Boimy się powtórki tego, co działo się przez ostatnie lata. Szybkiego tempa zmian. Wydaje się, że teraz nie stać nas już na błędy i ewentualne zakładanie, że jak nie wyjdzie, to zmienimy edukację znowu za pięć lat. Potrzebny jest dobry kierunek zmian, ale spokojnych. To może się udać tylko wtedy, kiedy cel będzie jasno wyznaczony.
Z Małgorzatą Ryder, dyrektor Szkoły Podstawowej z Oddziałami Integracyjnymi nr 30 im. Powstańców 1863 r. w Warszawie, rozmawia Katarzyna Piotrowiak
Jak ocenia się ten rok szkolny w murach „Trzydziestki” na warszawskiej Pradze-Północ?
– Dla nas się tak szybko nie skończy. Czekamy jeszcze na podsumowanie wyników egzaminów ósmoklasisty (wywiad był realizowany w czerwcu – red.). Mamy za sobą trudne klasy. Dzieci miały sporo problemów, bo to jest rocznik pandemiczny. Mocno się ten czas odbił na ich zdrowiu psychicznym, wpłynął na ich osiągnięcia w szkole. Problemy się nawarstwiały, dlatego tak strasznie mocno trzymamy za nich kciuki.
Ten wynik będzie jakimś wykładnikiem naszej pracy. Szczególnie w tak ciężkich czasach, kiedy mamy problemy również z kadrą nauczycielską. Od lat widzimy, że jeżeli są sukcesy, to cieszą się z nich wszyscy, uczniowie i nauczyciele. Dobre wyniki więc procentują, rośnie zadowolenie z pracy. Koniec tego roku szkolnego to jest takie maksimum emocji.
Pod kątem pracy zawodowej?
– Jak tak rozmawiamy w szkole, to wszyscy czujemy, że był to rok intensywny i bardzo trudny. Może przez zmiany i wszystkie oczekiwania, o których tyle myśleliśmy i których tak mocno chcieliśmy. Ciągle zastanawiamy się, co jeszcze powinno się wydarzyć, żeby o nas nie zapomniano. Bo my czekamy na więcej.
Na jeszcze więcej emocji?
– Na więcej zmian. My wiemy, że one prędzej czy później muszą się pojawić, bo system tego wymaga. Jak tak dyskutujemy między sobą, to mimo różnic poglądów w różnych sprawach zgadzamy się co do jednego – że nie spotkaliśmy się jeszcze z tym, żeby ktoś nam powiedział: OK, zrobimy tak i tak. To pokazuje, że nie ma jeszcze pewności, co konkretnie za te dwa lata zmieni się w szkołach. Mówi się o zmianach, ale na razie obserwujemy małe, pośrednie kroki w kierunku tych obietnic, które złożono. Dlatego myślę, że trzeba będzie na nie jeszcze poczekać.
Zmiany w pracach domowych, prekonsultacje w sprawie podstawy przejściowej, spór o kanon lektur, nowe przedmioty – zmian jest równie dużo jak sporów. Na co jeszcze czekacie?
– Na pewno czekamy na rozpoczęcie prac nad nowym programem nauczania, który ma obowiązywać od września 2026 r. Projekty rozporządzeń dotyczące podstawy przejściowej cały czas sobie czytamy. Zdania się podzielone, ale myślę, że niezależnie od ostatecznego kształtu opinie zawsze będą zróżnicowane. Wielu jednak cieszy się tego, że w końcu będzie czas na to, żeby wprowadzić własne pomysły na lekcje.
Sygnalizowała Pani, że martwi się podstawą programową, która będzie obowiązywać za dwa lata ze względu na krótki czas, jaki pozostał do jej wprowadzenia. Na co może nie wystarczyć czasu?
– Wrzesień 2026 r. wcale nie jest odległym terminem. Powinniśmy zaczynać prace, konsultacje, rozmowy. Powinniśmy już planować. Każdy z nas chyba rozumie, że samo wykreślanie już nie wystarczy. Uważam, że przed nami jest potężna praca.
Jest co analizować, bo przy nowej podstawie programowej pewnie znowu coś będzie trzeba ująć, ale też coś dodać. Nowe metody, koncepcje, kompetencje, formuły.
Tylko, żeby napisać coś nowego, trzeba spojrzeć za siebie, ale też w przyszłość. Najpierw musimy się dowiedzieć, co się sprawdziło, a co nie. Wypracowanie wizji jest dopiero przed nami.
To, co dzieje się w tej chwili wokół zmian programowych, to za mało?
– Nadal za mało. Boimy się powtórki tego, co działo się przez ostatnie lata. Szybkiego tempa zmian. Wydaje się, że teraz nie stać nas już na błędy i ewentualne zakładanie, że jak nie wyjdzie, to zmienimy edukację znowu za pięć lat. Potrzebny jest dobry kierunek zmian, ale spokojnych. To może się udać tylko wtedy, kiedy cel będzie jasno wyznaczony. My chcemy już przystąpić do pracy, chcemy też mieć świadomość, że osoby, które będą kierowały tymi pracami, wiedzą, co mają robić, że chcą dobrze dla polskiej szkoły.
