Pełnym Głosem: Dyscyplinarki. Leczenie grypy cholerą


Po czterech miesiącach działania nowych przepisów o postępowaniach dyscyplinarnych system się przytkał od wniosków. Nauczyciele mają dyscyplinarki np. za to, że wypuścili ucznia na lekcji do toalety. Albo za to, że nie wypuścili na lekcji do toalety. Wspólny mianownik tych spraw to „naruszenie dobra dziecka”. I tak oto kwestia wypuszczenia do toalety stała się kwestią egzystencjalną, od której mogą zależeć losy nauczyciela, jego dalsza kariera, perspektywa utrzymania pracy w szkole. Wypuszczać czy nie wypuszczać – oto jest pytanie.

Oczywiście nikt przy zdrowych zmysłach nie neguje tego, że w szkole należy przestrzegać praw dziecka i kierować się dobrem dziecka. Wszak szkoła Korczakiem stać powinna. Ale poukładajmy te przepisy dyscyplinarne rozsądnie, po ludzku. Tak, żeby ustawa z automatu, z powodu jakiejś błahostki lub innej sprawy, którą można rozwiązać na poziomie szkoły, nie wymuszała uruchamiania całej maszynerii postępowania dyscyplinarnego z pełnymi tego konsekwencjami. Niech będzie na przykład tak, że decyzja dyrektora o skierowaniu sprawy do rzecznika dyscyplinarnego będzie uzależniona od oceny powagi i zasadności zarzutów, jak proponuje ZNP.

(…)



Jakub Rzekanowski, redaktor naczelny

Więcej – tylko w GN nr 4 (e-wydanie)



Pozostałe artykuły w numerze 4/2020: