Na 3627 wniosków dyrektorów, które wpłynęły do sanepidu i dotyczyły zmiany formuły kształcenia 2979 otrzymało pozytywną opinię – podaje na Twitterze MEN powołując się na dane GIS. A jak sytuacja wygląda w praktyce? Włodarze szkół skarżą się, że do sanepidu nie można się dodzwonić, zwracają uwagę na wszechobecny chaos i sami podejmują decyzje w sprawie przechodzenia na pozastacjonarny tryb nauczania.
Z danych udostępnionych przez MEN wynika, że wnioski dyrektorów o zmianę formuły nauki, które trafiają do sanepidu są najczęściej załatwiane pozytywnie. Mają o tym świadczyć najnowsze statystyki (z 13 października)
👉 Na 3️⃣6️⃣2️⃣7️⃣ wniosków od dyrektorów, które wpłynęły do @GIS_gov 2️⃣9️⃣7️⃣9️⃣ otrzymało pozytywną opinię. #BezpiecznaSzkoła #szkoła #bezpieczeństwo #edukacja #GIS pic.twitter.com/fFZmL3Ve6z
— Ministerstwo Edukacji Narodowej (@MEN_GOV_PL) October 13, 2020
82 proc. wniosków skierowanych przez dyrektorów do @GIS_gov zostało pozytywnie rozpatrzonych co do zmiany formy kształcenia. #BezpiecznaSzkoła #szkoła #bezpieczeństwo #edukacja #GIS pic.twitter.com/bA4pfwD2sE
— Ministerstwo Edukacji Narodowej (@MEN_GOV_PL) October 13, 2020
Tymczasem do ZNP coraz częściej docierają sygnały od zdenerwowanych dyrektorów, którzy samowolnie decydują się na zawieszenie zajęć albo przejście na nauczanie hybrydowe. Powodów jest kilka: od braku nauczycieli, którzy trafiają na kwarantannę przez odmienne spojrzenie na sytuację epidemiczną po niemożność skontaktowania się z sanepidem.
Jak podała „Gazeta Wyborcza” dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 2 w Krakowie bezskutecznie dzwoniła do sanepidu… 270 razy w ciągu jednego dnia. By wybrnąć z decyzyjnego pata dyrektorzy zarządzają najczęściej tzw. dni dyrektorskie z uwagi na rosnące zagrożenie epidemiologiczne.
Nauczyciele nie chcą powrotu do zdalnego nauczania, ale w takim wypadku jest ono konieczne. Dlatego domagamy się, by to dyrektor mógł decydować o czasowym przejściu na zdalne/hybrydowe nauczanie. #DzieńNauczyciela https://t.co/RWWMaBN3Tw
— ZNP (@ZNP_ZG) October 14, 2020
Przypomnijmy, że ZNP wystąpił do ministerstwa edukacji oraz zdrowia o poszerzenie kompetencji dyrektorów tak, by dyrektor mógł zadecydować o wprowadzeniu zdalnej lub hybrydowej edukacji bez konieczności uzyskania opinii sanepidu w tej sprawie.
Dlatego wnioskujemy, by to dyrektor szkoły decydował o przejściu na zdalne/hybrydowe nauczanie. https://t.co/AB0TQLF0kE
— ZNP (@ZNP_ZG) October 13, 2020
https://t.co/3hkeI5pbZ0. dlatego apelujemy do @MZ_GOV_PL i @MEN_GOV_PL o rozszerzenie kompetencji dyrektora szkoły/placówki w kwestii podjęcia decyzji o czasowym nauczaniu w formie zdalnej lub hybrydowej (z pominięciem sanepidu), https://t.co/PNNwTeNt3H
— ZNP (@ZNP_ZG) October 12, 2020
Tymczasem rzecznik rządu Piotr Mueller potwierdził dziś w TVN24, że gdyby dyrektorom przyznano większą swobodę, to szkół i placówek, które zrezygnowałyby ze stacjonarnego kształcenia byłoby dużo więcej. – Zakładam, że gdyby taka możliwość była, że to samodzielnie dyrektor szkoły decyduje o tym, to byśmy dzisiaj mówili o co najmniej kilkudziesięciu procentach zamkniętych placówek – ocenił Mueller.
Według najnowszych danych hybrydowo lub zdalnie kształci 1085 proc. placówek spośród 43 tys. wszystkich.
(JK, GN)