Jak w internecie, tak w życiu. Dr hab. n. med. Maciej Pilecki: Pierwszą rzeczą jest przeciwdziałanie wszelkim aktom agresji

Problemem stało się to, że dostępność treści przedstawiających przemoc i agresję jest po prostu duża. Kiedyś obliczono, że młody człowiek do osiągnięcia 18 lat ogląda w filmach w sumie do 10 tys. morderstw. Internet tylko to wzmaga, bo daje pole do oglądania realnych morderstw nagrywanych w różnych miejscach w świecie. To są np. egzekucje publiczne, mafijne porachunki. Dzieci i młodzież mają bezproblemowy dostęp do prawdziwych scen śmierci w swoim telefonie. Do tego dobrze wiedzą, gdzie tego szukać, i oglądają to w wolnej chwili.

Z dr. hab. n. med. Maciejem Pileckim z Kliniki Psychiatrii i Psychoterapii Dzieci i Młodzieży Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

W Szamotułach z rąk byłego ucznia ginie nauczycielka, na Uniwersytecie Warszawskim student dokonuje makabrycznej zbrodni na pracownicy uczelni, w Krakowie pacjent zabija lekarza. Miejsca publiczne stają się coraz częściej areną szokujących ataków. Czy młode pokolenie się brutalizuje?

– To świat wokół nas się brutalizuje. Ważną rolę odgrywa w tym internet. Musimy mieć świadomość, że media społecznościowe są niebezpiecznym miejscem. W internecie pojawiają się tematy, które w jakimś okresie stają się bardziej nośne od pozostałych. I tak jak wcześniej takimi tematami były zaburzenia odżywiania i samouszkodzenia ciała, a w ostatnich latach fala samobójstw i kwestie związane z szeroko rozumianą tożsamością, tak teraz wydaje się, że to, co dotyczy agresji i ekspresji siebie poprzez agresję, jest na fali wznoszącej.

Nie bez znaczenia jest to, co dzieje się w sferze publicznej, na arenie politycznej. Od wielu lat żyjemy w świecie walczących ze sobą plemion. Ta atmosfera walki, niestety, wpływa również na narastanie częstości tego typu zdarzeń, o których rozmawiamy.

(…)

Makabryczna zbrodnia na kampusie UW wstrząsnęła nie tylko środowiskiem akademickim. „Zginęła matka trójki dzieci” (aktualizacja)

Sprawcami tych strasznych zdarzeń nie są tzw. ludzie z półświatka…

– Rzeczywiście, bardzo często młodzi ludzie, którzy dokonują tak brutalnych czynów, nigdy nie byli ścigani za złamanie prawa karnego i – jak słyszymy z relacji sąsiadów i bliskich – „nikt się po nich tego nie spodziewał”. Jest jednak wiele takich zjawisk we współczesnej kulturze i w relacjach społecznych, które nasilają interpersonalną agresję.

Z badań socjologicznych i psychologicznych wiadomo, że ludzie piszą w postach internetowych słowa, których nigdy nie powiedzieliby drugiej osobie prosto w twarz. Social media mają wpływ na brutalizację naszego życia, ponieważ z biegiem czasu taki sposób wymiany zdań może stawać się elementem ekspresji także poza internetem.

Ten mechanizm staje się normą?

– Tak! Młodzież stopniowo jest przyzwyczajana do bardzo gwałtownych i bardzo okrutnych relacji w internecie, które przenoszą się na świat realny. Do tego trwa cybernetyczna wojna hybrydowa i wiele z tych szczególnie agresywnych komentarzy, pisanych m.in. przez chatboty, służy tym właśnie celom. Ich zadaniem jest skłócić społeczeństwo. To jest w pewnym sensie atak na nie.

Młode pokolenie patrzy przez pryzmat postów na świat, który jest w jakimś stopniu dla nich „reżyserowany”?

– W jakimś stopniu na pewno tak się dzieje, ale tych elementów, którym musimy się przyjrzeć, jest znacznie więcej. Problemem stało się to, że dostępność treści przedstawiających przemoc i agresję jest po prostu duża. Kiedyś obliczono, że młody człowiek do osiągnięcia 18 lat ogląda w filmach w sumie do 10 tys. morderstw. Internet tylko to wzmaga, bo daje pole do oglądania realnych morderstw nagrywanych w różnych miejscach w świecie.

To są np. egzekucje publiczne, mafijne porachunki. Dzieci i młodzież mają bezproblemowy dostęp do prawdziwych scen śmierci w swoim telefonie. Do tego dobrze wiedzą, gdzie tego szukać, i oglądają to w wolnej chwili.

Badania pokazują, że media społecznościowe stają się areną hejtu i cyberprzemocy, miejscem, które pogarsza samopoczucie i „niesie zło”. Czy rzeczywiście można wszystko zrzucać na social media, bo może odbiór tego, co się w nich dzieje, jest wyłącznie kwestią pokoleniową?

– Poniekąd tak. Chwila przytrzymania wzroku na filmiku z jakimiś gwałtownymi, agresywnymi scenami w powszechnie dostępnych mediach społecznościowych spowoduje, że szybko w naszym telefonie pojawią się podobne obrazy, nawiązujące do zobaczonych przez nas scen. Może nie będą to zabójstwa, ale wypadki samochodowe, sceny z zabijaniem zwierząt itp. Algorytmy mogą być równie niebezpieczne, jak promowana od lat gra dla dzieci, która doczekała się niedawno ekranizacji. Tam też trzeba patroszyć ofiary i zabijać, żeby przetrwać, a to nic innego, jak zaproszenie do świata agresywnych relacji.

(…)

Nie rozumiemy, czym jest agresja?

– Nie tylko. Nie wiemy, jak sobie radzić z agresją ani kiedy ona jest akceptowalna, a kiedy powinna być poddana pełnej kontroli. Bardzo brakuje jednoznacznych i wyraźnych wzorców dla młodych mężczyzn, pokazujących, w jaki sposób mogą sobie radzić ze swoją agresywnością. Temu towarzyszy rodzaj kryzysu w obszarze tożsamości, rozumienia siebie. Nie bez znaczenia jest też to, że u naszych granic toczy się wojna i jesteśmy krajem przyfrontowym. Jak wychować chłopca, by z jednej strony był łagodny i przyjacielski, a z drugiej zdolny do zabijania wrogów w trakcie wojny? Znamy odpowiedzi właściwe dla przeszłych pokoleń.

Wpływ wojny na relacje społeczne jest tematem tabu?

– W jakimś sensie od pewnego czasu tak właśnie jest. Zewnętrzne ekspresje wewnętrznych konfliktów i napięć mają swoje okresy szczególnej atrakcyjności społecznej. Z wielu względów obecnie nośna staje się ekspresja poprzez agresję.

Nie tylko w kontekście zjawisk, które są widoczne dla psychiatry. Gdyby zadać to samo pytanie psychologowi społecznemu czy socjologowi, to i on dorzuciłby kilka elementów, które powodują, że nasze relacje są coraz bardziej gwałtowne i agresywne. Musimy się na to przygotować.

Dr. hab. Maciej Pilecki: Szkoła pomaga w adaptacji uczniów z Ukrainy. Co jeszcze możemy zrobić?

W jakim kierunku mogłaby pójść szkolna profilaktyka? Jakie są rekomendacje dla rodziców, szkół, uczelni, czyli dla tych, którzy są najbliżej młodych ludzi?

– Nie można mówić o jednej konkretnej rekomendacji, bo rozmawiamy o wieloaspektowym zjawisku, na które powinno być wiele różnych odpowiedzi. To, co w tej chwili wydaje się najważniejsze, to pokazanie braku jakiejkolwiek akceptacji dla zachowań agresywnych i uruchamianie dostępnych prawnie działań w sytuacji, gdy pojawi się agresja w relacjach interpersonalnych.

Pierwszą bardzo ważną rzeczą jest diagnozowanie i przeciwdziałanie wszelkim aktom agresji, w tym również w internecie. Mówię o reakcjach na poziomie prawnym, edukacyjnym, wychowawczym i rodzicielskim. Należałoby zacząć już od przedszkola. Nawet przy słabej współpracy z rodzicami pracownicy szkoły lub przedszkola mogą i powinni spełnić ważną rolę, bo są bardziej świadomi pewnych zjawisk i mają narzędzia, żeby na nie wpływać.

(…)

Ale wprowadzenie tych ograniczeń to jest chyba rola państwa, a nie szkoły?

– Wielu kwestii nie rozwiążemy na poziomie szkoły czy rodziny, ale krajowego ustawodawstwa. Regulacje prawne powinny dotyczyć nie tylko wieku, ale też dostępu do określonej treści. Nawet blokowania urządzeń, z których korzystają dzieci, w określonych godzinach, np. w nocy. Dzieci nie powinny korzystać z treści o charakterze przemocowym, bo od tego już blisko do przemocowych relacji. To jest oczywiste, ale z jakiegoś powodu wydaje się niemożliwe do zrealizowania. Mam wrażenie, że znaleźliśmy się w pułapce bez wyjścia. Nic dziwnego, że ten pociąg do agresji jest tak widoczny.

Dziękuję za rozmowę.

Przedstawiamy skróconą wersję wywiadu opublikowanego w Głosie Nauczycielskim

nr 22 z 28 maja br. Wywiad ukazał się w wydaniu drukowanym oraz elektronicznym Głosu (e.glos.pl)

Fot. Archiwum prywatne

Nr 22/28 maja 2025

Zakaz smartfonów w szkołach? Jest apel do ministrów edukacji i cyfryzacji. „Uzależnienie od telefonu można porównać do tego od narkotyków”