Od września nie zadaję. Elżbieta Tomana, nauczycielka języka polskiego: Nauczycielom trzeba dać swobodę w dydaktyce

Nie zadaję zadań domowych już od września. To eksperyment. Wspólnie z koleżankami polonistkami uznałyśmy, że nie będziemy w naszej szkole zadawać prac domowych z polskiego. Idziemy wspólnym frontem.

Z Elżbietą Tomaną, nauczycielką języka polskiego w klasach IV-VIII w Zespole Szkolno-Przedszkolnym w Międzyrzeczu oraz autorką bloga maszuwage.pl, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Ile zadań domowych zadała Pani w minionym tygodniu?

– Zero. Nie zadaję zadań domowych już od września. To eksperyment. Wspólnie z koleżankami polonistkami uznałyśmy, że nie będziemy w naszej szkole zadawać prac domowych z polskiego. Idziemy wspólnym frontem.

Projekt rozporządzenia MEN ograniczającego prace domowe jest gotowy. Jaka jest geneza Waszego wspólnego frontu w tej kwestii? Co było praprzyczyną tego, że zdecydowałyście się wyprzedzić zmiany systemowe?

– Tak się złożyło. Obserwujemy, oczywiście, co się dzieje, w którą stronę zmierza odrabianie prac domowych.

Zauważyłyśmy, że jak zadajemy prace pisemne, to w ruch idą portale, które oferują omówienia lektur, gotowe odpowiedzi na pytania i nic pozytywnego z tego nie wynika. Zrozumiałyśmy, że to jest zawracanie głowy.

Zakończyły się konsultacje projektu rozporządzenia MEN dotyczącego ograniczenia prac domowych. Czy będą zmiany w projekcie?

Nauczyciele zawracają głowę uczniom, bo zadają prace domowe, czy uczniowie nauczycielom, bo ściągają z internetu?

– To działa w obie strony, bo jeśli coś zadaję, muszę to później sprawdzić. A kiedy okazuje się, że sprawdzam coś, co zostało przeklejone z internetu, kompletnie mija się to z celem. Nie ma sensu. Nie myślę tu nawet o tym, co wypluje sztuczna inteligencja, bo na młodszym etapie szkolnym to wszystko dzieje się raczej bez zaangażowania AI. Przynajmniej tak mi się wydaje, bo na razie nie zorientowałam się, żeby któraś z prac uczniów powstała z jej pomocą.

W podstawówce pokutuje metoda: kopiuj i wklej. To już standard. Nie ma co komentować wpisów internetowych. Szkoda na to czasu.

Pomysł ograniczający prace domowe spotkał się z falą krytyki. Czy nauka nie jest uboższa bez tych zadań domowych?

– Godzin języka polskiego w szkole jest całkiem dużo. Lekcje mamy codziennie, w każdej klasie godzinę albo dwie. Uznałam, że to wystarczająca ilość czasu, żeby poćwiczyć różne formy wypowiedzi, omówić lekturę, poćwiczyć gramatykę. Nie wydało mi się konieczne, żeby dzieci musiały to robić jeszcze w domu, zwłaszcza że zadania domowe stały się domeną rodziców, a nawet dziadków. Oni też nieraz byli w to angażowani.

Jak wielu się do tego przyznawało?

– Uczniowie młodszych klas szczerze i uczciwie się do tego przyznawali. Mówili nam, że np. mama albo babcia pisały wypracowanie. Uznałam więc, że nie chcę zadawać zadań domowych ani rodzicom, ani babciom czy dziadkom. W podstawówce, niestety, często to tak wygląda.

ZNP: Zakaz zadawania prac domowych ingeruje w autonomię nauczyciela

Pozytywna ocena zniesienia prac domowych oraz ich oceniania maleje wraz z wiekiem, a spora część społeczeństwa zdaje sobie pytanie: czy szkoła bez zadań domowych to jeszcze nauka? Co Pani na to?

– Nie zauważyłam, żeby dzieci miały gorsze umiejętności polonistyczne bez zadań domowych. Wszystkie zadania i umiejętności ćwiczymy na lekcji. Zajęcia organizuję tak, abym mogła do każdego dziecka podejść, na bieżąco korygować błędy, na gorąco coś poprawić czy pochwalić. Przy zadaniach domowych ten feedback był odroczony. Dziecko musiało czekać na odpowiedź. Zanim wzięłam zeszyty do domu, poprawiłam je, napisałam omówienie, to minął dzień lub dwa.

Uczeń otrzymał jakąś cyferkę, ale niewiele z tego wynikało. Takie mamy obserwacje z moimi koleżankami. Po zrezygnowaniu z prac domowych wszyscy oszczędzamy czas.

Krytykujący pomysł MEN najczęściej podnoszą obawy o to, że jeśli dzieci nie będą odrabiały prac domowych, to nie będą się ćwiczyły np. w sztuce pisania. Czy Pani się z tym zgadza?

