Estońska minister edukacji: Uczymy się od innych państw i szukamy odpowiedzi na wyzwania


Z Mailis Reps, estońską minister edukacji i badań naukowych, rozmawia Ewelina Szeratics

Zacznę od złożenia na ręce Pani Minister gratulacji dla wszystkich Estończyków w związku z wynikami PISA 2018 – estońscy uczniowie zajęli pierwsze miejsce w Europie! Jak się Pani z tym czuje?

– Przede wszystkim jestem zapracowana, mam dodatkowe obowiązki i wyzwania, którym musimy sprostać. Estonia pragnie utrzymać obecny poziom, dlatego opracowujemy dalszy plan działania. Chcemy uczyć się od innych państw – społeczeństwa rozwijają się, idą do przodu, implementują nowe metody – chcemy być tacy sami i zapewnić naszym dzieciom możliwość zdobywania nowych umiejętności. Dostrzegamy ponadto zmiany w samych badaniach PISA – coraz więcej pytań dotyczy codzienności pozaszkolnej, zatem pragnąc iść ramię w ramię z nowoczesnym światem, stoimy przed koniecznością unowocześnienia naszych testów i zawarcia w nich pytań z życia wziętych.

Stoimy również przed wyzwaniem znalezienia równowagi między indywidualnym podejściem do ucznia a ustrukturyzowanym nauczaniem. Chcemy też przyjrzeć się bliżej efektywności oraz skuteczności nauczania – patrząc na uczniów z państw azjatyckich, którzy znaleźli się na ogólnoświatowym podium, widzimy, że osiągnęli to dzięki setkom godzin korepetycji, dodatkowych lekcji, zatem – w naszej opinii – efektywność systemu edukacji jest w tych krajach niska. Musimy sobie więc odpowiedzieć na pytanie, czy chcemy gonić Azję i osiągnąć jeszcze lepsze rezultaty, czy jesteśmy zadowoleni z tego, co mamy.

Estońskie wydatki na edukację w przeliczeniu na jednego ucznia są o 30 proc. niższe niż średnia OECD. Mimo to Estonii udało się zajść tak wysoko w PISA. Jak dokładnie wygląda finansowanie oświaty w Pani kraju?

– Jeśli spojrzymy na zwykłe wynagrodzenie nauczycieli, to rzeczywiście jest ono niższe niż średnia OECD. Bądźmy jednak szczerzy – wspomniana organizacja to klub bogatych. Nasz kraj ma zupełnie inny rodowód niż większość państw członkowskich OECD, zatem wydatkowana przez nas kwota jest jak najbardziej zrozumiała. Pragnę jednak podkreślić, że nasz poziom i tak jest relatywnie wysoki, szczególnie biorąc pod uwagę estoński PKB i jego procent wydatkowany na edukację (Estonia przeznacza na edukację 6,3 proc. PKB – przyp. red). W ramach subwencji oświatowej co roku na pensje dla nauczycieli przeznaczamy 275 mln euro (ok. 1 mld 182,5 mln zł), na obiady szkolne 24 mln euro (ok. 103 mln zł), na koszty operacyjne dla uczniów ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi 19 mln euro (ok. 81,7 mln zł), 8 mln euro na pomoce naukowe (ok. 34,4 mln zł) oraz 2 mln euro na szkolenia dla nauczycieli (ok. 8,6 mln zł).

Nasz system szkolnictwa jest bardzo rozproszony – ze względu na silną politykę regionalną wszystkie szkoły wiejskie, których w skali całego kraju jest bardzo dużo, otrzymują silne wsparcia z budżetu państwowego. Od 2014 r. dotacja dla szkół obliczana jest według następującej formuły: liczba uczniów x stawka uczniowska (patrz notka – przyp. red.) x mnożnik, różny dla różnych regionów. Mnożnik ten zależy od liczby dzieci w regionie i zazwyczaj wynosi 1-2, z wyjątkiem estońskich wysp, które otrzymują dodatkowe pieniądze na zapewnienie pensji dla tamtejszych nauczycieli. Uczniowie z całego kraju mają zapewnione darmowy transport, darmowe podręczniki i obiady. Ktoś może zatem stwierdzić, że w zasadzie estoński system jest drogi, jednak był to nasz wspólny wybór i nikt nie zamierza go zmieniać.

(…)



Więcej – tylko w GN nr 6 (e-wydanie)



Pozostałe artykuły w numerze 6/2020: