GN nr 46 z 13 listopada 2024 r. Całość w wydaniu drukowanym i elektronicznym – https://e.glos.pl