Wiemy, że chce tego MEN, wiemy, że chcą tego nauczyciele. Trzeba tylko wyznaczyć do tego odpowiednich ekspertów. Nie można zwlekać, bo są przecież inne rzeczy, którymi trzeba się zająć. Może drobniejsze, ale konieczne, jak np. termin egzaminu ósmoklasisty. Błagam, niech to nie będzie maj. Te wydłużone weekendy, to rozprzężenie… Dzieci wypadają z rytmu.
PLANY NA WAKACJE. Zapraszamy do udziału ankiecie Głosu Nauczycielskiego:
Cały czas rozmawiamy o uczniach, a co z nauczycielami, ich sprawami, o których tak było głośno? Które z nich mogą teraz zdominować debatę?
– Podwyżka dla nauczycieli bardzo nas ucieszyła, ale już na przestrzeni pół roku wiemy, że była za mała. Tempo wzrostu cen i tempo wzrostu życia jest tak duże, że to, co dostali raptem kilka miesięcy temu, już topnieje. Ja wiem, że nie były to małe pieniądze, ale ja jednak będę za nauczycielami w tej kwestii stała. Nauczyciele ubożeli latami, z ich pensjami nic się nie działo, niektórzy ocierali się o najniższą krajową.
Pensje zawsze będą newralgicznym tematem. Myślę, że ten postulat Związku Nauczycielstwa Polskiego, żeby wprowadzić zmiany w zasadzie wynagradzania, polegające na powiązaniu wysokości płac nauczycieli z przeciętnym wynagrodzeniem w kraju, jest słuszny. Pomogłoby to podnieść prestiż zawodu nauczyciela.
Nauczyciele, którzy obdarzyli obecny rząd zaufaniem, odczuwają pewien dyskomfort związany z tym, że wokół kwestii związanej z odbudową prestiżu nic się nie dzieje.
– Jest zwątpienie, dlatego tak bardzo czekam na wyniki naszych ósmych klas, bo jeśli będzie fajny wynik…
Przesłoni zwątpienie?
– Poprawi nastroje. Tu nawet nie chodzi o to, żeby ten wynik był najlepszy, ale każdy skok w punktacji to jest radość. Przez pryzmat tego wyniku nauczyciele oceniają też swoją pracę. Musimy o tym myśleć, bo brakuje nam nauczycieli. Młodzi bardzo często się nie sprawdzają. Pojawia się więc pytanie, jak długo damy radę bazować na nauczycielach, którzy mają ponad 50 i 60 lat.
Czy w tym kontekście są jakieś obawy o niż demograficzny?
– Udało nam się przetrwać wyż z mniejszą kadrą, więc mam nadzieję, że niż też przetrwamy i zachowamy zespół. Wszyscy mają wykształcenie wielokierunkowe. Wśród naszych nauczycieli jest sporo emerytów i osób, które zbliżają się do zasłużonej emerytury. Połowa mojego grona pedagogicznego urodziła się w latach 60. i 70.
Od trzech lat alarmuje się, że nie ma młodych nauczycieli.
– Bo nic nie zostało zrobione. Po pierwsze, zaniechanie podwyżek w poprzednim okresie odbiło się na kadrach. Po drugie, zawód jest społecznie nieszanowany, bo przez lata było nawet przyzwolenie na to, żeby o tym zawodzie źle mówić. Młodzi ludzie, pokolenie Z, to są osoby, które chcą mieszkać, chcą żyć, chcą być samodzielni. Kredyty muszą jednak z czegoś płacić. Ja nie wierzę, że nie ma wśród młodych takich ludzi, którzy nie mieliby w sobie chęci do pracy w szkole. Konieczna jest podwyżka na co najmniej podobnym poziomie jak ta, która była. Wtedy będziemy mieli w kim wybierać, a i nauczyciel będzie mógł spokojniej pracować. Obecnie nawet jeśli przenosi się z placówki do placówki, to zawsze pyta: „ale czy ja będę mógł dorobić?”, „czy będę miał nadgodziny?”. Czasami słyszę, że jest im wszystko jedno, ile tych godzin będzie. „Wezmę nawet dwa etaty” – słyszę coraz częściej.
(…)
Kiedy polska szkoła zacznie się zmieniać?
– Myślę, że – paradoksalnie – wyznacznikiem zmiany mogą być słynne już prace domowe. My nie zaniechaliśmy zadawania zadań dla chętnych z przedmiotów egzaminacyjnych i są uczniowie, którzy je wykonują. Nauczyciele ich nie oceniają. Dodatkowo zachęcamy uczniów, że zgłaszali na lekcjach, że czegoś nie rozumieją. Powtarzamy więc im często: „Nie proś rodziców o korki, przyjdź i powiedz”. Jeżeli to się zacznie sprawdzać, to znaczy, że polska szkoła zaczęła się zmieniać. Praca domowa dla chętnych może stać się wskaźnikiem, że idziemy w dobrym kierunku.
Dziękuję za rozmowę.
Fot. Archiwum prywatne
>> Wywiad ukazał się w Głosie Nauczycielskim nr 25-26 z 19-26 czerwca 2024 r. Przedstawiamy skrót rozmowy, całość – w wydaniu drukowanym i elektronicznym – e.glos.pl