Felieton. Groźny minimalizm


W moim liceum zapanowała moda na rozdawanie. To wręcz obsesja. Uczniowie przynoszą z domu różne rzeczy i dzielą się z potrzebującymi. Nie pożyczają, tylko dają. Mam wielką ochotę brać, ale jak pomyślę, że musiałbym zrewanżować się podobną hojnością, przezornie cofam rękę. Wszystko, co mam, jest mi bowiem bardzo potrzebne

Trudno się opanować przed braniem. Jedna z uczennic rozdawała piękne torby – lniane i bawełniane. Mam wprawdzie w domu ze sto podobnych, wszystkie dostałem bądź zwinąłem przy jakiejś okazji, ale cóż szkodzi mieć jeszcze więcej. Nie zawadziłoby powiększyć dobytek o pięć kolejnych. Ciekawe, skąd dziewczyna wzięła tę kolekcję. No i dlaczego się jej pozbywa?

Zrobiłem wywiad i dowiedziałem się, że dom nastolatki się przepełnia. Rodzice tyle tego nazbierali, że nie da się już normalnie żyć. Wszystkie kąty zawalone. Tylko po co posiadać rzeczy, których się nie używa? – myśli córka. Po co komu pięćset toreb, gdy w użyciu są tylko trzy – cztery? Niech więc zostanie nawet dziesięć sztuk, będzie aż nadto, a resztę trzeba rozdać. Dom to przecież nie magazyn. Ważniejszy jest człowiek niż rzecz – rozumuje uczennica.



(…)

 

Dariusz Chętkowski

Cały felieton – tylko w Głosie (nr 44, e-wydanie)



Pozostałe artykuły w numerze 44/2019: