Marcin Józefaciuk, nauczyciel i poseł na Sejm X kadencji: Zostanę w szkole jako wolontariusz. Tutaj jest moje serce

Kocham to, co robię. Nie wyobrażam sobie, że mógłbym nie zaglądać do szkoły. To ona jest motorem moich działań. Tutaj jest moje serce, tutaj jest moje życie, chociaż wiem, że jako poseł jestem w stanie pomóc większej liczbie uczniów. Z drugiej strony trzeba mieć kontakt ze szkołą, jeżeli chce się pracować na rzecz edukacji. Naprawdę chcę zrobić coś dobrego jako poseł, jako członek sejmowej komisji edukacji.

Z Marcinem Józefaciukiem, posłem na Sejm X kadencji (w momencie udzielania wywiadu nasz rozmówca był jeszcze posłem elektem – przyp. red.), dotychczas nauczycielem wieloprzedmiotowym, wicedyrektorem Zespołu Szkół Rzemiosła im. Jana Kilińskiego w Łodzi, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Uczniowie mieli zdecydować, czy przyjmie Pan mandat posła, to nietypowe podejście do sprawy. Jak głosowali?

– Miałem twardy orzech do zgryzienia, dlatego postanowiłem uczniów zapytać o zgodę. Na zwołane przeze mnie spotkanie w szkole przyszło ok. 300-400 uczniów. Nie spodziewałem się takich tłumów, bo to miała być rozmowa wyłącznie z samorządem uczniowskim. No i działo się.

Było mnóstwo emocji, ale zdecydowali, że skoro zdobyłem mandat, to mam iść pomagać ludziom. Warunek mieli jeden. Mam ich regularnie odwiedzać.

Jak wyglądało to głosowanie?

– Przez podniesienie ręki.

A skąd pomysł, żeby tak rozwiązać ten dylemat?

– W naszej szkole zawsze gremialnie rozwiązujemy sprawy. Tym razem też tak było. Uczniowie zawsze mnie pionizowali.

I wszyscy byli za tym, żeby Pan opuścił szkołę?

– Głosy sprzeciwu też były. Mówili: niech pan lepiej zostanie, ale potem jedna z uczennic rzuciła: „Nie po to głosowałam, żeby pan zaprzepaścił ten głos”. Aż się poryczałem, dzieciaki też się poryczały. Czuję, jak to zobowiązanie rośnie z każdym dniem.

Decyzja uczniów miała dla Pana kluczowe znaczenie?

– Dokładnie tak. Bez tego trudno by mi było podjąć decyzję.

Do czego Pana zobowiązali?

– Mam im zorganizować wycieczkę do Sejmu. Uczniowie z Ukrainy poprosili, żebym nadal prowadził z nimi tę jedną godzinę języka polskiego jako obcego. Wielu uczniów oczekuje też, że będę prowadził zajęcia dodatkowe dla uczniów słabszych i dla wybitnych.

To chyba nadal ma Pan problem?

– Tak, bo jako poseł nie mogę mieć umowy o pracę w szkole publicznej, dla której organem prowadzącym jest jednostka samorządu terytorialnego. Rezygnacja ze stanowiska wicedyrektora to jeszcze nie problem, ale nadal chcę mieć kontakt ze szkołą. Dlatego będę chciał pracować w szkole jako wolontariusz. Chodzi m.in. o zajęcia przygotowujące do matury.

Planuję też jeszcze jeden dzień poselski w tygodniu dla młodzieży i osób do 20 roku życia. Mam nadzieję, że dzięki temu nie stracę kontaktu z uczniami.

Wolontariat oznacza, że nie będzie Pan pobierał pensji nauczycielskiej?

– Nie będę.

Wybory 2023: W sejmowych ławach nie zabraknie nauczycieli oraz ich sojuszników. Czy edukacja będzie najważniejsza?

Nie jest Pan w stanie żyć bez szkoły?

– Kocham to, co robię. Nie wyobrażam sobie, że mógłbym nie zaglądać do szkoły. To ona jest motorem moich działań. Tutaj jest moje serce, tutaj jest moje życie, chociaż wiem, że jako poseł jestem w stanie pomóc większej liczbie uczniów. Z drugiej strony trzeba mieć kontakt ze szkołą, jeżeli chce się pracować na rzecz edukacji. Naprawdę chcę zrobić coś dobrego jako poseł, jako członek sejmowej komisji edukacji.

(…)

Przejrzałam zdjęcia, które Pan wrzucił na Facebooka. Na jednym z nich, w trakcie ultramaratonu, pozuje Pan z tabliczką z napisem „błotoodporność”. To wystarczy, żeby przetrwać w polityce?

– (śmiech) Mam nadzieję. Mam silny kręgosłup moralny, poza tym czuję na plecach wsparcie tych tysięcy osób, które na mnie zagłosowały. I ciągle odpowiadając na różne komentarze, powtarzam, że tylko razem będziemy w stanie coś zrobić. Ja jestem tylko głosem. Moje zdanie jest mniej ważne. Czy dam sobie radę? Myślę, że tak, inaczej bym nie próbował.

Ważniejsze będą dla Pana kwestie edukacyjne czy społeczne?

– Przede wszystkim idę tam dla edukacji. Będąc nauczycielem, przeszedłem przez wszystkie szczeble. Od nauczyciela i dyrektora do egzaminatora.

Widziano Pana nawet z mopem podczas awarii w szkolnej łazience…

– Jak mówiłem, edukacja to numer jeden, niezależnie od zadania, które muszę wypełnić. Sprawy społeczne, związki partnerskie, ciężka sytuacja osób z niepełnosprawnością oraz w kryzysie bezdomności to będą sprawy numer dwa. Ludzie jednak wybrali nauczyciela, żeby zajmował się edukacją.

Marcin Józefaciuk: Obiegnę księżyc dookoła. 60 km dziennie przez sześć miesięcy z okazji 600-lecia Łodzi

W edukacji jest mnóstwo problemów. Niskie płace, przeładowana podstawa programowa, braki kadrowe, niedofinansowanie – to zaledwie kilka z nich. Co konkretnie leży Panu na sercu?

– Na pewno będę domagał się jak najszybszych podwyżek dla nauczycieli. Odchudzenie podstawy programowej też jest koniecznością, dlatego będę patrzeć na ręce nowej pani minister lub nowemu panu ministrowi. Nie wszystko od razu trzeba przewracać do góry nogami. Edukacja nie potrzebuje kolejnego tąpnięcia.

Najpierw trzeba usiąść, zebrać wszystkie zapisy dotyczące prawa oświatowego, także te pochowane w różnych innych ustawach i rozporządzeniach, żeby to w końcu uporządkować. A mam przeczucie, że np. niektóre przepisy covidowe nadal są aktualne. Dyrektorzy muszą też wiedzieć czy mogą wpuszczać NGO na teren szkół.

Ma Pan sygnały, że nie wiedzą, czy mogą zapraszać organizacje społeczne?

– Po całym tym szaleństwie z lex Czarnek mogą mieć wrażenie, że gdzieś jakieś zakazy udało się wpisać. Mam tu na myśli inne akty prawne. Musimy ujednolicić przepisy edukacyjne, żeby zobaczyć, jaki system mamy. Straszenie kuratorami zrobiło wiele złego. System tak nie może działać, to byłoby okropne. Co do podstawy programowej, to powiem tylko, że mam nadzieję, iż do pracy nad zmianami zasiądą ludzie ze wszystkich kręgów reprezentujących różny punkt widzenia. Nie możemy zmieniać niczego na swoją modłę, bo staniemy się tacy sami jak PiS.

I marzę, aby ruszył panel obywatelski złożony z przedstawicieli różnych stron. Uczniów, nauczycieli, związków zawodowych, izb rzemieślniczych, pracodawców itd. Wszystkich tych, którzy mają cokolwiek wspólnego z edukacją. Trzeba zacząć dyskusje nad zmianami w systemie, które mogłyby się zadziać za kilka lat.

Chce Pan wdrażać własne pomysły?

Mam własną wizję, ale nie o to chodzi. Musimy wypracować coś ponadpartyjnego. Szkoła to miejsce, gdzie kształci się umiejętności przyszłości, gdzie są specjaliści, którzy ratują dziecko w potrzebie, ale szkoła jest też miejscem, które pobudza wiele pasji, pomaga uczniom w dokonywaniu wyborów. Nie wystarczy uczniom dać laptopy. A co z gniazdkami do ładowania tych urządzeń?

Marcin Józefaciuk, dyrektor szkoły, anglista: Sam kończę studia podyplomowe z fizyki. Nie było innego wyjścia

Nie odpowiedział mi Pan jeszcze wprost na pytanie, czy jest Pan błotoodporny?

Nikt nie jest w 100 proc. błotoodporny, ale na pewno mam twardy charakter – i jako ultramaratończyk, i nauczyciel, i gość, na którego zagłosowało prawie 9 tys. osób. Dostałem od ludzi mandat zaufania, ale też wiem, że cokolwiek zrobię, będzie obserwowane. Myślę, że miało dla nich znaczenie to, co robię.

Przekonał ich Pan do siebie tym, że jest nauczycielem?

Dokładnie tak. Niektórzy piszą do mnie, że poszli na wybory i zagłosowali na mnie, bo zrozumieli, że indywidualny głos ma znaczenie. Jeśli ich zawiodę, to więcej do urn nie pójdą.

Dziękuję za rozmowę.

Przedstawiamy fragmenty wywiadu opublikowanego w GN nr 44-45  z 1-8 listopada br.  Całość w wydaniu drukowanym i elektronicznym – https://e.glos.pl 

Fot. https://kawaisztuka.pl/

Nr 44-45/1-8 listopada 2023