Uważam, że trzeba zabierać głos, bo bez tego nic nie stanie się lepsze, a ja nie chcę zmieniać zawodu, chcę zostać w szkole i się rozwijać. Chciałabym dać z siebie wszystko i chciałabym, aby przyszedł taki czas, żebym nie musiała myśleć o podjęciu kolejnej pracy, szukaniu kolejnego etatu, żeby podołać finansowo. Nadal chcę być nauczycielem.
Z Anną Adamczyk, nauczycielką edukacji wczesnoszkolnej w Zespole Szkolno-Przedszkolnym nr 11 w Gdańsku, przewodniczącą Klubu Młodego Nauczyciela Oddziału ZNP w Gdańsku, rozmawia Katarzyna Piotrowiak
Planowane zmiany „wprowadzają systemowy mechanizm karania za niezależność, samodzielność i twórcze myślenie” – ostrzega Amnesty International w petycji do parlamentarzystów w sprawie lex Czarnek 2.0. Jednym słowem ustawa uderza w samą istotę zawodu nauczyciela.
– Lex Czarnek 2.0 jest nie tylko nową wersją tego, co było, ale mam wrażenie, że jeszcze gorszą niż ustawa zawetowana przez prezydenta RP po naszych protestach. Mam poczucie, że władzy wcale nie zależy na tym, byśmy kształcili ludzi samodzielnie myślących, tylko takich, którymi będzie łatwo sterować. Autonomii w zawodzie nauczyciela jest tak naprawdę coraz mniej.
Czuję, że na każdym kroku mogę być sprawdzana, kontrolowana i niekoniecznie będzie to dotyczyć tylko moich osiągnięć zawodowych. To może paraliżować.
Opinie co do skuteczności tych odgórnych prób „wychowania” sobie przez władzę młodego pokolenia są podzielone. Część osób uważa, że to się może udać, inni są przekonani, że młodzi ludzie nie dadzą sobą sterować.
– My, nauczyciele, mamy taką nadzieję. Wierzymy, że młodzież się obroni. W dzisiejszych czasach, dzięki internetowi, każdy może mieć szybki i łatwy dostęp do informacji i faktów. Rząd nie jest w stanie tego zablokować. Liczymy więc na to, że młodzi ludzie będą mniej podatni na indoktrynację i manipulowanie, o ile nauczą się oddzielać prawdę od fake’ów i fikcji. Zakładam, że wiele będzie zależało również od ich środowiska lokalnego i domu rodzinnego.
Przez tydzień działało w Warszawie miasteczko edukacyjne, gdzie w centrum uwagi byli m.in. młodzi nauczyciele. Pani była jedną z uczestniczek organizowanych tam debat. Odbywały się one w pobliżu MEiN i KPRM. Mija miesiąc od tego wydarzenia. Jak nastrój?
– W miasteczku edukacyjnym spotkaliśmy się po to, żeby rozmawiać o edukacji z każdym, kto do nas przyjdzie, tymczasem miesiąc później mamy lex Czarnek 2.0. Czuję duże rozgoryczenie. Bo jak wyglądał dialog z ministrem edukacji, wszyscy wiemy. Nie było żadnego dialogu, a teraz minister sam bez konsultacji ze środowiskiem będzie wprowadzać zmiany, które nie przystają do współczesnej oświaty.
Ludzi stricte związanych z oświatą nikt już nie pyta o to, co jest ważne. Nas, młodych, to boli tak samo jak starszych kolegów.
(…)
Coraz więcej nauczycieli dzieli się z opinią publiczną swoimi odczuciami i problemami. Zaszła tu zasadnicza zmiana.
– Tak, wiele się dzieje w tych sprawach. Widać to także w małych środowiskach lokalnych. Nauczyciele z różnych stron kraju starają się uczulać ludzi na sprawy edukacji. Wszystkie głosy są ważne, bo szczególnie my, młodzi nauczyciele, czujemy już zmęczenie sytuacją, w jakiej się znaleźliśmy. Uważam, że trzeba zabierać głos, bo bez tego nic nie stanie się lepsze, a ja nie chcę zmieniać zawodu, chcę zostać w szkole i się rozwijać. Chciałabym dać z siebie wszystko i chciałabym, aby przyszedł taki czas, żebym nie musiała myśleć o podjęciu kolejnej pracy, szukaniu kolejnego etatu, żeby podołać finansowo. Nadal chcę być nauczycielem.
Jak długo pracuje Pani w zawodzie?
– Mam 35 lat i jestem od 11 lat w zawodzie.
Czy wokół siebie widzi Pani młodych ludzi tak samo mocno zaangażowanych w poprawę sytuacji nauczycieli?
– Widzę osoby zaangażowane. Być może nie wszyscy jeszcze są na tyle chętni, żeby głośno się wypowiadać, pisać coś na szerszym forum, ale w mniejszych grupach przybywa młodych nauczycieli, którzy wyrażają swoje niezadowolenie i obawy tym, jak wygląda współczesna szkoła.
Z drugiej strony słychać o młodych ludziach, którzy pytają o pracę w szkole, ale kiedy dowiadują się o wysokości wynagrodzenia, obracają się na pięcie i śmiejąc się, wychodzą z gabinetu dyrektora. Dzieje się tak, chociaż tabele wynagrodzeń nauczycielskich nie są tajne. Jak to można wyjaśnić?
– Są media i politycy, którzy kreują wizerunek nauczyciela inny, niż my go znamy. Nauczyciela, który pracuje 18 godzin w tygodniu, ma dwa miesiące wakacji i ferie zimowe oraz zarabia 7-8 tys. zł. Młody człowiek w to wierzy i w momencie zderzenia z rzeczywistością jest w szoku.
Te fałszywe informacje powodują, że młodzi nie chcą pracować w szkołach. Ja jestem nauczycielem dyplomowanym i zarabiam 4224 zł brutto. Jak widać, daleko mi do tych stawek.
Na ile taka dezinformacja wpływa na braki kadrowe w szkołach?
– Z pewnością ma niemały wpływ. Znam osoby, które rozpoczęły pracę w szkole i już po dwóch dniach rezygnowały.
W dwa dni można się do tego stopnia zrazić, by rzucać pracę?
– Jedna z tych osób popracowała przez dwa dni w świetlicy szkolnej, w miejscu bardzo specyficznym, szczególnie na początku roku szkolnego. Trzeba się mocno zaangażować, zorganizować sobie pracę, bo tworzą się nowe grupy dzieci. Kiedy rezygnowała, powiedziała mi, że nie była w stanie znieść hałasu ani poradzić sobie z natłokiem spraw. Jej zdaniem taki wysiłek i za takie pieniądze jest kompletnie bez sensu. Jest zbyt ciężko.
Czy nauczycielowi, który pracuje w szkole od 11 lat, jest łatwiej?
– Od września jestem nauczycielem edukacji wczesnoszkolnej, poprzednio byłam nauczycielem wspomagającym. Łatwo nie jest, zwłaszcza jeśli mówimy o sprostaniu odgórnym zaleceniom. Lepiej byłoby dla wszystkich, gdyby system zaczął uwrażliwiać rodziców na to, jak ważna jest edukacja, że warto takie myślenie wpajać dzieciom. Tu jest ciągle duże wyzwanie… Szkoła nie wykona za rodziców pracy wychowawczej. My zajmujemy się wspomaganiem rodziny. To jest często mylone i w tym tkwi problem. Dlatego tak łatwo jest później wmówić niektórym środowiskom, że za sprawą lex Czarnek czy innych pomysłów rodzice wreszcie będą mieli wpływ na szkołę.
(…)
Wybrałaby Pani ten zawód jeszcze raz?
– Nadal lubię swoją pracę i chcę wykonywać ten zawód. Gdybym jednak wiedziała, z czym się on wiąże i jak będą wyglądały moje stałe zarobki, gdybym wiedziała, że będę się głowić, jak przetrwać do pierwszego po opłaceniu raty kredytu hipotecznego, to na pewno zaczęłabym się zastanawiać.
Oczywiście mam takie myśli, że jak nic nie drgnie, to może poszukam czegoś innego. Tylko że nie chcę. Upokarzające jest to, że po tylu latach studiów, dokształcania się stoję w miejscu i nie mam możliwości życia na jakim takim poziomie.
Czy nauczyciel to jest jeszcze zawód dla młodych ludzi?
– Mam nadzieję, że tak, ponieważ młodzi wnoszą powiew świeżości do szkoły. Mają w sobie optymizm i wiele spontaniczności, która z biegiem czasu, niestety, znika. Moje starsze koleżanki ciągle powtarzają: „Słuchaj, Aniu, ty jesteś młoda, ty jeszcze masz czas na zmianę zawodu”.
Co Pani odpowiada?
– Zawsze to samo: „Mam nadzieję, że nie będę musiała niczego zmieniać”.
Dziękuję za rozmowę.
Przedstawiamy fragmenty wywiadu opublikowanego w GN nr 45 z 9 listopada br. Całość w wydaniu drukowanym i elektronicznym – https://e.glos.pl
Fot. Archiwum prywatne
Elwira Zabłocka: Pracuję niemal na półtora etatu, bo nie ma nauczycieli. Mam dziewięć fakultetów
Marta Nazimek-Kolano: Młodzi nauczyciele odchodzą po dwóch – trzech tygodniach pracy
Mirosław Kozik: Nasze postulaty sprowadzono do słów – „znowu czegoś chcą”. A chcemy dobrej szkoły