Felieton. Razem, starzy przyjaciele


Lata przepracowałem na skrzydłach autorytetu, ale odkąd cała Polska dowiedziała się, jak mało zarabiają nauczyciele, straciłem i to. Spadam, spadam z wysoka, za chwilę rozbiję się o ziemię. Pomocy! Profesor liceum, a wynagrodzenie ma na pograniczu minimalnej krajowej? Przecież to musi być idiota jakiś. Tak rozumują uczniowie i wcale im się nie dziwię.

Gdy pracuje się bez krzty autorytetu, trzeba mieć pomysł na coś w zamian. Inaczej grozi człowiekowi – posłużę się wersją męską – że zmieni się w cynicznego, zgryźliwego starego dziada. Trzeba zaproponować uczniom inne atuty, skoro nie ma się tego, co świat ceni, czyli prestiżu, jaki daje dobrze płatny zawód. Jest nędznie, a przyszłość może być jeszcze gorsza. Albo mamy asa w rękawie, albo przegraliśmy tę grę.

Stare chwyty są najlepsze. Spróbuję zaskoczyć wszystkich uśmiechem od ucha do ucha. Wprawdzie w pierwszym miejscu pracy nie mogę za bardzo tego robić, gdyż wszyscy znają mnie tu jako niezłego gbura (dziedziczne cechy spotęgowane życiem w zakorkowanym mieście). Pomyśleliby, że będę sypał jedynkami i to mnie tak rozwesela. Na pewno nikt tutaj nie dałby się nabrać na moje miny. Mam kwaśne, zgorzkniałe i prędko się nie zmienię. Za to w drugiej szkole, gdzie nikt mnie nie zna, mogę uśmiechami zastępować brak autorytetu. Tak właśnie robię i mam się całkiem nieźle.



(…)

Dariusz Chętkowski

 

Cały felieton – tylko na łamach Głosu Nauczycielskiego (nr 5, e-wydanie)

 

 



Pozostałe artykuły w numerze 5/2020: