Egzamin z matematyki – tendencja jest niepokojąca. Joanna Świercz: Coraz mniej uczniów osiąga najwyższy wynik

Dawniej jedno zagadnienie zajmowało mi jedną jednostkę lekcyjną, potem dzieci ćwiczyły w domu i można było pójść dalej z materiałem. Obecnie robię to samo przez trzy lekcje, niemal codziennie wracam do tego samego poziomu, co na poprzedniej lekcji, bo oni w ogóle w domach nie zaglądają do zeszytów. Ja wiem, że u podstaw wprowadzenia zakazu prac domowych leżała przesada w zadawaniu zadań, przeciążenie dzieci i zmęczenie rodziców. Należało coś z tym zrobić, uregulować. Tylko że wylano dziecko z kąpielą.

Z Joanną Świercz*, Wyróżnioną w Konkursie Nauczyciel Roku 2021, nauczycielką matematyki w szkole podstawowej, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Za rozwiązanie zadań z matematyki ósmoklasiści uzyskali średnio 50 proc. możliwych do zdobycia punktów. To dobry rezultat czy słaby?

– Spodziewałam się, że ten wynik będzie nawet gorszy niż 50 proc. Wyniki z matematyki napawają coraz większym niepokojem. W szkołach wiele wydarzyło się od wprowadzenia w kwietniu 2024 r. rozporządzenia ograniczającego zadawanie prac domowych, co de facto spowodowało, że zadania domowe zniknęły ze szkolnej rzeczywistości. Nauczyciele stracili ważne narzędzie, a uczniowie w niewystarczający sposób przygotowali się do egzaminu.

Na egzaminie uczniowie najlepiej poradzili sobie z zadaniem, które wymagało użycia wzoru na obliczanie czasu przejazdu rowerzysty, gdy znane były dwie zmienne – droga i prędkość. Najwięcej problemów przysporzyło im zadanie z geometrii, w którym trzeba było wybrać prawidłową strategię obliczenia pola wielokąta. O czym to świadczy?

– Różnie można to oceniać, natomiast dla mnie najważniejsze wnioski wynikają z załączników do komunikatu MEN. Bo to z nich dowiadujemy się, że przybyło uczniów ze słabszymi wynikami. Maleje także odsetek uczniów, którzy uzyskują najwyższe wyniki z matematyki. Wykres dotyczący rozkładu procentowego wyników z matematyki wygląda jak dwugarbny wielbłąd. Zamiast chwalić się, że dzieci dobrze sobie poradziły, jak to robi dyrektor CKE, powinno nas to zaalarmować, bo z normalnym rozkładem wyników ma to już niewiele wspólnego, i tak jest od dobrych dwóch lat.

Niepokoi mnie to, że ten lewy garb oznaczający słabsze wyniki zrobił się wyższy, a prawy garb, gdzie plasują się dzieci z najwyższymi wynikami, w tym roku zmalał. Widzimy początek bardzo niepokojącej tendencji i nie ma na co czekać. Trzeba działać.

To nie jest zaskoczenie w Pani środowisku?

– Mnie to nie dziwi, ponieważ spodziewałam się, że po wprowadzeniu zmian w zadawaniu prac domowych będziemy mieli spadek wiedzy i umiejętności. Szkoda tylko, że najbardziej ucierpiała na tym matematyka. MEN może nadal bronić tego rozporządzenia tłumacząc, że to nie zakaz, tylko ograniczenie prac domowych, jednak dzieci w wieku 7-15 lat, które się uczą wyłącznie dla siebie, bo nauka jest dla nich wartością, można w każdej klasie policzyć na palcach jednej ręki. Obowiązkowe prace domowe, oceniane przez nauczyciela, były ważnym narzędziem, z którego nie powinniśmy rezygnować.

CKE ogłosiła wstępne wyniki egzaminu ósmoklasisty 2025. „Nie ma żadnych tąpnięć”

Jak duży wpływ na tegoroczny wynik egzaminu ósmoklasisty z matematyki miały obowiązujące od ponad roku zmiany dotyczące zadań domowych?

– Wpływ jest znaczący. Jeszcze poważniejsze skutki tej decyzji odczujemy w kolejnym roku szkolnym i w następnych latach. Tegoroczni ósmoklasiści tylko przez rok funkcjonowali w szkole bez zadań domowych. Z każdym rokiem będzie nam przybywać dzieci, które w domach nie robią nic. Zupełnie nic. Teraz najbardziej się martwię o uczniów z edukacji wczesnoszkolnej. Coraz mniej dzieci po przyjściu ze szkoły do domu czyta, pisze i liczy.

Założenie było m.in. takie, że dzieci będą wynosić więcej wiedzy z lekcji. Czy to się udało osiągnąć w klasach I-III?

– Od koleżanek z edukacji wczesnoszkolnej wiem, że większość dzieci czyta tylko w szkole na lekcji. Po załatwieniu przez nauczyciela spraw organizacyjnych, wprowadzeniu do tematu, pozostają zaledwie dwie minuty na jedno dziecko w klasie. Powtórzę, dziecko z klasy I-III czyta tylko przez dwie minuty dziennie. Jak jest z samodzielnym liczeniem zadań z matematyki, mówić nie muszę. W klasie 20-25-osobowej nauczycielka nie wygospodaruje więcej czasu na pracę z każdym uczniem.

Czy to oznacza, że dzieci przestały czytać lektury i liczyć zadania w domu?

– Niestety, tak. Katastrofa. Inicjatorom „gratuluję” pomysłu. Nie we wszystkich domach edukacja jest wartością, nie wszędzie przywiązuje się wagę do czytania, nauki pisania i liczenia. Rodzice nie czytają dzieciom bajek, nie liczą z nimi nawet prostych zadań, nie wszyscy widzą potrzebę uczenia się. W szkołach zderzamy się z takimi postawami coraz częściej.

Michał Leja: Moja przygoda z nauczaniem zaczęła się na studiach, od korepetycji z matmy

Co Panią najbardziej zaskoczyło w tegorocznym arkuszu z matematyki?

– Tegoroczny arkusz wymagał od dzieci bardzo skonkretyzowanej wiedzy, znajomości definicji, wzorów matematycznych. To ciekawe, bo wzorów trzeba się nauczyć na pamięć i często powtarzać w domu, najlepiej odrabiając zadanie domowe i robiąc kolejne przykłady. Bez względu na to, jak MEN by tłumaczyło tę zmianę w zadaniach domowych, w praktyce rezultat jest taki, że dzieci nie uczą się w domu, nie powtarzają, nie liczą, nie zaglądają do zeszytów. Nie robią nic. Zero. Widziałam to w tym roku szkolnym w siódmych klasach.

Ankieta Głosu. Zapraszamy do udziału w głosowaniu:

Nauczycielu, jak zamierzasz spędzić w tym roku wakacyjny urlop?

Zobacz wyniki

Loading ... Loading ...

Dziękujemy za udział w ankiecie. Życzymy spełnienia planów urlopowych (wakacyjnych)!

Miało to wpływ na prowadzenie zajęć?

– Dawniej jedno zagadnienie zajmowało mi jedną jednostkę lekcyjną, potem dzieci ćwiczyły w domu i można było pójść dalej z materiałem. Obecnie robię to samo przez trzy lekcje, niemal codziennie wracam do tego samego poziomu, co na poprzedniej lekcji, bo oni w ogóle w domach nie zaglądają do zeszytów. Ja wiem, że u podstaw wprowadzenia zakazu prac domowych leżała przesada w zadawaniu zadań, przeciążenie dzieci i zmęczenie rodziców. Należało coś z tym zrobić, uregulować. Tylko że wylano dziecko z kąpielą. Nie przemyślano skutków, jakie będzie ze sobą niosło odebranie nauczycielom kluczowego narzędzia. Wreszcie nie przemyślano tego pod kątem przedmiotów ścisłych, w szczególności przedmiotów egzaminacyjnych.

Nauczyciel Roku 2025 i Nauczyciel Jutr@ – szukamy Najlepszych z Najlepszych!

Nie można się dobrze nauczyć matematyki bez zadań domowych?

– Nie można być w czymś dobrym, nie robiąc nic po lekcjach. Przed wejściem w życie tego kontrowersyjnego rozporządzenia dzieci słabsze wyrabiały sobie dzięki pracy w domu przynajmniej podstawową sprawność rachunkową, utrwalały tabliczkę mnożenia. Schematycznie rozwiązywały zadania, ale dzięki temu uczyły się liczenia. Chyba nie muszę nikomu powtarzać, że umiejętność liczenia przydaje się w życiu. Sprawność rachunkową można osiągnąć tylko poprzez wielokrotne powtórzenia, a na lekcji nie ma na to wystarczająco czasu. Jest jeszcze jedna kwestia, o której się zapomina przy okazji omawiania wpływu zadań domowych na umiejętności matematyczne uczniów i wyniki egzaminacyjne. To podstawa programowa. Z całym szacunkiem dla MEN, ale to nie było „odchudzanie” podstawy programowej o 20 proc. Do egzaminu dołożono jeden duży dział o kole, odbierając czas przeznaczany przez nas wcześniej na powtórki czy pisanie próbnych egzaminów. W efekcie żadna wiedza nie została dobrze ugruntowana.

XXXIII Krajowa Konferencja SNM. Dr Tomasz Szwed: Jeśli chcemy się liczyć, musimy rozwijać kompetencje matematyczne

Z podstawy usunięto część zagadnień, a mimo to nic to nie dało?

– Usunięto część zagadnień, które można odnaleźć w innej postaci – procenty to nic innego jak ułamek dziesiętny; na jedno wychodzi. To jest zaciemnianie obrazu. Do tego słychać, że być może kolejne egzaminy ósmoklasisty będą przez uczniów pisane wcześniej, nawet o kilka tygodni. Mieć 10 godzin na powtórki, a ich nie mieć – to jest ogromna zmiana. Przeraża mnie to, bo pokazuje, że ustawodawca nie wie, z jakimi dziećmi na co dzień pracują nauczyciele. Więcej wymagań egzaminacyjnych, brak zadań domowych – nie przewidziano skutków tych zmian i ich wpływu na wynik egzaminu.

Szkoła ma być miejscem bardziej przyjaznym dla ucznia – tak uzasadniano wprowadzenie zmian w zadawaniu prac domowych.

– Ciągłe powtarzanie, że szkoła nie jest miejscem przyjaznym dla ucznia, jest po prostu straszne. Silnej kondycji psychicznej uczniów nie zbuduje się na pobłażaniu i luzowaniu czego się da, tylko na określaniu jasnych reguł i celu, do którego mają zmierzać, oraz na wspierania ich w tej drodze. Od tego jest szkoła. Obwinianie o wszystko szkoły jest strzelaniem sobie w kolano. Zamiast zniechęcać dzieci do edukacji, lepiej budować poczucie, że warto zdobywać wiedzę, że warto cieszyć się tym, że mamy szkoły ogólnodostępne, że są w nich jeszcze nauczyciele. Bo my naprawdę się starzejemy, a następców nie ma. Każdy z nas ma po półtora etatu, bo nie miałby kto uczyć.

Jaka jest obecnie sytuacja na kierunkach pedagogicznych?

– Na naszej uczelni od lat nie mieliśmy absolwenta matematyki, który wybrałby pracę w zawodzie nauczyciela. Nie widzę, a przeżyłam już kilku ministrów edukacji, żeby którykolwiek z nich zajął się tym na poważnie. Zamiast tego ingeruje się w warsztat pracy nauczyciela i odbiera się mu narzędzie do utrwalania wiedzy. Należało kontrolować, jak zadajemy, a nie pozbawiać nas tej możliwości. Zamiast podkreślać zalety edukacji, zaczęto mówić, że matematyka jest za trudna, że nauczyciele zadają za dużo zadań, że nie każdy lubi matematykę, że wszyscy są nią przemęczeni. Pojawiły się nawet petycje, żeby ją wyeliminować z matury jako przedmiot obowiązkowy.

Trzeba wsiąść do rakiety! Dr Jacek Dymel: Laury olimpijskie uczniów są okupione gigantyczną pracą

„Uczniowie dali radę, są niesamowici” – skomentował wyniki egzaminów ósmoklasisty dyrektor CKE.

Nie wiem, czy ten hurraoptymizm jest uzasadniony. Potrzeba nam głębszej refleksji, bo nie wierzę, że nikogo nie przeraża, że są dzieci, które na egzaminie uzyskały zero punktów. Potrzeba nam zmiany społecznej w podejściu do edukacji, bo najwyraźniej zapomnieliśmy, że pierwszym nauczycielem jest rodzic, który od najmłodszych lat czuwa i pokazuje dziecku świat, potem dołącza nauczyciel przedszkola, który uczy prostych rachunków i wielu umiejętności społecznych, następnie jest nauczyciel edukacji wczesnoszkolnej, a dopiero potem wchodzi nauczyciel matematyki lub innego przedmiotu.

I jeszcze jedno: skoro języków obcych można nauczać w mniejszych grupach, to dlaczego nie matematyki czy polskiego? Jeśli ktoś ma jeszcze jakieś wątpliwości, czy to się sprawdza, niech spojrzy na wyniki egzaminu z języków obcych. Stwórzmy dzieciom dobre warunki do nauki przedmiotów ścisłych.

Dziękuję za rozmowę.

*Joanna Świercz jest wykładowczynią w Instytucie Nauk Pedagogicznych Uniwersytetu Opolskiego, członkinią Zarządu Głównego Stowarzyszenia Nauczycieli Matematyki, członkinią grupy Superbelfrzy RP. Prowadzi stronę na Facebooku matmainaczej.

Przedstawiamy wywiad opublikowany w Głosie Nauczycielskim nr 29-30 z 16-23 lipca 2025 r. (wydanie drukowane i elektroniczne).

Fot. Archiwum prywatne

Egzamin ósmoklasisty 2025, dzień drugi. Zdający mierzyli się z królową nauk