Szkoła w czasie wojny – nauka bez prądu i internetu. Ludmiła Rado: Postanowiliśmy wytrwać. To jest nasza misja

Postanowiliśmy wytrwać. To jest nasza misja. Organizujemy nie tylko lekcje. Olimpiady i konkursy przedmiotowe też przyciągają nasze dzieci. Chętnych nie brakuje, więc robimy, co tylko się da, żeby mogły brać w nich udział. Teraz w okresie świątecznym będzie trochę więcej czasu na zabawę i śpiew. Dzieci planują jasełka i mikołajki. Staramy się zachować tradycje i zwyczaje. Nasze wartości społeczne.

Z Ludmiłą Rado, nauczycielką języka ukraińskiego i literatury w szkole w Obwodzie Tarnopolskim (Ukraina), rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Kiedy godzinę temu próbowałam się z Panią połączyć, usłyszałam tylko „biegnę, bo alarm włączyli”. Co się działo, jak wygląda sytuacja w tej chwili?

– Okazało się, że poderwały się tylko nasze samoloty bojowe. Potem sprawdzaliśmy na stronie internetowej, co się dzieje, ale nie było alarmujących informacji. Nic o tym, żeby nadlatywały kolejne pociski i rakiety. Bombardowania na szczęście żadnego nie było. Schowaliśmy się z uczniami, bo nie wiedzieliśmy, co będzie dalej. Dlatego nie mogłam zbyt wiele mówić.

Jak często musicie z uczniami szukać schronienia?

– Po tym ostatnim tragicznym w skutkach zbombardowaniu Tarnopola (do którego doszło w nocy z 18 na 19 listopada – red.) było bardzo dużo ofiar. 34 osoby zginęły, w tym sześcioro dzieci. Rannych jest ponad 90 osób. Jeden blok całkowicie został wypalony i zniszczony. Tam ludzie żywcem zginęli w ogniu. Z drugiego bloku też niewiele zostało. Po tym jak trafiła w niego rakieta, kompletnie się rozleciał. Od trzeciego do dziewiątego piętra poskładał się jak domek z kart.

Po tym wszystkim przez kilka dni było cicho, aż do tej chwili, kiedy wybiegliśmy z klas z dziećmi na początku czwartej lekcji. Najgorzej jest w nocy. Za dnia tych alarmów było dotychczas mniej. Ale często nie ma prądu. Nawet przez 16-19 godzin.

Jak uczycie w szkole bez prądu?

– Normalnie. Internet i oświetlenie nie są do tego niezbędne. Wystarczy kreda i tablica, żeby nasze dzieci uczyć. Nauczyliśmy się korzystać z tego, co mamy. Jesteśmy na tyle przyzwyczajeni do wojny i alarmów przeciwrakietowych, że już nawet tego nie zauważamy. Nauczyliśmy się odróżniać nadlatujące drony wroga od pocisków i rakiet. Całą balistykę mamy w jednym palcu.

Jesteście w stanie gołym okiem ocenić, co nadlatuje?

– Tak! Prędkość, szum i dźwięki, jakie wydają te obiekty latające, w zupełności wystarczą, żeby wiedzieć, co to jest. Nauczyliśmy się nawet odróżniać rodzaje eksplozji. Wiemy, kiedy słyszymy rakietę, a kiedy obronę przeciwlotniczą. Wiemy, kiedy rakieta trafiła, a kiedy nie. A uczniowie to nawet bezbłędnie potrafią wskazać typ rakiety lub innego pocisku. Wszystko potrafią rozpoznać.

Pani słowa świadczą o tym, że przyzwyczailiście się do wojny.

– Właśnie to chciałam powiedzieć. Nigdy nie myślałam, że kiedykolwiek powiem, że jesteśmy przyzwyczajeni do bombardowania, tak jak nie myślałam, że jako nauczycielka powiem, że to normalność, że musimy z uczniami wybiegać z klasy po alarmie przeciwrakietowym. Bo ja nigdy nawet nie myślałam, że będę uczyć w czasie wojny. To brzmi strasznie, ale tak wygląda nasze życie.

Pozytywnych momentów jest chyba niewiele?

– Ależ są, głównie w szkole, kiedy z koleżankami w gronie pedagogicznym śmiejemy się: „A to ty masz prąd? Możesz jeszcze kartkówki posprawdzać w domu”.

Ogromna fala dezinformacji przeciwko Ukrainie w Europie. Potrzebne są międzynarodowe działania na rzecz walki z tym zjawiskiem

Lekcje odbywają się tylko w szkole?

– Na zdalnym w tym roku jeszcze nie pracowałyśmy. Codziennie, jak zwykle, wychodzimy do szkoły. Kiedy pojawia się alert chowamy się z uczniami. Teraz mamy dostęp do miejsca dość dobrze wyposażonego. Jest w nim telewizor. Włączamy dzieciom jakieś filmy albo muzykę. Bombardują czy nie, one bawią się świetnie. Musimy tak robić, żebyśmy wszyscy to wytrzymali, żeby psychika nam nie wysiadła na dobre.

Widzi Pani szanse na zakończenie tej wojny?

– Nieustannie śledzimy wiadomości i widzimy, że na razie sytuacja nie poprawia się na tyle, żeby można było powiedzieć, że to się wkrótce skończy. Na froncie jest strasznie ciężko, tracimy dużo ludzi. Nasza szkoła straciła wielu absolwentów. Wielu z nich poległo na froncie.

Wśród nich są Pani uczniowie?

– Bardzo młodzi ludzie, którzy jeszcze sześć lat temu w ławce siedzieli. Oni byli naszymi uczniami. Kiedy człowiek słyszy, jak ginie ktoś w jego wieku, że miał 50 i więcej lat, to jest płacz, ale kiedy ginie młody chłopak w wieku 21-23 lat to serce się kraje, bo giną nam młode pokolenia. Nasza przyszłość.

Czcimy ich. Każda szkoła w Ukrainie ma tablicę pamięci, na której wiszą zdjęcia absolwentów, którzy zginęli na tej strasznej wojnie. Sama nawet nie wiem, jak o tym mówić, bo z każdym dniem staje się to coraz trudniejsze.

Czy w tej sytuacji można normalnie uczyć, realizować program szkolny?

– Oczywiście, że tak. Postanowiliśmy wytrwać. To jest nasza misja. Organizujemy nie tylko lekcje. Olimpiady i konkursy przedmiotowe też przyciągają nasze dzieci. Chętnych nie brakuje, więc robimy, co tylko się da, żeby mogły brać w nich udział. Teraz w okresie świątecznym będzie trochę więcej czasu na zabawę i śpiew. Dzieci planują jasełka i mikołajki. Staramy się zachować tradycje i zwyczaje. Nasze wartości społeczne.

Rosja wciąż porywa ukraińskie dzieci. Międzynarodowa koalicja wzywa do ich natychmiastowego uwolnienia

Mimo wojny udaje się utrzymać świąteczną atmosferę?

– Raczej tylko w naszych sercach. Nie ma choinki w centrum miasta światełek ani bombek. Jarmarki oczywiście też zniknęły. Mamy w Tarnopolu żałobę. Dużo osób zginęło w ostatnim nalocie rakietowym, a nie wszystkich udało się dotychczas w gruzach odnaleźć. Służby oczyszczają zwały betonowe, szukają w ruinach szczątków ludzkich. Nie ma co świecić lampek. Giną żołnierze i cywile.

Giną dzieci. W ostatnim nalocie zginęła siedmioletnia Amelia, dziewczynka obywatelstwa polskiego. Razem ze swoją mamą. Tutaj w Tarnopolu chodziła do szkoły. Wielu ludzi zamieszkało w naszym mieście, bo wydawało się, że jest bezpieczniej. Mamy blisko do granicy z Polską, a do Rosji daleko. Niestety, rosyjskie rakiety są coraz bliżej Polski.

I chce Pani powiedzieć, że lekcje się nie zmieniły?

– Są zwyczajne jak dawniej, bo musimy być silni. Robimy tematy, dzieci odrabiają lekcje, czytamy te same lektury jak dawniej, choć widzimy pewne nowe trendy. Uczniowie uwielbiają fantasy, a starsi chłopcy zaczytują się w książkach historycznych, opowieściach o losach Ukrainy, m.in. z XVII w. Dużo się teraz sięga do naszych historycznych korzeni, bo za dużo jest w internecie fejków, które podważają naszą państwowość. Dlatego teraz dzieci wracają do historii, mocniej interesują się kulturą naszego kraju.

Demonstrują to również ubiorem. Chętniej wkładają na różne okazje nasze charakterystyczne haftowane koszule. Dziewczęta przychodzą w haftowanych sukienkach do szkoły. Nawiązywanie do tradycji stało się bardzo ważne. Jak kiedyś wszyscy pragnęli do Europy, tak teraz wszyscy sięgają do historii i dziejów swoich pradziadków.

(…)

UNICEF: 4,6 miliona ukraińskich dzieci ma utrudniony dostęp do edukacji

Usiądziecie przy świątecznym stole?

– Na pewno tak. Nasze dzieci tego chcą. Ugotuję coś i upiekę. Ale jak rozmawiam z koleżankami, to słyszę, że w wielu domach od początku wojny nie stawiają nawet choinki. Wszędzie jest szaro i ponuro. Miasto obwieszone jest tablicami z nazwiskami i zdjęciami naszych żołnierzy, którzy nie wrócili i już nigdy nie wrócą. Tam, gdzie kiedyś był jarmark świąteczny, teraz jest aleja zdjęć zabitych.

Jest w Was strach?

– Nie. Każdy stara się żyć jak najlepiej. Czasem, kiedy idę ulicą, widzę, jak dzieci się bawią i biegają. Życie toczy się dalej. Ale da się poznać, które z nich ma ojca na froncie.

Po czym Pani to poznaje?

– Po oczach. Dlatego w szkole próbujemy jakoś temu zaradzić. Robimy paczki dla ojców naszych uczniów i wysyłamy je na front.

Co jest w tych paczkach?

– Listy i rysunki namalowane przez dzieci ozdobione serduszkami i podziękowaniami za to, że my tutaj możemy spać w swoich łóżkach. Do paczek wrzucane są cukierki, wafelki i herbatniki, żeby mieli coś słodkiego.

Dziękuję za rozmowę.

Przedstawiamy obszerne fragmenty wywiadu opublikowanego w Głosie Nauczycielskim nr 49-50 z 3-10 grudnia 2025 r.
Całość dostępna w wydaniu drukowanym i elektronicznym (e.glos.pl). Polecamy!
Fot. Archiwum prywatne i IStock (zdjęcie główne – ilustracyjne)

Sejm potępił uprowadzenia ukraińskich dzieci w celu nielegalnej adopcji i rusyfikacji. Posłowie przyjęli specjalną uchwałę

Pomoc ZNP i AFT dla oświaty we Lwowie. Dorota Obidniak: Jesteśmy pod wrażeniem determinacji ukraińskich nauczycieli

UNICEF: Wojna w Ukrainie spycha miliony dzieci na skraj przepaści

24 lutego 2022 r. Rosja zaatakowała Ukrainę. Wojna pochłonęła niezliczone ofiary