Marcin Dzierżawski, Belfer na zakręcie: Rozbiliśmy się o dużą politykę, o sprawy od nas niezależne

Pisanie reformy w zaciszu gabinetów jest oczywiście szczytnym celem, ale wszystko rozbije się o to, czy będą środki, żeby to wszystko sprawnie wdrażać. Do tego nadal nie wiemy, czy matura ma być kartą wstępu na uczelnie, czy podsumowaniem dotychczasowej pracy. Jak ją chcemy traktować, co chcielibyśmy w tym wyniku egzaminu dojrzałości odczytać. Statystyki są, ale co z tego, skoro nie wiemy, czego chcemy.

Z Marcinem Dzierżawskim, nauczycielem polonistą w XX Liceum Ogólnokształcącym w Gdańsku, znanym jako Belfer na zakręcie, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Za nami trzecia edycja egzaminu maturalnego w Formule 2023. Minęło dwa i pół roku, odkąd oprotestowaliście tę formułę w petycji polonistów i polonistek „o ludzki wymiar nowej matury z języka polskiego”.

– Było to wydarzenie, o którym pamiętają już tylko nieliczni. Głównie poloniści, bo mimo zmian w MEN i CKE ta formuła maturalna, z niewielkimi modyfikacjami nadal obowiązuje. Mam wrażenie, że nic z tej petycji nie zostało. Nadal jesteśmy w punkcie wyjścia.

Niedawno ministra edukacji ogłosiła, że nowa matura wejdzie w życie w 2031 r. Zupełnie nowa. To nie jest dobry prognostyk?

– To długa perspektywa. Wielu z nas może już nie pracować w szkołach.

Ale pamięta Pan, w jakich słowach apelowaliście o zmiany, „Murem za maturzystami (albo głową w mur)”. To już historia?

W latach 2022-2023 r. było ciężko się z czymkolwiek przebić. Za rządów PiS spotkaliśmy się z ogromną krytyką. W 2024 r. było już inaczej. Wydawało się, że to był dobry moment, żeby trafić z postulatami nie tylko do opinii publicznej. Chodziło przecież nie tylko o kwestię matury z języka polskiego czy sposobu jej oceniania, ale o dużo szerszy kontekst nauczania języka polskiego i sprawdzania wiedzy. Konstruowania egzaminów, tego, czemu i komu mają one służyć.

Był to moment, kiedy i ja trochę się łudziłem, że może coś się uda ruszyć. Zapału nam nie brakowało i takiej wiary, że ten nasz głos, głos polonistów, był mocno nagłaśniany i wspierany przez nauczycieli.

Tych ponad 37 tys. podpisów zebranych w 2023 r. jednak coś znaczyło?

Udało nam się z postulatami przebić do mediów, ale niewiele wywalczyliśmy. Centralna Komisja Edukacyjna zmieniła trochę kryteria oceniania wypracowań, przyznając nam w pewnym sensie rację, ale zrobiła to po cichu, nie nagłaśniając sprawy. Tylko tyle udało nam się wywalczyć.

System egzaminów jako taki pozostał bez zmian i tkwimy w nim nadal. Trzeba było się z tym pogodzić i kolejny rok przygotowywać młodzież do tego, co mamy. Okazało się, że nasze nadzieje były płonne, a poczucie sprawczości iluzoryczne.

Nowa lista lektur raczej dobrze przyjęta przez polonistów. „Uczniom i nauczycielom będzie choć trochę lżej” (komentarze)

Ta sprawczość przewija się w różnych dokumentach sygnowanych przez MEN i IBE przy okazji prac nad obecną reformą. Tylko sprawczy nauczyciel może nauczyć sprawczości młodzież. Może dojdzie do przełomu?

Jakoś tego nie odczuwamy. Dlatego przestałem śledzić trendy, nie zgłosiłem się do zespołu, który opracowuje nowe podstawy programowe do języka polskiego. Cokolwiek by się działo, stoję teraz na uboczu. Poprzednie lata intensywnego zaangażowania w petycje i pisania o różnych problemach edukacyjnych trochę mnie wyczerpały i fizycznie, i psychicznie. Minęło to poczucie, że mogę mieć wpływ na rzeczywistość, która nas otacza. Rozbiliśmy się o dużą politykę, o sprawy od nas niezależne.

W przypadku ubiegłorocznego manifestu „Grzeczni to już byliśmy” moje koleżanki polonistki i koledzy poloniści chcieli sensownej reformy, „uwolnienia” lektur i podstaw programowych dostosowanych do współczesnych czasów i pokoleń. Miniony rok szkolny i ten, który się kończy, były równie trudne jak poprzednie. Konfrontowanie się z tym wszystkim dało mi w kość. Teraz skupiam się na najbliższym podwórku, na tym, co najbliżej mnie. Pracy z uczniami, nowych projektach.

W sobotę odbyło się wysłuchanie publiczne dotyczące zmian w podstawie programowej z języka polskiego. Bez kierownictwa MEN

Występowaliście oddolnie, ale temat dotyczył wszystkich. Czy te postulaty  ostatnich lat nadal są aktualne?

Byliśmy grupą nauczycieli bardzo zwykłych, którzy nie pełnili żadnych funkcji samorządowych ani centralnych. Podeszliśmy do tematu uczciwie, ale nic z tego nie wyszło. Sprawa ucichła, co nie oznacza, że środowisko nie chce zmian. Każdy z nas ma swoje pomysły na edukację, ale generalnie chcemy jednego, korzystnych zmian na rzecz uczniów, także tych, którzy mają większe ambicje. Środowisko nauczycielskie mierzy się z tym wszystkim jak może, jednocześnie mając w zanadrzu gotowe pomysły na edukację.

(…)

Marcin Dzierżawski, Belfer na Zakręcie: Problem wypalenia zawodowego jest bagatelizowany. Wszystko stanęło na głowie

Nie będzie kolejnej akcji polonistów?

Nie sądzę. Już tyle większych i mniejszych reform udało nam się przetrwać, że chyba bez większego entuzjazmu i ekscytacji przyglądamy się kolejnym zapowiedziom. Pisanie reformy w zaciszu gabinetów jest oczywiście szczytnym celem, ale wszystko rozbije się o to, czy będą środki, żeby to wszystko sprawnie wdrażać. Do tego nadal nie wiemy, czy matura ma być kartą wstępu na uczelnie, czy podsumowaniem dotychczasowej pracy. Jak ją chcemy traktować, co chcielibyśmy w tym wyniku egzaminu dojrzałości odczytać. Statystyki są, ale co z tego, skoro nie wiemy, czego chcemy. Tak!

Sam egzamin maturalny powinien być zbieżny z pewną ideą zapowiadanej reformy, ale też ze zmianami pokoleniowymi. Pewne obserwacje od kilku lat są niezmienne.

Upada umiejętność posługiwania się poprawną polszczyzną, pisania dłuższego tekstu. Młodzież ma problemy z wyrażaniem emocji. Nawet angliści zwracają uwagę, że język staje się coraz bardziej potoczny i skrótowy, komunikatywny, środowiskowy, uliczny. Wiele rzeczy trzeba przemyśleć przy okazji planowania reformy.

Wojciech Rzehak, Ponury Polonista: Mam w sobie coś z buntownika antysystemowego

Mówi Pan to wszystko, tak jakby ten dialog był już niemożliwy.

Powstały zespoły przygotowujące reformę i jakaś płaszczyzna do współpracy została stworzona. Ale to zawsze będzie tylko jakaś bardzo wąska grupa ludzi. Trudno mówić, że jest ona reprezentatywna. Tworząc nową ideę edukacji, jakiś zarys profilu absolwenta, podstawy programowe, cele i założenia, zapomniano o takich rzeczach, które nas bezpośrednio dotykają. Nas, nauczycieli, ale też uczniów i rodziców.

Nawet tzw. godziny czarnkowe, które wymagały szybkiej i prostej interwencji, czekały ponad rok na jakiekolwiek decyzje. Byłem zdziwiony, jak dużo czasu zajęła rezygnacja z tego bezsensownego pomysłu.

Co jeszcze wymaga niezwłocznego uregulowania?

Wszystkie kwestie związane z tym, co może nauczyciel. Za co może zostać ukarany, czym obciążony. Powinienem być świadomy tego, co mi grozi, jeśli uczeń wyjdzie do toalety i w niej zemdleje. Ktoś teraz się uśmiechnie, pomyśli, że to jakieś żarty, ale ja jestem praktykiem i wiem, że nie mogę nastolatkowi zabronić wyjścia do łazienki. Prawna odpowiedzialność nauczyciela to nadal niedookreślony temat.

Ministerialne młyny wolno mielą.

Zbyt wolno.

(…)

Aneta Korycińska: Latami odbierano nam przyjemność z wykonywania zawodu

Jakie są perspektywy w tym zawodzie?

Martwię się o przyszłość, ale zostaję. My, nauczyciele, potrafimy sobie radzić w trudnych warunkach. Pytanie jak długo. Na szczęście mam wokół siebie ludzi, którzy lubią tę pracę i sprawia im przyjemność. Nie czuję przymusu zmiany. Tak, chyba zostanę. Przetrwałem tylu ministrów, kolejnych też dam radę, nawet jeśli za kilka lat pojawi się ktoś pokroju Bąkiewicza czy Brauna. Bo nie mamy żadnej pewności, co będzie działo się dalej.

Dziękuję za rozmowę.

Przedstawiamy skróconą wersję wywiadu opublikowanego w Głosie Nauczycielskim nr 31-32 z 30 lipca – 6 sierpnia 2025 r. (wydanie drukowane i elektroniczne).

Fot. Archiwum prywatne

Nr 31-32/30 lipca – 6 sierpnia 2025