#Biegam dla dzieciaków. Artur Walkowiak: Chcemy pokazać, że szkoła specjalna to też miejsce pełne pasji

Bieganie po windę było fantastycznym wydarzeniem. Powstała społeczność biegaczy, którzy lubią aktywność, i to oni zaproponowali, że może warto byłoby pójść za ciosem i wybiegać plac zabaw. Od dawna o nim marzymy. Przyda się równie mocno jak winda, którą udało się pozyskać dla szkoły*. Zmieniliśmy hasztag z #biegam po windę na #biegam dla dzieciaków i ruszyliśmy w trasy. Znaleźliśmy też dwie firmy, które płacą za wybiegane kilometry.

Z Arturem Walkowiakiem, dyrektorem, nauczycielem oraz terapeutą w Zespole Szkół Specjalnych w Zawadzkiem, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Dopiero co wybiegał Pan 4,5 tys. km pod hasłem „Dyrektor biega po windę dla swoich dzieciaków”, a już ogłosił Pan nową akcję. Dlaczego?

– Bieganie po windę było fantastycznym wydarzeniem. Powstała społeczność biegaczy, którzy lubią aktywność, i to oni zaproponowali, że może warto byłoby pójść za ciosem i wybiegać plac zabaw. Od dawna o nim marzymy. Przyda się równie mocno jak winda, którą udało się pozyskać dla szkoły*. Zmieniliśmy hasztag z #biegam po windę na #biegam dla dzieciaków i ruszyliśmy w trasy. Znaleźliśmy też dwie firmy, które płacą za wybiegane kilometry.

„Nie zatrzymujemy się, każdy dzień to nowa szansa” – napisał Pan w mediach społecznościowych. Kto Was wspiera?

Stale biegających jest kilkadziesiąt osób. Oprócz tego dołączają sporadyczni biegacze. Mimo problemów z kolanami ja też znowu włożyłem buty sportowe. Biegam, choć może już nie tak intensywnie i niekoniecznie codziennie. Kiedy ostatnio zorganizowaliśmy „Bieg pełną parą dla dzieciaków”, pojawiło się ponad 400 osób, w tym rowerzyści i entuzjaści nordic walkingu.

Widzę, jak ludziom zależy, żeby naszym dzieciom było lepiej. Podczas biegu ludzie podchodzili i pytali, czego nam jeszcze potrzeba. To był dla mnie szok. Pozytywny!

Bez biegania nie da się już nawet wybudować placu zabaw?

To jest sedno sprawy. Szkoły specjalne, chcąc mieć jak najlepsze wyposażenie, muszą szukać pieniędzy poza systemem. Plac zabaw w szkole masowej a w szkole specjalnej – to dwie różne sprawy. W przypadku szkoły specjalnej takie miejsce służy do edukacji przez zabawę, a więc normy są wyśrubowane, a urządzenia bardzo drogie. Zwykła huśtawka tutaj się nie sprawdzi, a koszt odpowiednich urządzeń też zwala z nóg. Huśtawka z certyfikatem dla dziecka na wózku to ponad 25 tys. zł, a szkoły specjalne niekoniecznie są brane pod uwagę przy projektach i programach dotacyjnych, nawet tych ministerialnych.

Dyrektor szkoły z Zawadzkiego „biega po windę”. Artur Walkowiak: Chyba poruszyłem sumienia

Wcześniej mówił nam Pan, że przez lata nie było projektów „dedykowanych typowo dla szkoły specjalnej”. Nic się nie zmieniło?

Mam wrażenie, że nie. W aktualnym programie inwestycyjnym MEN, kierowanym do małych szkół poniżej 70 uczniów, pojawiło się zdanie, że program „nie obejmuje szkół specjalnych”. Nie wiem, czy zostało umieszczone przez czyjąś nierozwagę, czy celowo, mam nadzieję, że to nam nie zamyka drogi do składania wniosków w innych ministerialnych programach w przyszłości.

To dość głośny projekt, który powstał właśnie z myślą o małych szkołach. Jego budżet to 50 mln zł, a wartość dotacji może wynieść od 50 tys. do 500 tys. zł, przy wkładzie własnym w wysokości co najmniej 50 proc. inwestycji. Na co Pan wykorzystałby takie środki?

Od dawna chcemy zbudować salę, która pełniłaby rolę sali gimnastycznej, świetlicy lub sali spotkań. Mielibyśmy w końcu miejsce, gdzie moglibyśmy się wszyscy spotykać. Nie chodzi o pełnowymiarową halę, jakie buduje się przy szkołach masowych, ale mniejszą, taką, która mogłaby zgromadzić wszystkich uczniów, także tych na wózkach. Przy okazji mogłaby pełnić rolę salki rehabilitacyjnej. My naprawdę jej potrzebujemy. Kiedy usłyszałem o programie MEN dla małych szkół, pomyślałem, że w końcu się uda. Tymczasem mamy kolejne rozczarowanie.

Nie kwalifikujemy się, mimo że spełniamy nawet kryterium dotyczące zamożności, bo gmina Zawadzkie jest jedną z biedniejszych w kraju. Spełniamy wszystkie kryteria, ale wypadamy poza nawias. Co do wkładu własnego, to szkolna fundacja uzbierała 100 tys. zł.

W mediach społecznościowych zamieścił Pan filmik z hali gimnastycznej, gdzie podopieczni biegają, bawią się, jeżdżą na wózkach. Jest w nich mnóstwo energii… Widać, jak bardzo przydałaby się dzieciom własna hala.  

Wykorzystaliśmy fakt, że szkoły podstawowe miały egzaminy ośmoklasistów i hala w jednej z nich była wolna. Spytałem, czy nas wpuszczą, i zorganizowałem dzień sportu. Dzieciaki mogły poszaleć. Na tym filmiku widać, ile radości im to sprawiło. Na co dzień nie ma gdzie wózkami pojeździć ani swobodnie pobiegać. Mamy teren wokół szkoły, ale jesteśmy w środku lasu. Hala to jednak co innego niż chodnik.

Ten filmik chyba jak żaden inny pokazuje, jak bardzo przydałaby się nam większa sala do ćwiczeń i spotkań. Nasze dzieci są mniej sprawne od innych, mają liczne sprzężenia, ale mimo to potrafią szybko biegać. Mimo wielu problemów my też jesteśmy rozbieganą, rozkrzyczaną szkołą.

Cały czas jesteście widoczni na piknikach, festynach oraz w social mediach.

Chodzi o to, żeby się nie chować, nie próbować przeczekać tych siedmiu, ośmiu godzin w szkole, tylko wyjść i pokazać, że mamy swoje potrzeby, ale też marzenia, i staramy się je realizować. Chcemy pokazać, że szkoła specjalna to też miejsce pełne pasji. Niedawno zostaliśmy wybrani do programu Szkoła z Technologią w Centrum Nauki Kopernik. Wybrano 25 z 850 szkół. Dostaliśmy już zestawy do doświadczeń i bardzo się z tego cieszymy. Na początku bałem się, że z powodu niepełnosprawności naszych dzieci nie wpasujemy się w żaden pomysł, ale okazało się, że w tym programie jest dużo zadań sensorycznych, w których jak najbardziej się sprawdzamy. Bierzemy udział w różnych projektach rozwijających nasze dzieci. Nie są to jednak projekty inwestycyjne. Od tego komfort pracy i nauki nam się nie poprawi.

Artur Walkowiak, dyrektor, który „biega po windę”: Uwierzyłem, że może być lepiej. Tak wiele serc poruszyliśmy

Szkoła znajduje się w starym obiekcie, wstawienie windy wymagało dużych prac, adaptacji budynku. Czy przy okazji udało się też wykonać drobniejsze prace remontowe, np. odświeżyć ściany?

Są odmalowane. Na tyle, na ile się dało. Jedna firma pomalowała sale, druga korytarze. Szkoła nabrała blasku, ale to są tylko doraźne remonty. Brakuje nam inwestycji, które ułatwią nam życie, dzięki którym, tak jak w przypadku naszej wspaniałej windy, skoczymy na wyższy poziom. Sale lekcyjne nie są większe niż 4,5 m na 5 m. Czasami mniejsze. Przy dzieciach na wózkach to jest problem. Oczywiście to wynika z architektury. Nasz budynek nie był wcześniej szkołą, tylko internatem należącym do DPS. Potem samorząd przeznaczył go na szkołę. Problem w tym, że brakuje projektów, które pozwolą nam dopasować obiekt do realiów i potrzeb naszych dzieci.

Musimy to mieć ciągle na uwadze, bo niepełnosprawność staje się coraz poważniejszym zjawiskiem i problemem społecznym. Nie da się zamknąć tej kwestii jedną inwestycją. Mam, niestety, wrażenie, że o tym ciągle się zapomina. Nie zauważa się, że w ostatnich latach zaszło wiele zmian społecznych i dzieci z niepełnosprawnościami przybywa.

Jak bardzo zmieniły się potrzeby dzieci z niepełnosprawnością?

Jak 20 lat temu wyjeżdżałem z dziećmi na zawody do Aten, Antwerpii czy Abu Zabi, to one świetnie radziły sobie w różnych konkurencjach. Nasz uczeń zajął pierwsze miejsce w jedzie konnej. Te dzieci mimo schorzeń i zaburzeń były sprawne fizycznie. W ostatnich latach wiele się zmieniło, ale standard i wyposażenie szkół już nie. Nawet jeśli liczba urodzeń będzie niższa, potrzeby szkół nie będą malały, a szkoły specjalne będą potrzebowały coraz więcej środków, żeby przynajmniej nadrobić wieloletnie zaniedbania.

Ilu jest obecnie uczniów i jakie są prognozy na kolejny rok szkolny?

Dwa lata temu zostałem dyrektorem wygaszanej szkoły, było u nas 18 uczniów. Szkoła miała zniknąć. Radni podjęli decyzję o jej likwidacji, rodzice się postawili i odłożono decyzję w czasie. Obecnie mamy 45 uczniów wraz z dziećmi uczestniczącymi w zajęciach WWR. Wkrótce dołączy do nas kolejny uczeń. Będzie ich 46, a wrzesień 2025 r. może być dla nas rekordowy.

Spodziewamy się 50 uczniów. Przybywa dzieci z autyzmem, niedowidzeniem, niedosłuchem, niepełnosprawnością intelektualną w stopniu umiarkowanym i głębokim. Jak zaczynałem pracę w tym zawodzie, to nie było ani jednego dziecka z dodatkowym sprzężeniem. Teraz bez sprzężeń jest zaledwie pięcioro uczniów.

Dyskusję, czy szkoły specjalne są potrzebne, można uznać za nieaktualną?

Temat szkół specjalnych na pewno nie zniknie, bo nie wszystkie dzieci powinny trafiać do szkół powszechnych. Coraz więcej rodziców pyta o miejsce, bo ich dzieci nie radzą sobie w przepełnionych klasach. Nie radzą sobie z programem. Nie radzą sobie z ich obecnością pozostali uczniowie. Nasze dzieci absorbują mnóstwo czasu i uwagi. Rzeczywistość szkoły masowej nie jest do nich dostosowana. Są oczywiście próby wdrażania edukacji włączającej. W sąsiednich gminach powstały klasy dla uczniów autystycznych.

Te dzieci żyją jednak w izolacji od reszty szkoły, z dala od szkolnej społeczności. Nie jeżdżą na wycieczki tak jak inne dzieci. Czy to jest włączanie? U nas jest inaczej. Jak jest wyjazd, to jadą wszyscy. Rodzice to widzą i przepisują dzieci do nas.

Czy wystarczy wypełnić lukę inwestycyjną i skierować środki do szkół specjalnych, żeby poprawić sytuację?

Od tego trzeba zacząć, nie można odkładać tej kwestii w nieskończoność, liczyć na to, że problem sam się rozwiąże. Jeżeli samorządy nie będą miały pieniędzy na ten cel, a system państwa nie będzie sprzyjał naszym placówkom, to czeka nas ciągła walka o przetrwanie. Obecnie jest nam bardzo trudno. Nic dziwnego, że przybywa szkół przekształcanych w placówki niepubliczne.

Pan się tego nie obawia?

Zanim powstała u nas winda, też usłyszałem taką sugestię, żeby nasza fundacja przejęła szkołę. Na szczęście po tym, jak Urząd Marszałkowski Województwa Opolskiego przekazał na windę 400 tys. zł, a starostwo 500 tys. zł, zapomniano o planach likwidacyjnych. Usłyszałem, że skoro mamy windę, to zostajemy. Oczywiście nie ma gwarancji, że ta kwestia nie powróci.

To na koniec – co się zmieniło po uruchomieniu wymarzonej windy?

Zrobiło się wszystkim lżej, już nie musimy wciągać wózków z dziećmi na wyższe piętra. Ta winda nam jednak ciągle przypomina, że nie możemy dać o sobie zapomnieć.

Dziękuję za rozmowę.

*Patrz wywiad „Dyrektor wybiegał windę”, GN nr 1-2 z 8-15 stycznia 2025 r.

Przedstawiamy wywiad opublikowany w Głosie Nauczycielskim nr 22 z 28 maja br. Wywiad ukazał się w wydaniu drukowanym oraz elektronicznym Głosu (e.glos.pl)

Fot. Archiwum prywatne

Nr 22/28 maja 2025