– Nie zgadzam się z tym. Przez godzinę lekcyjną jesteśmy w stanie świetnie sobie tę sztukę pisania poćwiczyć. Przez 20 minut uczniowie piszą jakieś krótsze formy, przez godzinę wypracowania. Pisania jest dość dużo, a do tego wszystko od razu omawiamy. Myślę, że od września piszą nawet więcej niż wtedy, kiedy mieli to robić w domu. Wydaje mi się, że zyskałam nad tym większą kontrolę. Dzieci muszą samodzielnie pogłówkować,uczą się samodzielnej pracy. To ważne, bo jednak przed każdym z nich jest egzamin ósmoklasisty, gdzie trzeba napisać wypracowanie i przeczytać tekst ze zrozumieniem.

Muszę jednak zaznaczyć, że nie zwalnia to dzieci z przygotowania się na kartkówkę, sprawdzian, z czytania lektur, nauczenia się wiersza. Dużo jest takich aktywności, które trzeba zrobić w domu. „Quo vadis” nie da się przeczytać na głos w klasie.

https://glos.pl/men-odpowiedzialo-rpo-ws-prac-domowych-projekt-rozporzadzenia-zostanie-zmodyfikowany

Na swoich lekcjach wprowadza Pani zmiany, które wynikają z oczekiwań społecznych, ale czy Pani je popiera?

– Jak najbardziej, ale wypowiadam się wyłącznie w sprawie mojego przedmiotu. Słyszałam, że w przypadku innych przedmiotów może być problem.

Matematyka, chemia czy fizyka mają inną specyfikę. Kłopot polega na tym, że mówienie o zakazie zadawania prac domowych powoduje, że nie do końca jeszcze wiadomo, jak to ugryźć. Nie wiem, czy taki zakaz zawsze będzie słuszny. Co do tego nie jestem przekonana.

Dyskusji w pokoju nauczycielskim jest sporo. Podejście jest bardzo różne, wiele zależy również od etapu nauczania. Nauczycielki z klas I-III uczą podstawowych umiejętności, takich jak czytanie i pisanie, a to według nich wymaga ćwiczeń również w domu. Rozumiem ich dylematy, bo dzieci jednak mają różne zdolności, dlatego wydaje się, że w takiej kwestii jak zadania domowe, obligatoryjność nie powinna wchodzić w grę. Nauczyciel powinien mieć możliwość zadania czegoś, jeśli zajdzie taka potrzeba.

A Pani od września nie zadała uczniom żadnej pracy domowej?

– Zadania domowe są, ale tylko dla chętnych. Zwykle wiążą się z omówieniem lektury. Dzieci mogą zrobić lapbooka, makietę, co pozwala im lepiej zapamiętać treść lektury. W młodszych klasach uczniowie bardziej się przykładają, w starszych już nie. Ci z klas VII-VIII wolą przygotować prezentację ciekawej książki, która wpadła im w ręce. Za każdą pracę jest ocena. Tylko pozytywna.

Ta zmiana, którą wprowadziłyście od września, wpłynęła na zainteresowanie szkołą, lekcjami języka polskiego?

– Odpowiedź nie będzie łatwa. Uczniowie mają więcej czasu na inne aktywności i z tego byli bardzo zadowoleni. Jeśli jednak nowy zapis wejdzie w życie, to może się okazać, że dziecko całe popołudnie będzie mieć wolne.

To byłby luksus w dzisiejszych czasach, bo szkoła jednak bardzo absorbuje, zwłaszcza te ambitniejsze dzieci. Ale szkoła nie może być kolonią karną. Nie może być tak, że uczeń będzie się uczyć bezrefleksyjnie i na okrągło.

(…)

Cieszy się Pani z tego, że znikają prace domowe?

– Tak, cieszę się. Niech dzieci poczują, że szkoła też jest fajna, że może być przyjemniej. Trzeba tylko pamiętać o jednej rzeczy: że radykalne decyzje w szkole się nie sprawdzą. Potrzebna jest pewna swoboda dla ucznia i nauczyciela. Uważam, że nauczycielom trzeba dać swobodę w dydaktyce.

Dziękuję za rozmowę.

Przedstawiamy fragmenty wywiadu opublikowanego w GN nr 6-7 z 7-14 lutego br. Od chwili przeprowadzenia wywiadu odbyła się w przestrzeni publicznej burzliwa dyskusja na temat rozporządzenia MEN (toczy się ona także na naszych łamach). W tej chwili czekamy na ostateczną wersję rozporządzenia w sprawie prac domowych – ministerstwo zapowiedziało pewną modyfikację pierwotnych założeń .

Fot. Archiwum prywatne

Polecamy Głos Nauczycielski w wydaniu papierowym i elektronicznym!

Nr 6-7/7-14 lutego 2024

„MEN nie zakazuje prac domowych”. Wiceminister edukacji Katarzyna Lubnauer poinformowała w Sejmie, że rozporządzenie zostanie doprecyzowane