Ta reforma dotyczy nie tylko szkolnictwa i oświaty, ale całej sfery życia rodzin


Z Martą Skrejko-Rygiel, nauczycielką w Zespole Szkół Specjalnych nr 4 w Krakowie, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Od kilku miesięcy środowisko pracowników szkolnictwa specjalnego i poradni wyraża ogromne zaniepokojenie rządowym planem tzw. reformy. Jak ministerialny projekt dotyczący edukacji włączającej odbierają rodzice? Co wynika z Pani obserwacji, kontaktów?
– To jest olbrzymi problem z punktu widzenia wielu rodziców naszych uczniów. Rodzicom zmagającym się na co dzień z osobistą tragedią i problemami związanymi z chorobą i niepełnosprawnością dziecka ta reforma kojarzy się z czymś złym, z czymś, co wywróci im życie do góry nogami. Bo ta reforma dotyczy nie tylko szkolnictwa i oświaty, ale w ogóle całej sfery życia rodzin. Trzeba sobie uświadomić, jak wygląda życie rodziców dzieci z niepełnosprawnościami. Są to dzieci, które często wymagają wsparcia i opieki oraz rozmaitych zajęć przez 24 godziny na dobę, a wyczerpani rodzice teraz słyszą, że znowu czeka ich niepewność, że ich dzieci trafią do obcego im środowiska.

O tych zagrożeniach mówimy od chwili opublikowania projektu MEiN, ale powiedzmy to jeszcze raz: co oznaczałoby dla Waszych uczniów przeniesienie do szkół masowych?
– Jeśli w wyniku reformy trafią do szkół masowych, znajdą się w trudnej sytuacji. Nauczyciele szkół masowych nie posiadają aż tak dogłębnej znajomości metod i form pomocy, budynki nie mają do tego warunków lokalowych.

(…)



Więcej na ten temat – tylko w Głosie Nauczycielskim (nr 20-21, e-wydanie)



Pozostałe artykuły w numerze 20-21/2021: