Olena Pynzar: W pięć dni przejechałam przez pięć krajów, by dotrzeć do Polski. Dziś jestem nauczycielką w Warszawie

W pięć dni przejechałam 2 tys. km, żeby dojechać do Warszawy. Przejechałam przez pięć krajów. Oczywiście myślałam o krótszej drodze przez Lwów. Nie chciałam jednak ryzykować. Jechało wielu ludzi, po drodze bombardowania, a na granicy były straszne kolejki. Wybrałam dłuższą trasę. I jestem w Polsce. Mam pracę. Jestem szczęśliwa, że ją dostałam, bo z jednej strony, uczę, a z drugiej mam pieniądze na życie.

Z Oleną Pynzar, nauczycielką języka ukraińskiego i języka angielskiego w I Liceum Ogólnokształcącym im. Bolesława Limanowskiego w Warszawie, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Co było dla Pani największym zaskoczeniem, kiedy została Pani nauczycielem kontraktowym w polskiej szkole?

Polska szkoła i ukraińska się różnią. W Ukrainie pracowałam w szkole niecałe cztery lata. Mam 26 lat. Uczyłam dzieci od najmłodszych do najstarszych klas, od siedmiolatków do 17-latków. Byłam nauczycielką angielskiego, ukraińskiego i polskiego. Tutaj jest inaczej pod wieloma względami. Ludzie są bardzo otwarci, nauczyciele pomagają sobie w potrzebie. Szkoła też pracuje inaczej. W kontaktach z rodzicami wykorzystuje się nowoczesne technologie i programy, jak m.in. librus, podczas gdy w Ukrainie mamy tylko dzienniki lekcyjne. Wszystko robimy pisemnie. W Polsce wszystko jest w komputerze. W Ukrainie nie mieliśmy w każdej klasie komputera i drukarki, raczej jedna lub dwie drukarki na szkołę.

Bardzo mi się podoba polska szkoła. I mimo ciężkiej sytuacji codziennie, jak wstaję rano, to czuję, że chcę iść do pracy. Chcę pracować z dziećmi. Bardzo polubiłam swoją pracę w Polsce.

Jak to się stało, że została Pani nauczycielką w Polsce?

Jak tylko przyjechałam do Warszawy, od razu pomyślałam, że przy tylu dzieciach z Ukrainy na pewno brakuje nauczycieli w szkołach, zwłaszcza takich nauczycieli, którzy znają języki ukraiński i polski. Uznałam, że szybko coś muszę zrobić, że muszę pomóc. Nie wiedziałam jednak, jak się do tego zabrać. Najpierw pomyślałam, że wyślę swoje CV do szkół w Warszawie. Szybko jednak zrozumiałam, że lepiej pójść do wydziału edukacji Urzędu Miasta. Adres znalazłam w internecie. Nie czekałam, pojechałam od razu. Tam dostałam informacje, gdzie potrzebują nauczycieli. Przyjechałam do pierwszej ze szkół, tej, w której teraz pracuję. Od razu dostałam pracę.

Kiedy to było?

Wszystko działo się bardzo szybko. W Polsce jestem od 7 marca br., a już od 10 marca pracuję w liceum wraz z trzema innymi nauczycielkami z Ukrainy. Dwie zostały pomocami nauczyciela, a ja oraz inna młoda kobieta nauczycielami kontraktowymi. Uczymy w dwóch klasach przygotowawczych. W każdej jest po 25 ukraińskich uczniów.

Już po trzech dniach miała Pani pracę. Gratuluję.

Sama jestem zaskoczona, że tak szybko się odnalazłam w nowym miejscu. Z Ukrainy wyruszyłam parę dni po tym, jak zaczęła się wojna. Jak zaczęły spadać bomby na miasto, gdzie mieszkałam, wsiadłam w samochód i pojechałam najpierw do Mołdawii do cioci. Tam jednak też było niebezpiecznie. Dlatego ruszyłam do Rumunii, potem na Słowację i na Węgry. Po drodze pomyślałam, że z językiem angielskim i znajomością języka polskiego w Polsce łatwiej będzie mi znaleźć i pracę i mieszkanie.

(…)

Jakich przedmiotów Pani uczy?

Uczę języka ukraińskiego i języka angielskiego. Ostatnio prowadziłam lekcje o Czarnobylu. Od 1986 r. minęło niemal 40 lat. Na lekcji języka ukraińskiego prezentowałam film o tym wydarzeniu, żeby dzieci znały historię tego miejsca. Sprawa Czarnobyla zresztą powraca. Po tym jak Rosjanie weszli w tzw. czerwony las, pojawiły się stamtąd bardzo dziwne i niepokojące doniesienia.

Oglądamy też Buczę i Irpień. Wstrząsające.

Straszne informacje… Myślę, że to nie jest wszystko, co zostało i zostanie odkryte. Boimy się, że jest dużo więcej takich miast jak Bucza. Teraz niebezpiecznie jest już w całej Ukrainie. Lepiej o tym nie myśleć, chociaż uczniowie czasami różne tematy wywołują na przerwach i na lekcjach też. Staramy się jednak, żeby dzieci choć na chwilę zapomniały o wojnie. Lekcje zwykle zaczynam od jakiejś pozytywnej informacji. Mówię np., że żołnierze skutecznie walczą, że odbijają inne miasta, że będzie dobrze i zwyciężymy.

Wspólnie rozmawiamy też o tym, że prędzej czy później wrócimy do Ukrainy i nasze życie się ułoży. Od nowa. Mówimy o tym sobie chyba po 10 razy każdego dnia. To pomaga nam przetrwać. Dodaje otuchy.

Pod względem psychologicznym to jest trudny czas. Musimy się nawzajem pocieszać, bo nie wszystkie dzieci są w Polsce z matkami, wiele z nich jest tylko z rodzeństwem. Niektóre nie mają jeszcze nawet swojego kąta, mieszkają w różnych miejscach. Trudno sobie wyobrazić, w jakiej są sytuacji. Jak się czują.

Czy region, skąd Pani pochodzi, jest pod stałym ostrzałem?

Jest pod ostrzałem od początku wojny. Jestem z Humania, miasta położonego między Kijowem a Odessą. W naszym mieście jest park zbudowany przez hrabiego Potockiego. Wielu Polaków nas odwiedzało. Kiedy zaczęła się wojna, okolice Humania zostały zbombardowane już 24 lutego, bo niedaleko był skład militariów. W czasie tego ostrzału dwoje ludzi zginęło. Humań leży ok. 280 km od Odessy i ok. 200 km od Kijowa, a ja mieszkałam tam sama.

W którym momencie zdecydowała się Pani opuścić Ukrainę?

Pojechałam do rodziców i przez trzy dni rozmawialiśmy. Bałam się tego wszystkiego, nie wiedziałam, co robić. Tata powiedział, że powinnam wyjechać. Ale zwlekałam, nie chciałam zostawić rodziców. Martwiłam się. Nagle tata wyrzucił mi wszystkie rzeczy z domu i powiedział: „Jedź gdzieś, żebym cię tutaj jutro nie widział, to wszystko szybko się nie skończy”. Mam samochód.

W pięć dni przejechałam 2 tys. km, żeby dojechać do Warszawy. Przejechałam przez pięć krajów. Oczywiście myślałam o krótszej drodze przez Lwów. Nie chciałam jednak ryzykować. Jechało wielu ludzi, po drodze bombardowania, a na granicy były straszne kolejki.

Moi uczniowie, którzy przechodzili przez polsko-ukraińską granicę, ciągle o tym wspominają. Ja wybrałam dłuższą trasę. I jestem w Polsce. Mam pracę. Jestem szczęśliwa, że ją dostałam, bo z jednej strony, uczę, a z drugiej mam pieniądze na życie.

Jak została Pani nauczycielką w Ukrainie?

Skończyłam filologię ukraińską i angielską. Zrobiłam kursy z języka polskiego, mam też uprawnienia do pomocy dzieciom niepełnosprawnym. W Ukrainie, oprócz tego, że uczyłam niecałe cztery lata w szkole, każdego lata jeździłam na obozy letnie jako wychowawca.  Ale i tak nie przypuszczałam, że w Polsce znajdę pracę w zawodzie. Nie wiem, czy to Bóg mi pomógł, czy mam talent do szukania pracy. Pan dyrektor już ocenił moją pracę. W Ukrainie nie miałam takiej wizytacji, w Polsce już tak. Jestem szczęśliwa, że uczniowie też są zadowoleni.

Skoro prowadzi Pani lekcje ukraińskiego, to kontynuuje Pani program realizowany w Ukrainie?

Staram się kontynuować ukraiński program, ale mam jeden problem. Młodzież, którą mam w klasach, jest w różnym wieku, od 13 do 17 lat. Są na różnych poziomach nauczania języka ukraińskiego. Z angielskim jest łatwiej, bo jak mamy jakiś temat, np. sport, jedzenie, dom, zdrowie, to każdy odpowiada z poziomu, jakiego się nauczył. Z ukraińskim to co innego, tu w grę wchodzi również literatura. Jeśli chodzi o podręczniki, to jakoś sobie radzimy, bo mamy dostęp do podręczników w wersji elektronicznej. Ściągamy je z internetu.

(…)

Bardzo ładnie mówi Pani po polsku. Szybko się Pani uczy.

Dziękuję bardzo. Cztery lata temu pomieszkiwałam w Krakowie przez pół roku. Myślałam, że zostanę, ale wróciłam do Ukrainy. Moje serce jest z moją ojczyzną. Podczas pobytu w Polsce zaliczyłam kilka kursów języka polskiego. Obecnie nadal się uczę języka. Oglądam każdego dnia filmy. Rozmawiam z ludźmi, jak idę do sklepu, a współlokatorów proszę, żeby mówili do mnie po polsku. Inaczej się nie nauczę.

Dziękuję za rozmowę.

Przedstawiamy fragmenty wywiadu opublikowanego w GN nr 15-16 z 13-20 kwietnia br. Całość w wydaniu drukowanym i elektronicznym – https://e.glos.pl 

Fot. Archiwum prywatne

Zapraszamy do głosowania w naszej ankiecie:

Czy uczniowie - uchodźcy wojenni z Ukrainy powinni zostać zwolnieni z obowiązkowego egzaminu ósmoklasisty?

Zobacz wyniki

Loading ... Loading ...

nr 15-16/13-20 kwietnia 2022

Iwanna Pryimak: Nawet nie marzyłam, że będę w Polsce nauczycielką

Andrzej J. Wyrozembski, dyrektor I LO w Warszawie, apeluje do władz: Proszę, zaufajcie szkole