Felieton: Gdy rodzina zabrania


Zostałem w poniedziałek w szkole po lekcjach, aby poprowadzić dodatkowe zajęcia dla maturzystów. Zaszyłem się w mysiej dziurze, żeby mnie nikt nie widział. Musiała jednak moje plany wyczuć żona, gdyż zadzwoniła z pytaniem: „Kochanie, czy ty znowu zostałeś z uczniami? Przecież się umawialiśmy”.

Parę dni temu przysięgałem na kolanach, że więcej nie będę pracował bez wynagrodzenia. Nie będę robił tego, co nie należy do obowiązków pracownika. Zaklinałem się, że koniec z zaniedbywaniem rodziny, lekceważeniem potrzeb własnego dziecka, wymigiwaniem się od wyprowadzania psa na spacer itd. Dałem słowo, że wreszcie pomyślę o sobie i rodzinie. Słowo święta rzecz.

„Tylko nie kłam – mówiła przez telefon żona. Czy znowu prowadzisz jakieś koło zainteresowań? Przecież miałeś już tego nie robić”. Nałgałem żonie, że bez powodu mnie podejrzewa. No bo skąd jej to przyszło do głowy? Kochanie, masz mnie za idiotę? Żadnego koła nie prowadzę. Dziennik uzupełniam. Na lekcjach nie mogłem tego zrobić, gdyż nie było dostępu. Jakieś problemy z siecią. Fatalny mamy internet, no przecież wiesz. Nie, nie, z uczniami nie siedzę. Głupi nie jestem.

(…)



Dariusz Chętkowski

Więcej – tylko w GN nr 50 (e-wydanie)



Pozostałe artykuły w numerze 50/2019: