„Najmłodsze pokolenie rzadko spogląda w niebo”. Piotr Kędroń o przymiarkach do nowych ramówek: Będę bronił fizyki

W mojej ocenie, jako fizyka, te zmiany to tragedia. Obawiam się, że za kilka lat odnotujemy niepowetowane straty edukacyjne. Tu nie chodzi tylko o okrojenie fizyki z czterech do trzech godzin, ale także o rozkład godzin w klasach VII i VIII. Wystarczy spojrzeć na tabelę, żeby zorientować się, że główny nacisk na fizykę kładzie się w klasie VIII, kiedy uczniowie myślą już o egzaminach, wybieraniu szkół ponadpodstawowych. Można zakładać, że będzie problem z realizacją materiału. Konstruując siatkę godzin, w ogóle o tym nie pomyślano. Bo dwie godziny fizyki dla ósmoklasistów będą realizowane tylko do pewnego momentu, a tej jednej w klasie siódmej to równie dobrze mogłoby nie być.

Z Piotrem Kędroniem, dyrektorem Szkoły Podstawowej nr 1 w Głuchołazach, nauczycielem fizyki, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Jednym z założeń reformy edukacji jest więcej lekcji przyrody w szkole podstawowej, a mniej fizyki. Co na to fizycy?

– Nasz astronauta wybiera się na orbitę okołoziemską, chcemy mieć swój udział w wyścigu na Marsa, a rezygnujemy z lekcji fizyki? Wolałbym usłyszeć inne wieści, bo nie rozumiem, dlaczego to robimy. Jeśli ktoś chciał w ten sposób załatać wakaty, to rezultat wprowadzenia tej siatki godzin może być odwrotny do zamierzonego.

Zmniejszając liczbę godzin z fizyki i chemii, wcale nie zniwelujemy problemu związanego z wakatami, wręcz przeciwnie, pogorszymy tylko sytuację tych fizyków i chemików, którzy już są i dojeżdżają do trzech – czterech szkół.

Co zrobi fizyk?

– Zacznie się zastanawiać, czy nie lepiej poszukać sobie pracy poza szkołą, zamiast szukać godzin w kolejnych. Emeryci też powiedzą „dosyć”. Ja już nawet to słyszę: „Nie, ja nie piszę się na kolejną reformę”. Rozumiem powody wprowadzania tej reformy, ale nie wylewajmy dziecka z kąpielą.

IBE-PIB zaprezentowało propozycję przyszłej siatki godzin przedmiotów przyrodniczych w chwili, gdy dyskusja w pokojach nauczycielskich na ten temat dopiero się rozpędza. Czy zmiany w wymiarach godzin pozostałych przedmiotów, poza fizyką i chemią, są do zaakceptowania?

– Na pierwszy rzut oka porównanie tego, co mamy teraz, i co ma być od 2026 r., wypada na plus, bo widzimy, że liczba godzin przeznaczonych na edukację przyrodniczą ma wzrosnąć z 20 do 21 godzin. Pierwsze wrażenie jest jednak mylące i znacznie odbiega od naszych wyobrażeń. Trudno zaakceptować to, że godzin fizyki, chemii, geografii i biologii będzie mniej.

Przyroda w klasach IV-VI, mniej godzin w klasach VII-VIII. IBE-PIB informuje: Co dalej z edukacją przyrodniczą

Uściślijmy – zgodnie z nową koncepcją liczba godzin przyrody miałaby wzrosnąć z dotychczasowych dwóch w klasie IV do dziewięciu w klasach IV-VI. W związku z tym liczba godzin biologii oraz geografii zmniejszy się z pięciu do trzech. Z czterech godzin fizyki i chemii w klasach VII-VIII pozostaną trzy. Skoro więcej nie znaczy tyle samo, to co to oznacza?

– W mojej ocenie, jako fizyka, te zmiany to tragedia. Obawiam się, że za kilka lat odnotujemy niepowetowane straty edukacyjne.

Dlaczego jedna godzina fizyki mniej to aż taka różnica?

– Tu nie chodzi tylko o okrojenie fizyki z czterech do trzech godzin, ale także o rozkład godzin w klasach VII i VIII. Wystarczy spojrzeć na tabelę, żeby zorientować się, że główny nacisk na fizykę kładzie się w klasie VIII, kiedy uczniowie myślą już o egzaminach, wybieraniu szkół ponadpodstawowych. Można zakładać, że będzie problem z realizacją materiału.

Konstruując siatkę godzin, w ogóle o tym nie pomyślano. Bo dwie godziny fizyki dla ósmoklasistów będą realizowane tylko do pewnego momentu, a tej jednej w klasie siódmej to równie dobrze mogłoby nie być.

Dlaczego przyszła siatka godzin może się nie sprawdzić?

– Fizyka, tak jak chemia, jest nauką eksperymentalną i potrzebujemy na te przedmioty dwóch godzin. Wprowadzenie do lekcji, pokazanie eksperymentu, omówienie go i ugruntowanie wiedzy zajmuje dwie godziny lekcyjne. Przy 45 minutach w klasie VII, gdy dziecko po raz pierwszy styka się z tym przedmiotem na poważnie, to jest marnowanie czasu, głównie nauczycieli.

Elementy fizyki mają być wplatane w lekcje przyrody. To nie wystarczy?

– Widać, że ten plan opiera się na doświadczeniach z lekcjami przyrody wprowadzanymi przez ministra Handkego w ramach reformy z 1999 r. Pamiętam, że jej wprowadzanie było przemyślane. Sam byłem zwolennikiem tego rozwiązania, żeby najpierw stawiać na interdyscyplinarność, a dopiero później rozbijać wiedzę przyrodniczą na przedmioty. To było dobre. Tylko że ten etap kształcenia zaczynał się w gimnazjum. Uczenie geografii, biologii fizyki i chemii zaczynaliśmy z zupełnie innego poziomu.

Widzi Pan w tym próbę stworzenia gimnazjum bez gimnazjum?

– Przeszło mi przez myśl, że próbuje się w podstawówce wydzielić kolejny etap edukacyjny. Ten pomysł nie byłby taki problematyczny, gdyby nie to, że od lat pracujemy inaczej. Czy to jest do zrobienia? Gdybyśmy mieli nauczycieli specjalnie do tego kształconych, którzy nie musieliby szukać wiedzy na własną rękę, to być może udałoby się to zrobić. Bez dodatkowych kwalifikacji fizyk może jakoś poprowadzić przyrodę w klasach IV-VI całościowo, ale geografowi i biologowi mogłoby być trudno wprowadzać elementy fizyki i chemii na lekcjach przyrody.

W profilu absolwenta czytamy, że przyroda jest traktowana jak obszar kształcenia i ma pomóc uczniom poznać oraz zrozumieć „procesy i zjawiska zachodzące w świecie naturalnym”. Celem jest opanowanie wiadomości z zakresu biologii, chemii, fizyki i geografii oraz umiejętności rozumowania naukowego, korzystania z szeregu praktyk badań naukowych, jak m.in. z zadawania pytań, planowania i przeprowadzania eksperymentów.

– Każdy nauczyciel się pod tym podpisze, bo to brzmi bardzo dobrze. Moje wątpliwości wiążą się z tym, że po wyjściu z tej interdyscyplinarności nauczyciele biologii i geografii będą mieli po dwie godziny tygodniowo w klasie VII, a fizycy i chemicy zaledwie po jednej godzinie. I to na tak trudnych przedmiotach. Samo wyjaśnienie dzieciom, że „teraz to jest fizyką, a to jest geografią”, zajmuje trochę czasu.

W praktyce to oznacza, że jeśli w klasie VII pojawi się talent w tej dziedzinie, to ja mam dla niego lub dla niej bardzo mało czasu. Ta siatka godzin mnie zaskoczyła, bo liczyłem, że rozwiniemy skrzydła. Widać, że nie będzie już mowy o nauczaniu blokowym.

Podstawę programową przedmiotów przyrodniczych trzeba uwspółcześnić. Dr Karol Dudek-Różycki: Nie ujedziemy tak dalej

To duża strata?

– Dla nas tak. W bloku dwugodzinnym działamy w naszej szkole już trzeci rok. Jest efektywniej. To jest szansa na to, żeby dzieci fizyką i chemią zainteresować, zamiast tłumaczyć, że to są za trudne treści i ciąć godziny. Fizyki bez eksperymentów nie da się uczyć. To samo powie chemik. Nasz nauczyciel chemii robi tyle eksperymentów, że uzupełniam mu wyposażenie w odczynniki chemiczne. W tym roku też prosił o blok dwugodzinny. I ja mu go daję. Tak samo robię z fizyką. Uczniowie w klasie VII i VIII mają po dwie chemie i dwie fizyki z rzędu. Już teraz – bez reformy – stosuję nauczanie blokowe, a po reformie nie będę mógł tego robić w siódmej klasie?

Czy nauka w blokach dwugodzinnych przekłada się na wyniki uczniów?

– W naszej gminie we wszystkich konkursach przyrodniczych w tym roku moi uczniowie zajęli miejsca na podium. Także w większości konkursów wojewódzkich.

Dlatego tak się martwię, bo pracowaliśmy nad tym u nas w szkole latami. Zgoda, fizyka to trudna nauka, bo łączy kilka dyscyplin, ale można jej uczyć w szkole skutecznie i w większym wymiarze.

Będzie Pan bronił fizyki, bo…

– Nie tylko dlatego, że jestem fizykiem. To jest podstawowa nauka przyrodnicza, badająca najbardziej fundamentalne i uniwersalne wartości. Tu nie trzeba z niczego rezygnować, wystarczy przesunąć, np. edukację zdrowotną na godzinę wychowawczą. Zdziwiłem się, że nie chciano tego zrobić. Można byłoby upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Godzina wychowawcza miałaby wreszcie podstawę programową, a edukacja zdrowotna nie stałaby się przedmiotem nieobowiązkowym.

Można by pomyśleć o zmianach w siatce godzin również na przedmiotach humanistycznych. Dlaczego to fizyka mu ucierpieć na reformie?

(…)

Nauczyciele przedmiotów przyrodniczych napisali do MEN. Zwracają uwagę, że edukacja przyrodnicza była dotąd marginalizowana

Jak reforma może się przełożyć na przyszłość tego zawodu?

– Niepewność powoduje, że liczba fizyków i chemików nie będzie wzrastać. Absolwenci już nie przychodzą. Owszem robią kursy pedagogiczne, ale większość nie chce w tym zawodzie pracować. Dlatego musimy zatrzymać tych, którzy jeszcze z nami są. Oni muszą mieć swoje miejsce w szkole, swoją pracownię. Inaczej do tej pracy ich nie zachęcimy. A powodów do niepokoju jest wiele. Boimy się, że nasz przedmiot będzie traktowany coraz bardziej marginalnie, że stanie się tak jak z astronomią. Niby jest, ale jej nie ma.

Nic dziwnego, że 90 proc. dzieci myśli, że księżyc to jest gwiazda. Wiedza o ruchu planet też jest prawie żadna, bo nie ma na to czasu. Najmłodsze pokolenia rzadko spoglądają w niebo. Nie muszę mówić, że to się kłóci z tymi wszystkimi zapowiedziami o naszej obecności w kosmosie.

Dziękuję za rozmowę.  

Przedstawiamy skróconą wersję wywiadu opublikowanego w Głosie Nauczycielskim nr 13 z 31 marca 2025 r. Całość w wydaniu drukowanym oraz elektronicznym Głosu (e.glos.pl)

Fot. Archiwum prywatne

Nr 13/31 marca 2025

Szkoła po powodzi. Ten czas pokazał, jak wielka jest ludzka solidarność. Piotr Kędroń: Powróciła nam wiara w ludzi