Kilkadziesiąt poprawek i wniosków mniejszości zgłosili posłowie podczas drugiego czytania projektu nowelizacji Prawa oświatowego – tzw. lex Czarnek. Według opozycji, przyjęcie ustawy ograniczy prawa rodziców do wychowania dzieci. W odpowiedzi minister Czarnek grzmiał o wspieraniu „komunizmu, postkomunizmu i neomarksizmu”
Dziś w Sejmie, podczas 46. posiedzenia, odbyło się drugie czytanie rządowego projektu nowelizacji ustawy – Prawo oświatowe (lex Czarnek). W ramach debaty przewidziano 5-minutowe oświadczenia w imieniu klubów i 3-minutowe oświadczenia w imieniu kół sejmowych.
Według PiS, autonomia szkoły nie jest zagrożona, bo coś takiego po prostu nie istnieje. – Szkoła nie ma zapisanej w prawie autonomii, jak to jest w przypadku szkolnictwa wyższego – uzasadniała Teresa Wargocka (PiS). „Retorycznymi zabawami” określiła niektóre poprawki zgłoszone przez opozycję.
– Składy komisji konkursowych się nie zmieniają, jak również kompetencje związków zawodowych w delegowaniu członków do komisji konkursowych – zadeklarowała Wargocka.
– Demonizowanie tej ustawy przez opozycji nie ma nic wspólnego z zapisami w projekcie – przekonywał Tomasz Zieliński (PiS).
Opozycja miała na ten temat inne zdanie. – Ta ustawa powinna się nazywać ustawą o ręcznym sterowaniu szkołą przez polityków i odebraniu rodzicom prawa do wychowania dzieci – zauważyła Krystyna Szumilas (KO). – Dlatego dzisiejsza debata ma fundamentalne znaczenie dla wychowania kolejnych pokoleń Polek i Polaków. Sejm zdecyduje, czy polska szkoła będzie szkołą odpowiadającą na potrzeby dzieci i będzie służyła ich przyszłości zgodnie z oczekiwaniami ich rodziców, czy też będzie wychowywała ludzi zniewolonych, podporządkowanych, podatnych na propagandę partii rządzącej – dodała.
Przypomniała, że o wolną szkołę walczą organizacje pozarządowe, rodzicielskie, związki zawodowe i samorządy.
– Lex Czarnek to zagrożenie dla uczniów. I to przede wszystkim o nich, młode Polki i Polaków, chcę się dzisiaj w imieniu Lewicy upomnieć. Bo kiedy mówimy o szkole, nie mówimy po prostu o instytucji, o budynku, wyposażeniu sal. Nie mówimy tylko, choć także, o miejscu pracy nauczycieli. Kiedy mówimy o szkole, to mówimy o miejscu, w którym każde polskie dziecko spędza 1/3 swojego czasu. Mówimy o miejscu do życia, bo szkoła to miejsce codziennego życia młodych – tłumaczyła Agnieszka Dziemianowicz-Bąk (Lewica). Do funkcjonowania takiej szkoły niezbędny jest profesjonalny dyrektor oraz przygotowani nauczyciele. Rodzice powinni natomiast mieć możliwość decydowania np. o zajęciach pozalekcyjnych, w których uczestniczą ich dzieci.
– Takim drugim domem powinna być publiczna szkoła. I mogła by nim być, ale minister Czarnek kolejny już raz wchodzi do tego domu z buciorami. Tym razem po to, by zamurować w nim wszystkie okna, wygnać z niego rodziców, by to nie oni decydowali o tym, w jakich zajęciach dodatkowych uczestniczą ich dzieci. By w gabinecie dyrektora posadzić usłużnego sobie strażnika, a w pokoju nauczycielskim jego karnych podwładnych. Drzwi szkoły chce otwierać jedynie dla kuratora-prokuratora, który sprawdzi, czy na lekcjach jest trzymana partyjna linia. Jeśli nie jest, to kurator zmusi do wymiany nawet najbardziej zaangażowanej szkolnej kadry, dyrektorowi grożąc trzyletnim więzieniem – streściła założenia projektu posłanka Lewicy.
Projekt budzi zastrzeżenia konstytucjonalistów, ponieważ odbiera samorządom znaczącą część ich uprawnień. – Ta ustawa cofa polską szkołę o trzy dekady. PiS funduje nam powrót do PRL-u, bo to jest klasyczny przykład centralizacji i łamania art. 15 Konstytucji RP, który jasno mówi, że władza w Polsce jest zdecentralizowana – tłumaczył Dariusz Klimczak (Koalicja Polska).
– Po uchwaleniu tej ustawy ani nauczyciele ani rodzice nie będą w szkole mieli nic do powiedzenia. Nie wspominając już o dyrekcji, czy samorządzie, bo pojawia się kurator. To kurator będzie decydował o wszystkim. Kurator, czyli PiS, rząd, minister Czarnek – dodał. Jego zdaniem, w ustawie nie chodzi o wzmocnienie nadzoru kuratoryjnego, ale nadzoru politycznego. Zwłaszcza, że wielu kuratorów otwarcie popiera PiS i jest mocno związanych z tą partią.
– Jak zaczynałem karierę nauczyciela, to funkcjonowały tzw. trójki giertychowskie. Nauczyciele nie byli jakoś tym zachwyceni. Ta ustawa przypomina ówczesną atmosferę grozy, która wtedy funkcjonowała w szkle – przyznał Artur Dziambor (Konfederacja). Jego zdaniem, szkolnictwo powinno zostać zdecentralizowane, a szkoły – konkurować ze sobą. Tymczasem projekt MEiN idzie w odwrotnym kierunku.
Michał Gramatyka (Polska 2050) określił autorów ustawy jako ludzi „owładniętych pasją kontrolowania każdego przejawu życia”. Gdy szkoła potrzebuje demokratyzacji, PiS chce ją poddać władzy urzędników. – Dziś, kiedy szkole potrzeba wsparcia, wy fundujecie pogłębioną kontrolę, bo przecież PiS nie potrafi wspierać. Dowodem jest pandemia, jakość zdalnej edukacji brak opieki psychologicznej – przekonywał Gramatyka.
– Szkole potrzeba odwagi, a nie lęku, ale PiS woli wzbudzać lęk, bo do was wciąż nie dotarło to, co mówi nauka o wychowaniu – dodał.
Sejm wraca do lex Czarnek. Dziś drugie czytanie, a jutro – głosowania
Na wszystkie te zarzuty zareagował minister edukacji Przemysław Czarnek. Przekonywał, że propozycje zawarte w projekcie zostały wymyślone przez „nauczycieli praktyków i dyrektorów szkół”. Jego zdaniem, głosowanie nad tą ustawą to plebiscyt. – Czy jesteśmy za Polską silną, dbającą o dzieci i młodzież w każdym miejscu Polski – rzucił z mównicy. Sugerował przy okazji, że opozycji może się nie podobać fakt, że… „Gdańsk jest w Polsce”. – Czy też jesteście państwo za decentralizacją totalną państwa, czyli rozbiciem dzielnicowym – ciągnął szef MEiN.
Minister edukacji atakował wszystkich występujących przed nim posłów opozycji. Grzmiał przy tym o „komunistach, postkomuniastach i ideologach postmarksistowskich”. Oskarżył opozycję o „robienie wody z mózgu” uczniom, co ma prowadzić do ich „rozchwiania psychicznego”, w efekcie czego uczniowie wpadają w depresję.
Według projektu:
* wydawane szkołom i placówkom przez pracowników kuratorium zalecenia staną się praktycznie rozkazem do natychmiastowego wykonania pod groźbą dymisji. Jeśli dyrektor nie zrealizuje w wyznaczonym terminie zaleceń, a złożone przez niego wyjaśnienia nie spodobają się kuratorowi, to ten wystąpi „do organu prowadzącego szkołę lub placówkę z wnioskiem o odwołanie dyrektora szkoły lub placówki w czasie roku szkolnego bez wypowiedzenia”. Samorząd będzie zaś musiał zastosować się do wniosku kuratora;
* kurator będzie mógł zawiesić dyrektora praktycznie w każdej chwili. Wystarczy, że według kuratora będziemy mieli do czynienia ze „sprawą niecierpiącą zwłoki związaną z zagrożeniem bezpieczeństwa uczniów w czasie zajęć organizowanych przez szkołę”;
* ZUS będzie otrzymywał z SIO szczegółowe dane personalne nauczycieli, którzy korzystają ze zwolnień lekarskich oraz urlopów dla poratowania zdrowia
* Przemysław Czarnek nadzorowi kuratorów chce poddać nie tylko szkoły, ale też decyzje rodziców. Do tej pory to rodzice uczniów wraz z dyrektorem decydowali o tym, jakie zajęcia dodatkowe realizuje się w danej placówce i które organizacje nawiążą współpracę ze szkołą. Zgodnie z projektem MEiN, dyrektor szkoły będzie miał obowiązek – zanim wpuści taką organizację na teren szkoły – uzyskać pozytywną opinię kuratora. Z obowiązku tego wyłączone zostaną jedynie organizacje harcerskie objęte patronatem prezydenta RP.
Głosowanie nad projektem odbędzie się prawdopodobnie jutro wieczorem.
(PS, GN)