Wywiad Tygodnia: Patriotyzm to być razem


Z Wandą Traczyk-Stawską, nauczycielką z prawie 30-letnim doświadczeniem, żołnierzem Szarych Szeregów, uczestniczką Powstania Warszawskiego ps. Pączek, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Jak przed wojną pojmowano wychowanie w duchu patriotycznym? Jak to robili Pani nauczyciele?

– Nasi nauczyciele byli ludźmi, którzy uczestniczyli w walce o odzyskanie niepodległości w oddziałach Piłsudskiego albo Hallera. Ujmowali nas swoją osobowością, wielkim zaangażowaniem, bo przecież Polska była wcześniej podzielona między trzech różnych okupantów, i to na nauczycielach spoczywał najtrudniejszy obowiązek scalenia młodych pokoleń. Wtedy chodziło po prostu o to, żeby stworzyć od początku normalną, jednakową dla wszystkich edukację na jak najwyższym poziomie.

Ktoś o to dbał?

– Na pewno Józef Piłsudski o to bardzo zadbał, podkreślał zawsze, że nauczycielom należy się szacunek. Pamiętam też to, jaki był stosunek społeczeństwa do nauczycieli. Wtedy wiedziano, że między nauczycielami i rodzicami musi być współpraca. Moi rodzice nie byli wykształconymi ludźmi, ale potrafili docenić, że ich dzieci uczą się w polskiej szkole.

Jak i kiedy odczuła Pani tego ducha patriotyzmu?

– W 1934 r. poszłam do szkoły powszechnej. Z pierwszej wojny światowej wychodziliśmy poranieni, kraj był w bardzo trudnej ekonomicznie sytuacji. W szkole uczyły się wszystkie dzieci, i te, których rodzice byli bezrobotni, i pracujący, bogatsi i biedniejsi. Ale dzięki naszej nauczycielce wszystkie były traktowane jednakowo, uczono je tolerancji i pomagania innym. Mówiono o patriotyzmie, jednak wychowanie w duchu patriotycznym polegało na tym, że nas uczono piosenek, wierszy, zabierano na obchody 11 Listopada. To było święto całego narodu. Pamiętam jak wszyscy razem staliśmy w alei koło Belwederu i patrzyliśmy na defiladę formacji wojskowych. Przeżycie niesamowite, niezapomniane. Wtedy nie miałam jeszcze pojęcia, jak mój ojciec walczył, dokąd w szkole nie nauczono mnie wiersza: „Baczność uczniowie i czapki z głów, przypatrzcie im się zanim was miną. Ten swoją piersią obronił Lwów, tamten był ranny pod Berezyną. Ziąb ich ogrzewał a karmił głód, a oni tylko ścisnęli wargi. Dwóch czasem miało jedyny but, ale nie było czasu na skargi”.

(…)



Więcej – tylko w Głosie nr 33-34 i w e-wydaniu



Pozostałe artykuły w numerze 33-34/2019: