W ostatnich latach podstawy powstają jedna po drugiej, bez refleksji nad tym, czy da się je skutecznie realizować w warunkach szkolnych. Do skutecznej realizacji podstawy, pomijając warunki i organizację pracy, nauczycielowi potrzebne są też pomoce naukowe, środki finansowe na wycieczki szkolne. Ile samorządów, poza Warszawą, może zaoferować zwiedzanie muzeów za złotówkę?
Z Radosławem Potracem, pedagogiem specjalnym, nauczycielem historii oraz Nauczycielem Roku 2023, rozmawia Katarzyna Piotrowiak
Czy projekt nowej podstawy programowej do historii napawa optymizmem?
– Nie oceniam go w ten sposób. Porównanie wcześniejszych podstaw programowych z aktualną podstawą i nowym projektem, który znajduje się na stronie IBE, nieco mnie zaskakuje. Zwraca się w tym dokumencie większą wagę na zainteresowanie problemem i na głębsze zrozumienie treści oraz zagadnień historycznych, ale mam obawy, czy uda się te zapisy zrealizować. Autorzy projektu okroili zagadnienia i treści historyczne, co z jednej strony może wydawać się słuszne, ale z drugiej, może być problematyczne, bo przy mniejszej liczbie szczegółów stawia się przed uczniami karkołomne zadanie, żeby nauczyli się krytycznego myślenia bez dostępu do danych. Odczytuję to tak, że projekt jest bardziej nakierowany na kształcenie rozumienia niż na poznanie tych treści.
Ten projekt wzbudza Pana wątpliwości?
– Zdecydowanie tak. Nie chcę mówić, że zawiera spłyconą wersję aktualnej podstawy programowej, ale na pewno jest nastawiony na wyciąganie wniosków z faktów, których prawdopodobnie uczeń nie pozna.
Mocna ocena.
– No tak, ale skoro faktów i informacji jest mniej, można zakładać, że i ocenianie przez ucznia tych zdarzeń z historii będzie nastręczało mu trudności albo będzie prowadziło do błędów. Chyba nie do końca to przemyślano.
Reforma powinna nam się kojarzyć z nowatorskimi rozwiązaniami. Czy analizując projekt podstawy, może Pan wskazać takie?
– Nie ma ich za wiele, ale są. Pozytywne jest na przykład to, że kładzie się nacisk na rozwój wielu ważnych kompetencji. Na rozwój umiejętności przekrojowych u uczniów, takich jak kreatywne i krytyczne myślenie, analiza i interpretacja źródeł oraz kompetencje językowe. Spory nacisk kładziony jest również na budowanie tożsamości i przynależności państwowej i lokalnej. Na kilkudziesięciu stronach projektu jest bardzo wiele zdań, które o tym świadczą.
Taki zapis pojawia się już w pierwszym punkcie – „budowanie tożsamości i poczucia przynależności do wspólnot”, także tych mniejszych.
– Wielu nauczycieli robi to i bez zapisów. To jest dobry kierunek, ponieważ zwrócono uwagę na to, jak ważnym elementem jest budowanie przynależności szczególnie do tej małej, najbliższej nam wspólnoty. W projekcie nie brakuje też wzmacniania kompetencji dotyczących prowadzenia dyskusji, akceptacji różnych punktów widzenia, poszukiwania kompromisów. I to też jest pozytywne.
W zakresie doświadczeń edukacyjnych, czyli w katalogu doświadczeń historycznych, nie brakuje też wizyt w miejscach pamięci i opieki nad tymi miejscami, w muzeach, które uatrakcyjnią lekcję i będą wspierały rozwój tych kompetencji w praktyce. Sam to robię od dawna.
Nie cieszy Pana, że w projekcie zapisano to, co jest dobrą praktyką od lat?
– To, że w projekcie pojawiła się zachęta do realizowania takiej edukacji historycznej, może zwiększyć gotowość nauczycieli do podejmowania tych działań, przy czym biorąc pod uwagę ostatnie zawirowania wokół godzin ponadwymiarowych i wycieczek szkolnych, śmiem wątpić, czy projekt jest kompatybilny z systemem organizacyjnym szkół i wynagradzania nauczycieli. Z jednej strony jest pewna propozycja, a z drugiej wszystko idzie w piach.
Jak te zmiany w podstawach mogą wpłynąć na pracę nauczycieli?
– Oficjalnie zwiększa się elastyczność form pracy nauczycieli, którzy będą mieć możliwość wyboru konkretnych doświadczeń edukacyjnych, dostosowując się do potrzeb i możliwości klasy, ale to jest tylko słowo spisane na papierze. To w żaden sposób realnie nie zwiększy elastyczności czy wolności nauczyciela w podejmowaniu decyzji ani możliwości decydowania, co i kiedy będzie robił. Tutaj istotna jest także organizacja pracy szkoły, decyzje dyrektora itd.
Bo tej wolności dotąd nie było?
– Ależ była. Uważam, że już obecnie każdy nauczyciel ma wiele wolności i zapisy projektu realnie nic nie zmieniają w tej kwestii. Odkąd jestem nauczycielem, a pracuję w szkole od 30 lat, mam oficjalnie taką wolność. Inna sprawa, że trudno prowadzić lekcje tak, jak by się chciało, jeśli czasu najczęściej brakuje, jeśli liczba zagadnień ma niewiele wspólnego z siatką godzin. W którymś momencie, nauczanie staje się walką o to, by zdołać ciekawie przekazać treści i pokazać ciekawe miejsca. Najczęściej nie ma na to czasu i kończy się to realizowaniem treści z podstawy programowej w sposób, który staje się obcy uczniom. Dlatego tak mnie rozczarowuje ten projekt. Pokazuje bardzo tradycjonalistyczne podejście do reformy, także pod kątem przedstawiania dzieciom historii.
„Reforma26. Kompas Jutra”. Ruszyły konsultacje publiczne nowych podstaw programowych
Nie widać nowego spojrzenia na nauczanie historii?
– Projekt utrwala tradycjonalistyczne podejście do historii, a pomija ustalenia nowszych nurtów historiograficznych. Znowu gdzieś zanika szersze spojrzenie na historię Polski. Mamy martyrologię od a do z. Rozbiory, powstania, wojny, okres powojenny. Co więcej, przypomina to aktualny podręcznik do historii, który odzwierciedla nadal pruskie myślenie o edukacji. Zgodnie z taką szkołą historyczną patrzyło się na historię kraju poprzez pryzmat wyłącznie wielkich wydarzeń. To samo widzę w projekcie nowej podstawy Tu nie ma miejsca na ciekawostki historyczne. Dużo się pisze o lokalności, ale nadal jest za mało miejsca, żeby mówić o lokalnych bohaterach.
Nie podziela Pan opinii, że w projekcie jest więcej miejsca na wprowadzanie elementów historii regionalnej i lokalnej?
– To jest paradoks, bo zachęca się nas do kultywowania lokalnej historii, ale nie daje się na to miejsca. Przydałyby się dwie, a nawet cztery jednostki tematyczne związane z historią lokalną, żeby powiązać dzieci z ich miejscem zamieszkania. Tego zabrakło. Chodzi o to, żeby już na wejściu dzieci miały swoje małe historyczne doświadczenia lokalne związane z bohaterami czy nazwami ulic. To przydałoby się na początku czwartej klasy jako rodzaj podbudowy do tej wielkiej historii w starszych klasach. Ale tego nie ma.
A tak technicznie – czy będzie mniej zakuwania i nauki dat na pamięć?
– Dat jest mniej, więcej jest nacisku na rozumienie treści, ale nadal obowiązuje ten sam schemat i to samo myślenie o nauczaniu historii w szkole podstawowej. Reforma mogłaby być szansą na to, by dobrze przepracować w szkole podstawowej historię aż do współczesności, tylko że w ósmej klasie zderzymy się z brakiem czasu. Wystarczy rzut oka, żeby zrozumieć, że historia najnowsza nadal jest traktowana po macoszemu, że niewiele jest czasu na omówienie miejsca Polski w świecie współczesnym. Podczas gdy dla uczniów współczesność powinna być najważniejsza, bo bezpośrednio ich dotyka.
To są ich czasy, powinni się poruszać swobodnie po 1989 r., w sprawach samostanowienia i naszego udziału w tym procesie. Tymczasem to zostało zaskakująco powierzchownie potraktowane. Jestem rozczarowany, ale nie przejmuje się tym tak bardzo, bo ostatecznie każda podstawa programowa to jest tylko plik kartek papieru.
Podstawa programowa nie jest potrzebna?
– Taką refleksję ma coraz więcej nauczycieli. W ostatnich latach podstawy powstają jedna po drugiej, bez refleksji nad tym, czy da się je skutecznie realizować w warunkach szkolnych. Do skutecznej realizacji podstawy, pomijając warunki i organizację pracy, nauczycielowi potrzebne są też pomoce naukowe, środki finansowe na wycieczki szkolne. Ile samorządów, poza Warszawą, może zaoferować zwiedzanie muzeów za złotówkę? Kto ma czas, żeby wziąć dzieci do Muzeum Wojska Polskiego, Muzeum Narodowego na cały dzień, kiedy nikt za to nie zapłaci? Pisząc coś, trzeba wiedzieć, czy to, co powstanie, będzie możliwe do zrobienia w szkole.
Czego Panu zabrakło w tej podstawie?
– Wielowymiarowości. Wszystko jest jednowymiarowe – od okresu wojen napoleońskich po walkę o niepodległość. Ten projekt pokazuje, że nadal kochamy martyrologię, a tematy gospodarcze traktujemy po macoszemu. Tu nawet nie ma miejsca, żeby omówić postawy Polaków ani w czasie II wojny światowej, ani po niej, kiedy społeczeństwo wzięło na swoje barki odbudowę państwa. To było potężne przedsięwzięcie, ale zostało zmarginalizowane. Nie ma informacji o przemianach społecznych czy migracji. Jest tylko o tym, że Polacy stawiali opór władzy ludowej i na tym koniec. Cały czas poruszamy się tym samym nurtem, tymczasem historię należy pokazywać z wielu różnych perspektyw i punktów widzenia. Chcemy wychowywać patriotów, ale jak dla mnie to wszystko jest zbyt płaskie, co powoduje, że znowu kształci się patriotów z kotwicą na udzie, którzy nie potrafią powiedzieć, dlaczego Polska jest wartościowym, wspaniałym, wyjątkowym krajem.
(…)
Dziękuję za rozmowę.
Przedstawiamy obszerne fragmenty wywiadu opublikowanego w Głosie Nauczycielskim nr 47-48 z 19-26 listopada 2025 r.
Całość dostępna w wydaniu drukowanym i elektronicznym (e.glos.pl). Polecamy!
Fot. Archiwum prywatne
Ankieta Głosu. Zapraszamy do udziału w głosowaniu!
