Felieton: Woźne w depresji


Podczas pracy online najbardziej mi brakowało kontaktu z paniami woźnymi. Postanowiłem więc, że podczas matur odbiję sobie stracony czas i pogadam ze wszystkimi. W sumie z czterema osobami – po jednej na piętro. Na szkołę, do której chodzi ponad 500 uczniów, to chyba nie tak dużo. A jednak organ prowadzący widzi sprawę inaczej i każe zwalniać.

Chciał, nie chciał, po prawie roku niewidzenia się nasze rozmowy dotyczyły głównie zwolnień. Woźna z drugiego piętra powiedziała, że się z tym poważnie liczy. Gdy nie ma uczniów w szkole, nie ma też roboty dla pracowników obsługi. Wprawdzie szkoła – niech pan zobaczy wszystkie sale – jest czysta i przez to bardzo piękna, ale ile można sprzątać miejsce, z którego nie korzystają uczniowie. Prawdę mówiąc, mogli nas zwolnić na początku pandemii, a jednak tego nie zrobili. Więc to się chwali.

Druga woźna opowiedziała, że ma straszne wyrzuty sumienia. Dostawała bowiem wypłatę, choć pracowała na pół gwizdka. Gdy są uczniowie, robota jest naprawdę ciężka, ale kiedy nie chodzą do szkoły, pracy właściwie nie ma. Człowiek jednak sprząta, żeby w ten sposób wytłumaczyć się przed samym sobą, że nie bierze pieniędzy za nic. Koleżanka spodziewa się jednak, że dostanie wypowiedzenie. Do nikogo nie ma pretensji, jak nie ma roboty, to nie ma też zatrudnienia. Już się pogodziła, że musi odejść.

(…)



Dariusz Chętkowski

Więcej na ten temat – tylko w Głosie Nauczycielskim (nr 20-21, e-wydanie)



Pozostałe artykuły w numerze 20-21/2021: