Wiele jeszcze przed nami. Mirosław Barć, nauczyciel informatyki: Musimy mieć czas na oswojenie się ze zmianami

Rozmowa o roli nauczyciela, kim ma być, jak zachęcić młodych, żeby do zawodu przyszli, jest kluczowym tematem. Dobrze byłoby, żeby w końcu pojawiły się zmiany, których nie trzeba będzie wciąż poprawiać. My potrzebujemy spokoju i autonomii nauczycielskiej.

Z Mirosławem Barciem, nauczycielem informatyki w Szkole Podstawowej im. św. Jana Pawła II w Radziszowie, ambasadorem oddolnego ruchu Wiosna Edukacji, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Program „Laptop dla ucznia”, który jeszcze w trakcie ubiegłorocznej kampanii wyborczej okrzyknięty został „przedwyborczym fajerwerkiem” rządu PiS, nie będzie kontynuowany w dotychczasowej formule. Jak zapowiada obecny rząd, program ma powrócić „po uzdrowieniu”. Co po kilku miesiącach może Pan powiedzieć o przydatności rozdanego sprzętu przez poprzednią ekipę rządową?

– Nie widzę wielkiego wpływu na to, co się dzieje w szkole. Myślę, że bardzo mało szkół zdecydowało się, żeby je wykorzystywać na co dzień. Laptopy są w domach uczniów. Co jest zrozumiałe, bo kto weźmie odpowiedzialność za sprzęt, który dziecko przyniesie z domu do szkoły? Wiadomo, co dzieje się z plecakami na przerwach, w szatniach czy w drodze do szkoły.

A co z umiejętnościami cyfrowymi obdarowanych uczniów?

– Szczerze powiedziawszy, nie stwierdziłem znaczącej poprawy umiejętności czwartoklasistów.

Czyli program wymaga weryfikacji?

– Na to wygląda. Z perspektywy nauczyciela informatyki cała ta sytuacja to jest jakieś kuriozum. Dzieciom rozdawano sprzęt do domów, podczas gdy w pracowniach jest stary sprzęt. O wiele bardziej taki program przydałby się szkołom. Powiem nawet, że gdyby rozpisano go dla szkół, to kosztowałby znacznie mniej. Miałby też realne przełożenie na kształcenie umiejętności cyfrowych uczniów.

Nie od dziś wiadomo, że wyposażenie szkolnych pracowni jest bolączką większości szkół. Od dawna walczymy z tym, że sprzętu po prostu dobrego nie mamy, bo jest bardzo stary albo poleasingowy.

Z jednej strony sprzęt szkolny szybko traci na wartości, z drugiej dzieciom rozdawano komputery, które nie wiadomo, jak wykorzystać.

„Laptop dla ucznia” – wielka klapa!!! Rząd PiS się nie popisał… Nowa ekipa chce ratować program. Szefowa MEN: „Żaden rocznik nie będzie poszkodowany”

Czy nauczyciel informatyki może zaproponować uczniom: „No dobrze, skoro dostaliście komputery, to przynieście je na lekcje”?

– Taka możliwość wydaje się dość oczywista, byłoby to bardzo logiczne, ale nie robimy tego z wielu powodów. Najważniejsze pytanie, na które trzeba byłoby sobie odpowiedzieć, to takie, kto weźmie odpowiedzialność za zniszczenie sprzętu, który do szkoły nie należy.

Kiedy wdrażano program, laptopy były rozdawane na terenie placówek edukacyjnych, ale tak naprawdę prosto do rąk dzieci i rodziców. Szkoły były tylko pośrednikami w tym programie. Zasadniczo te laptopy nie są nasze i my za nie nie odpowiadamy.

Czy w trakcie roku szkolnego rodzice przychodzili do szkoły, oczekując, że zajmie się Pan tym sprzętem, pomoże w obsłudze itd.?

– Owszem, przychodzili i mówili, że z ich laptopem jest coś nie tak, pytali, czy informatyk szkolny może im pomóc. Odpowiedź mogła być tylko jedna – naprawa lub serwisowanie absolutnie nie jest w gestii szkoły. Wiem, że takie sytuacje miało wielu nauczycieli w różnych szkołach w kraju.

Ktoś uległ prośbom rodziców?

– U nas w szkole był jeden taki przypadek. Choć nie był to mój obowiązek, to pomogłem, kiedy zauważyłem, że dostawca nie za bardzo chce pomóc. Niestety, nie określono, kto powinien się zajmować tym sprzętem, gdy laptop wymagał dostosowania do potrzeb ucznia. Na pewno nie tak powinno być. My jesteśmy nauczycielami informatyki, nie ludźmi, którzy zajmują się naprawą sprzętu.

Laptop z rządowego programu w lombardzie

Czy po takich doświadczeniach jest Pan przekonany co do tego, że laptop trafił w ręce czwartoklasistów w celach wyłącznie edukacyjnych?

– Jeżeli przyjmiemy, że cel był głównie wyborczy i polityczny, to jest to z pewnością bezsensowne wydawanie pieniędzy. Wydaje mi się, że tak właśnie, niestety, było. W tej chwili trudno jest wymyślić, jak te laptopy wykorzystywać w edukacji. Od uczniów wiemy, że były problemy nawet z instalacją gier. Do tego część dzieci powtarzała, że w domach mają lepsze komputery. Rodzice, którzy z kolei zwracają większą uwagę na higienę cyfrową, skarżyli się na ten pomysł i chowali laptopy. Większy sens miałoby rozdanie sprzętu dzieciom z rodzin, których nie stać na taki zakup. My w szkołach przecież mamy rozeznanie, kto i jakie ma potrzeby. Uniknęlibyśmy przez to pytań uczniów starszych klas, którzy chcą wiedzieć, dlaczego ich pominięto. W tym sensie zawieszenie tego programu wydaje się jedynym wyjściem.

Słyszeliśmy o kilkunastoletnich komputerach w szkolnych pracowniach. Czy coś się zmienia, czy stan sprzętu nieco się poprawia?

– Wszystko szybko się zużywa i dezaktualizuje. Nie zawsze mamy dostęp do nowych urządzeń. Każda szkoła musi sobie radzić we własnym zakresie. W naszej szkole dość często kupujemy sprzęt poleasingowy albo pozyskujemy w konkursach. Problemów jest sporo, bo nie zawsze jest na co wymienić zużyty komputer, który nie jest w stanie „uciągnąć” najnowszego oprogramowania.

Do tej pory nie było chyba jeszcze rozmów, żeby zapewnić szkołom wystandaryzowany sprzęt i oprogramowanie. Każda szkoła musi sama o to zadbać.

To jest błąd?

– Jeśli mamy mówić o wyrównaniu szans edukacyjnych, to w każdej szkole uczniowie powinni mieć przynajmniej zbliżone możliwości do nauki i zdobywania umiejętności. To, jak wyposażona jest pracownia informatyczna, to problem dyrektora, ewentualne organu prowadzącego. Nikogo ponadto. No, czasami nauczyciela. Jeżeli chodzi o kształcenie informatyczne, to konieczne są zmiany. My w szkole mamy administratora, który zajmuje się sprzętem. Niestety, w wielu szkołach robią to w ramach tygodnia pracy nauczyciele informatyki. Bez dodatkowego wynagrodzenia. Moim zdaniem to nie jest w porządku.

Nie wszyscy uczniowie dostaną laptop we wrześniu

Ogłoszenie fiaska programu laptopów zbiegło się z prekonsultacjami dotyczącymi podstawy programowej w szkole podstawowej i ponadpodstawowej. Nauczyciele mogli przesyłać swoje spostrzeżenia i uwagi dotyczące wszystkich przedmiotów. Jak Pan ocenia proponowane wykreślenia zagadnień, które znalazły się w załącznikach MEN?

– Spojrzałem na propozycje ekspertów dotyczące mojego przedmiotu i mogę powiedzieć, że są dość zgodne z tym, co myślę. W szkole podstawowej w dużej części znika algorytmika, która jest bardzo trudna dla ucznia podstawówki. Na tym etapie edukacyjnym nie ma jeszcze odpowiedniego poziomu myślenia logicznego. Co do usunięcia arkusza kalkulacyjnego w młodszych klasach, to również jestem na tak. Niech młodsze dzieci popracują bardziej twórczo.

Generalnie jest potrzeba zmiany. Nie wiem jednak, na ile reprezentuję środowisko informatyków, ale uważam, że informatyka powinna być przedmiotem pokazującym nowoczesne technologie i praktyczne możliwości ich wykorzystania.

Mnie bardzo zależy na tym, aby uczniowie mogli się wykazać kreatywnością. Z drugiej strony każdy z nas ma swoje poletko i inne doświadczenia, na trochę inne rzeczy zwraca uwagę. Podstawa programowa powinna dawać nam swobodę.

Od lat słyszę, jak nauczyciele informatyki powtarzają, że bardzo by chcieli zmienić podejście do tego przedmiotu. Informatyka jest niedoceniana?

– Potrzebujemy dużo bardziej holistycznego podejścia do nauczania. To, że wyróżniamy jakieś przedmioty jako ważniejsze lub mniej ważne, jest potężnym błędem. Informatyka, plastyka, muzyka to przedmioty niezwykle ważne. To dotyczy także WF. Te zajęcia są tak samo potrzebne jak matematyka czy język polski. Skoro jest szansa na zmiany, to chcę powiedzieć, że informatyka powinna być obecna wszędzie. (…)

(…)

Jak długo Pan jest nauczycielem?

– 24 lata, przez 15 lat byłem wicedyrektorem szkoły. Myślę, że wiele jeszcze przed nami. Bardzo martwię się o to, jak zostanie rozwiązany problem braku nauczycieli. Mam kontakty z nauczycielami w całej Polsce i wiem, że różnie to wygląda. Pracujemy na półtora etatu i więcej, coraz bardziej się starzejemy. Rozmowa o roli nauczyciela, kim ma być, jak zachęcić młodych, żeby do zawodu przyszli, jest kluczowym tematem. Dobrze byłoby, żeby w końcu pojawiły się zmiany, których nie trzeba będzie wciąż poprawiać. My potrzebujemy spokoju i autonomii nauczycielskiej.

Dziękuję za rozmowę.

Przedstawiamy fragmenty wywiadu opublikowanego w GN nr 8-9 z 21-28 lutego br.

Fot. Archiwum prywatne

Polecamy Głos Nauczycielski w wydaniu papierowym i elektronicznym!

Nr 8-9/21-28 lutego 2024