PIKIETA 1 WRZEŚNIA. Urszula Woźniak: Nauczycielska rodzina pod kreską to wstyd dla ministerstwa i dla rządu

Nigdy aż tak źle nie było i chyba nigdy nie myśleliśmy, że tak może być. Wciąż musimy tłumaczyć oczywistości i odkłamywać nieprawdziwe dane, kiedy po tej drugiej stronie są interlokutorzy, który ciągle posługują się prymitywnymi manipulacjami.

Na zdjęciu: Urszula Woźniak przed gmachem Ministerstwa Edukacji i Nauki. Fot. Archiwum prywatne

Z Urszulą Woźniak, członkinią Zarządu Głównego ZNP, wiceprezes Okręgu Mazowieckiego ZNP, prezes Oddziału Warszawa-Ursynów, Wilanów, Mokotów, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Nowy rok szkolny zaczyna się pikietą ZNP przed gmachem MEiN. Z jakich powodów trzeba przyjść na pikietę?

Jest tysiąc powodów, żeby dać wyraz naszej niezgody na to, co się dzieje w edukacji. Każdy ma swój powód, może ma nawet ileś tych powodów i każdy może z dlatego przyjść na pikietę 1 września. To, że w edukacji jest źle, wiedzą już chyba wszyscy poza ministrem Czarnkiem i mam wrażenie, że nikt go już nie przekona, że czarne jest czarne, a białe jest białe. Bo on ma swoje zdanie na ten temat, czym podnosi ciśnienie wszystkim nauczycielom.Według niego nauczyciele nie rozumieją rzeczywistości, są od niej oderwani. Minister i MEiN wiedzą lepiej i dają temu wyraz, reagując bardzo ekspansywnie na każdy nasz ruch, każdą informację, każde głoszone przez nasze środowisko zamierzenie.

Władza wrzuca różne dane, pojawiają się sławetne już grafiki, które mają pokazywać, że jest dobrze i pięknie, a my we wszystkim się mylimy.

Przez media przewijają się też różnorodne cytaty. „Pieniędzy jest tyle, że nigdy ich oświata tyle nie widziała” –to jeden z nich.

– To negowanie dotyczy niemal wszystkiego. Liczby rekordowych wakatów, tego ile rzeczywiście kosztuje edukacja w Polsce, warunków pracy. Nie tak dawno słyszałam wywiad radiowy, w którym minister mówił, jak to się polepszyły warunki życia w takiej przykładowej czteroosobowej rodzinie za rządów PiS. Powiedział, że jest teraz lepiej, bo w 2015 r. mieli do dyspozycji 3,5 tys. zł, a teraz ponad 8,4 tys. zł, co stanowi 140-procentowy wzrost. Ale spójrzmy na to teraz od strony też przykładowego, ale małżeństwa nauczycieli. Młodzi, wykształceni, kilka lat w zawodzie, oboje są nauczycielami mianowanymi, mają dwoje dzieci.

Ich pensja, wliczając w to 500 plus, w tym samym czasie wzrosła o 46 proc., podczas gdy minimalne wynagrodzenie w kraju poszło w górę o 105 proc. To wstyd dla ministerstwa i wstyd dla rządu.

Co jest najważniejsze, o czym powinno się dowiedzieć społeczeństwo?

Najpilniejszą i bezdyskusyjną sprawą jest podniesienie wynagrodzeń nauczycielskich. Nauczyciel nie może tak zarabiać. Początkujący dostaje zaledwie 90 zł więcej, niż wynosi płaca minimalna, a mianowany tylko o 290 zł więcej. Jeśli ktoś uzna, że nauczycielowi dyplomowanemu nie jest tak źle, to dodam, że od 1 stycznia 2024 r. minimalna pensja w kraju wyniesie 4242 zł, a już w lipcu – 4300 zł, podczas gdy podwyżki przewidziane dla nauczycieli w 2024 r. to, według informacji przekazanej Radzie Dialogu Społecznego, jedynie 6,6 proc. Z projektu ustawy budżetowej na 2024 r., przyjętej przez rząd na kilka dni przed nowym rokiem szkolnym, wynika, że podwyższenie wynagrodzenia o taki wskaźnik nie zapewni nauczycielom godnego wynagrodzenia za pracę, dlatego zdecydowano się na podwyższenie tego wskaźnika do 12,3 proc.

To coś zmienia?

– Skądże, to nic nie da. Wynagrodzenia nauczycieli, w szczególności początkującego i mianowanego, nadal będą oscylowały wokół minimalnej płacy krajowej. Czy trzeba tłumaczyć, że taka sytuacja generuje braki kadrowe?

Rządzący tego nie widzą. Może to jest taka taktyka na przeczekanie?

MEiN udaje, że nie wie. Przecież taki stan mamy już od dłuższego czasu. Tego nie da się przeczekać. Takie założenie tylko pogrąża szkoły, które tracą kadry, ale też uczniów na rzecz szkolnictwa niepublicznego. Ich liczba w szkołach niepublicznych się podwoiła. Kiedy rodziców z dużych miast pytam, dlaczego tak się dzieje, dlaczego wolą płacić za edukację swoich dzieci, oni odpowiadają, że nie mają wyjścia, bo w szkołach publicznych wiele lekcji wypada. Można sobie kpić z tego, że brakuje „zaledwie” 2 proc. nauczycieli, dlatego proponuję, żeby przeliczyć te 2 proc. na liczbę lekcji, których nie będzie.

Zastępstwami też się wszystkiego nie załatwi, bo nie każdy nauczyciel jest matematykiem, polonistą czy chemikiem. Ręce opadają.

(…)

Pamięta Pani równie trudny okres w edukacji, w zawodzie po 1989 r.?

Zdecydowanie nie. Pamiętam doskonale i moją pracę jako nauczyciela, i lata zaangażowania jako działacza związkowego. Wiele się działo i nieraz się śmialiśmy, że ciągle każą nam zaciskać pasa, a tu dziurek w pasku już od dawna brakuje. Nigdy aż tak źle nie było i chyba nigdy nie myśleliśmy, że tak może być. Wciąż musimy tłumaczyć oczywistości i odkłamywać nieprawdziwe dane, kiedy po tej drugiej stronie są interlokutorzy, który ciągle posługują się prymitywnymi manipulacjami. Oczywiście, że liczymy na poparcie społeczne, bo nie zawiedliśmy się nigdy.

Dziękuję za rozmowę.

***

Przedstawiamy fragmenty wywiadu opublikowanego w GN nr 35 z 30 sierpnia br. Całość w wydaniu drukowanym i elektronicznym – https://e.glos.pl 

Nr 35/30 sierpnia 2023

Ankieta Głosu. Rozpacz, zmęczenie, wypalenie, niepokój… Trudno o optymizm w nowym roku szkolnym! Ostateczne wyniki głosowania

Błażej Mądrzycki zaprasza na pikietę 1 września. “My bronimy edukacji”

Idziemy na pikietę. Arkadiusz Boroń, prezes Okręgu Małopolskiego ZNP: Kwestia naszej godności

Mirosław Kozik: Trzeba wywierać presję, inaczej rządowy walec rozjechałby nas już dawno

Materiał ZNP. Zapraszamy na pikietę 1 września. MAMY DOŚĆ złych reform i ich skutków!